Cześć. Przecież nigdy nie poszliśmy razem do kina, pomyślał, zapominając o przygotowanych wcześniej słowach.

polregion.pl 1 tydzień temu

— Cześć. W końcu nigdy nie poszliśmy wtedy do kina — powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy, zapominając o przygotowanych wcześniej słowach.

Paweł i Róża siedzieli na nadbrzeżu w Gdańsku, marząc o studiach, własnym mieszkaniu i przyszłości.

— Kupię sobie fajne autko, najlepsze jakie będzie. I wszystko nam się uda, na pewno — powiedział Paweł, rzucając kamyk do wody.

— Będziemy jeździć nad morze albo za granicę — dodała wesoło Róża, patrząc, jak znikają kręgi na wodzie. — Ale najpierw trzeba zdać na studia. A już mam dość tej nauki — westchnęła.

— Zdamy. — Paweł przytulił ją mocno.

Wydawało im się, iż nikt przed nimi nie kochał się tak mocno, i iż nic ich nie rozdzieli.

— Chodźmy już do domu, mama się pewnie martwi. I zrobiło się chłodno. — Róża wstała z ławki i jęknęła z bólu. Nowe buty obtarły jej stopy. Zrobiła to samo, co wiele dziewczyn przed nią — zdjęła je i poszła boso po chłodnych płytach nabrzeża.

— Pójdziemy jutro do kina? Leci fajny film… — zaproponował Paweł.

Szli, rozmawiając o niczym i o wszystkim.

— Do jutra — powiedziała Róża pod swoim blokiem, stanęła na palcach, pocałowała Pawła w policzek i gwałtownie wbiegła do klatki.

— To kupię bilety? — krzyknął za nią.

Róża nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się jeszcze w drzwiach.

Miasto jeszcze spało, ale krótka czerwcowa noc dobiegała końca. Wschodzące słońce gasiło gwiazdy na niebie. Nadchodził pierwszy dzień dorosłego życia byłych maturzystów.

Paweł cicho wszedł do mieszkania, by nie obudzić matki, rozebrał się i natychmiast zasnął snem szczęśliwego człowieka, pewnego jutra. Po południu stał już pod oknem Róży. Wyjrzała, a chwilę później wyszła z klatki.

— Mam bilety — powiedział, machając przed nią dwoma kartkami.

— Przepraszam, Paweł, nie mogę. Przyjechała ciocia mamy. Wyszła za mąż i wyjeżdża do Berlina. Zostawiła nam mieszkanie w Warszawie. Musimy jutro jechać, żeby wszystko ogarnąć… Wyjeżdżam.

— A kiedy wrócisz? — zapytał, jeszcze nie rozumiejąc do końca.

— Nie wiem. Będę tam studiować.

— A ja? A my? Przecież mieliśmy razem… — Głos mu się załamał.

— Paweł, taka szansa zdarza się raz. To nie księżyc, możesz przyjechać. A może zdasz do Warszawy? — Jej oczy błyszczały. — Słuchaj, naprawdę, jedź ze mną!

— A gdzie ja tam będę mieszkał? Co powiedzą twoi rodzice? Nie mam bogatej ciotki, nie mam pieniędzy. Jak ja to mam powiedzieć mamie? Ona jest sama…

— Coś wymyślimy… — odparła beztrosko.

— Kiedy wyjeżdżasz? — spytał cicho.

— Jutro rano. Muszę się jeszcze spakować. To wszystko takie nagłe… Paweł, rodzice mnie tu nie zostawią, to bez sensu. jeżeli mnie kochasz, znajdziesz sposób.

— A jeżeli ty mnie… — Urwał, machnął ręką i odwrócił się.

Róża wołała za nim, ale nie obejrzał się. Czasem przyspieszał, aż w końcu, gdy była już daleko, zwolnił. W środku czuł pustkę i złość. „Wyjedzie, pozna nowych ludzi, zapomni… A kim ja jestem? Zwykły chłopak z prowincji…”

— No i dobrze, niech jedzie. Poradzę sobie. Osiągnę wszystko… Pożałujesz… — mruczał pod nosem.

W domu rzucił się na łóżko i tak leżał dwa dni. Matka chciała choćby wzywać pogotowie.

— Weź się za naukę, Pawle. Jak tak poleżysz, nie zdążysz, pójdziesz do wojska. Wtedy Róża na pewno nie wróci, uzna cię za nieudacznika.

Słowa matki otrzeźwiły go. Zaczął się uczyć, choć przed oczami stała mu Róża. W przerwach ćwiczył na drążku, by nie zdołać myśleć. Postanowił osiągnąć wszystko, o czym marzyli. Wtedy przyjedzie do niej do Warszawy i… Ale najpierw studia.

Dostał się, ku euforii matki. Czekał na list od Róży. Sam by napisał, ale nie znał adresu. Żałował, iż zachował się jak dziecko, nie odprowadził jej, nie zapytał… Mógłby teraz pojechać, ale jak ją znaleźć w wielkim mieście? Sąsiedzi też nie pomogli.

Przez całe studia żył nadzieją, iż Róża napisze. Na ostatnim roku firmy rekrutowały absolwentów. Paweł wybrał nową fabrykę pod Warszawą — będzie bliżej niej.

Matka się zgodziła, wypuściła go. Po pół roku dostał mieszkanie. Rok później ożenił się z uśmiechającą się, piwnooką Beatą z księgowości. Urodziła się im córka — Róża.

— Nie podoba mi się to imię. Staromodne — skrzywiła się Beata.

— Wręcz przeciwnie, klasyka. Różyczka. Brzmi? — nalegał.

Po dziesięciu latach Paweł został wicedyrektorem. Miał dom, dobre auto. Matka pomogła, sprzedając swoje mieszkanie. Zamieszkała z nimi, pomagając z wnuczką.

Paweł często jeździł w zagraniczne podróże służbowe. Nauczył się angielskiego. Z prowincjusza stał się pewnym siebie menedżerem. Był w Chinach, Włoszech…

Pewnej nocy przyśniła mu się Róża. Stała na nadbrzeżu, a potok za nią płynął tak samo jak wtedy. „W końcu nigdy nie poszliśmy wtedy do kina” — powiedziała smutno.

Z czasem myślał o niej coraz rzadziej, ale po śnie znów zaczął. Gdzie była? Co się z nią działo? Pewnie wyszła za mąż. Tego sobie zabraniał. Znów chciał ją zobaczyć, pochwalić się sukcesami.

W internetowym wyszukiwarce wpisał jej imię i Warszawę. Czytaj dalej w następnej odpowiedzi.

Idź do oryginalnego materiału