Halo, słuchasz? Chcę ci tylko otworzyć oczy…
Kasia siedziała przy kuchennym stole i zastanawiała się, co zrobić. „Nie mogę mu wybaczyć. Zdrady się nie wybacza. Ale z drugiej strony, czy źle mi było przez te wszystkie lata? Mieszkanie w centrum Warszawy, wygodne życie. Na co narzekać? A jednak…”
***
W szkole Kasia była prymuską. Tak ją wychowali rodzice – wszystko robić porządnie.
A Marek? Ledwo ciągnął trójek poza matematyką. Tam był geniuszem, wygrywał wszystkie olimpiady. Chodził wiecznie nieuczesany, miał irytujący zwyczaj wczepiania palców we włosy, gdy coś mu nie wychodziło. Trochę się garbił, a grube rogowe okulary dodawały mu wyglądu prawdziwego kujona. Dziewczyny go nie interesowały – myślał tylko o wzorach i twierdzeniach.
Pewnego dnia ktoś przypadkiem go trącił na przerwie, okulary spadły i potłukły się. Na lekcji mrużył oczy, próbując coś zobaczyć na tablicy. Wtedy Kasia zauważyła jego profil – niby greckiego wodza, z wyraźną brodą, prostym nosem, dobrze zarysowanymi ustami i gęstymi rzęsami.
Gdy koleżanka Basia szturchnęła ją w ramię, aż drgnęła.
– Bez okularów to wcale przystojny, co? – szepnęła jej do ucha.
Kasia gwałtownie odwróciła wzrok, ale po chwili znów patrzyła na Marka. Po lekcjach podeszła do niego i powiedziała, iż bez okularów wygląda znacznie lepiej.
– Soczewek nie próbowałeś?
Następnego dnia przyszedł do szkoły bez okularów i już się nie mrużył. Kasia domyśliła się, iż rodzice kupili mu szkła kontaktowe.
– I jak, lepiej? – spytał ją na przerwie.
– Dużo lepiej – uśmiechnęła się.
Od tego dnia zaczęli się spotykać. On z zapałem opowiadał o twierdzeniach, ona patrzyła w niego jak urzeczona. Pomagała mu nadrobić polski i historię.
Jako laureat olimpiad matematycznych miał otwarte drzwi na najlepsze uczelnie. Dzięki niemu Kasia nagle zmieniła zdanie – zamiast na filologię w rodzinnym mieście, wybrała studia w Warszawie, byle tylko być blisko niego.
Gdy zbliżał się koniec studiów, rodzice naciskali, by wróciła. Straciła już nadzieję, iż zostanie z Markiem. Ale tuż przed wyjazdem on jednak się oświadczył – niezręcznie klękając na jedno kolano i podsuwając pierścionek w pudełeczku, jak w starym dobrym filmie.
Marek poszedł na doktorat, zaczął wykładać na uczelni. Dostali pokój w akademiku dla kadry, z maleńką kuchnią i łazienką.
Kasia jako studentka była przeciętna – poza pracą w szkole nic jej nie czekało. Po półtora roku urodziła dziewczynkę i już nie wróciła do nauczania. Marek obronił doktorat, dostał prestiżową nagrodę za udowodnienie jakiegoś skomplikowanego twierdzenia. Ona została w domu z córką.
Jego prace publikowano w międzynarodowych czasopismach. Zapraszano go choćby do Oxfordu z wykładami. Gdy został doktorem habilitowanym, ich życie znów się zmieniło. Wyprowadzili się z akademika do mieszkania w śródmieściu.
Znajomi stawiali ich za wzór, pokazywali dzieciom jako idealną rodzinę. Całe życie Kasi kręciło się wokół Marka i córki, Agaty, która wyrosła na piękną kobietę i gwałtownie wyszła za mąż za obiecującego malarza.
Ale wszystko runęło jednego dnia. Kasia właśnie szykowała obiad, gdy zadzwonił telefon.
– Żona Marka Kowalskiego? Dzwonię, żeby cię ostrzec. Twój mąż cię zdradza. Nie odkładaj słuchawki – prosiła „życzliwa” osoba, choć Kasia i tak nie zamierzała. – Miał romans z moją córką. Ledwo wyciągnęliśmy ją z depresji, gdy ją rzucił. Teraz spotyka się z młodą wykładowczynią… Halo, słuchasz? Chcę ci tylko otworzyć oczy…
W słuchawce już dawno rozlegały się sygnały, a Kasia wciąż ją trzymała. Nie wierzyła w plotki, ale postanowiła sprawdzić sama. Poszła na uczelnię, odnalazła salę, w której Marek wykładał, i czekała.
Gdy w końcu studenci wyszli, Marek nie zauważył jej. Nigdy nie patrzył na boki. Gdy wszedł do gabinetu, Kasia odczekała chwilę i otworzyła drzwi. Marek całował się z młodą, piękną kobietą…
***
„I co teraz?” – po raz setny zadawała sobie to pytanie, wpatrując się w kwiatki na tapetach.
Kasia drgnęła, gdy usłyszała, jak klucz obraca się w zamku.
„Nie zdążyłam ugotować obiadu” – pomyślała odruchowo, ale zaraz się uspokoiła. – Po co? Niech teraz gotuje ta druga. Wyjęła walizkę z szafy i zaczęła pakować rzeczy.
– Wszystkie sukienki nosisz do pralni? – spytał Marek, wchodząc do sypialni. W jego głosie nie było zdziwienia, tylko szyderstwo. Kasia spojrzała mu prosto w oczy.
– To twoje rzeczy. Ty się wyprowadzasz.
– Dlaczego? Gdzie? – Teraz dopiero był zaskoczony.
– Jeszcze pytasz? Widziałam cię dziś z nią… Ładna. Mogłeś mi powiedzieć sam, nie czekać, aż ktoś inny to zrobi.
– Co mam powiedzieć? Jacy inni? – Marek był wyraźnie zdenerwowany.
– Znaleźli się życzliwi, opowiedzieli mi o twoich podbojach. Bądź mężczyzną, przyznaj się.
– Nie rozumiem… – Spuścił wzrok.
Kasia usiadła na kanapie, zakryła twarz dłońmi i rozpłakała się.
– Kasia… – Marek dotknął jej ramienia.
Odsunęła się gwałtownie.
– Całe życie ci poświęciłam, chroniłam cię przed codziennością, żebyś mógł myśleć o swoich twierdzeniach. A ty… Byłeś pewny, iż nigdzie nie pójdę. Nie mam nic swojego. Wszystko tu – wskazała ręką po pokoju – kupione za twoje pieniądze. Potrafię tylko sprzątać i gotować. Nie widziałeś mnie od lat, jak mebel.
– Ja nie mam dokąd iść, ty masz. Myślisz, iż twoja nowa pozwoli się wyprowadzić z naszego mieszkania? – Zamknęła walizkę i postawiła przed nim. – Koniec. Idź do niej.
– Właśnie tu się mylisz. Nigdzie nie idę. jeżeli chcesz, to ty wyjdź.
Kasia poczuła, jakby dostała pięścią w żołądek. Patrzyła na niego, nie mogąc złapać tchu.
– Sprowadzisz ją tutaj? Położysz się z nią w naszym łóżku? Boże, nie poznaję cię.
PrPo latach samotności Kasia w końcu odnalazła spokój – otworzyła małą kawiarenkę nad morzem, gdzie serwowała ciasta własnego wypieku, i już nigdy nie myślała o tamtych dniach.