Cześć. Nie poszliśmy nigdy razem do kina, prawda? – powiedział, zapominając o przygotowanych wcześniej słowach.

twojacena.pl 2 godzin temu

„Cześć. No i nie poszliśmy wtedy do kina…” – powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy, zapominając o przygotowanych wcześniej frazach.

Kamil i Małgosia siedzieli na nadwiślańskiej ławce, marząc o studiach, karierze, własnym mieszkaniu…

– Kupię sobie niemieckie auto, największego grucha. I wszystko nam się uda – rzucił Kamil, wrzucając kamyk do wody.

– Pojedziemy nad morze albo za granicę – dodała wesoło Małgosia, śledząc kręgi na wodzie. – Ale najpierw trzeba zdać maturę. A już mam dość nauki… – westchnęło dziewczyna.

– Zdamy – Kamil objął ją ramieniem i przytulił.

Wydawało im się, iż nikt przed nimi nie kochał się tak mocno i iż nic ich nie rozdzieli.

– Chodźmy już, mama pewnie się martwi. I zimno mi – Małgosia podniosła się z ławki i jęknęła z bólu. Nowe buty obtarły jej stopy. Zdejmując je, poszła boso po chłodnej kostce brukowej.

– Może jutro pójdziemy do kina? Leci fajny film… – zaproponował Kamil.

Szli, gawędząc o niczym i o wszystkim.

– Do jutra! – powiedziała Małgosia przed swoim blokiem, stanęła na palcach, cmoknęła go w policzek i gwałtownie wbiegła do klatki.

– To kupię bilety? – krzyknął za nią.

Nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się u drzwi.

Miasto jeszcze spało, ale krótka czerwcowa noc już gasła, a świt wypalał gwiazdy na niebie. Rozpoczynał się pierwszy dzień dorosłości świeżych maturzystów.

Kamil cicho wszedł do mieszkania, starając się nie rozbudzić matki, rozebrał się i natychmiast zasnął snem człowieka szczęśliwego, pewnego jutra. Po południu stał już pod oknami Małgosi. Wyjrzała, a chwilę później wyskoczyła z klatki.

– Mam bilety! – Kamil zamachał nimi przed jej nosem.

– Przepraszam, Kam, nie mogę. Przyjechała ciocia mama. Wyszła za Niemca i wyjeżdżają do Düsseldorfu. Zostawiła nam mieszkanie w Warszawie. Jutro musimy pojechać z nią, żeby pokazała wszystko… Ja wyjeżdżam.

– A kiedy wrócisz? – zapytał Kamil, jeszcze nie rozumiejąc do końca.

– Nie wiem. Będę zdawać na studia tam.

– A ja? A my? Przecież mieliśmy razem… – Kamil nie wierzył własnym uszom.

– Kam, to jedyna szansa. Warszawa to nie księżyc, możesz przyjeżdżać! A może zdasz tam zamiast tutaj? – Głos Małgosi zabrzmiał nagle entuzjastycznie. – Słuchaj, naprawdę, pojedź ze mną?

– No gdzie ja tam będę mieszkał? A co twoi rodzice powiedzą? Ja nie mam bogatej ciotki i forsy. Jak mam to mamie powiedzieć? Jest sama…

– Jakoś to będzie – machnęła ręką Małgosia.

– Kiedy wyjeżdżasz? – zapytał przygaszonym głosem.

– Jutro rano. Jeszcze muszę się spakować… Kam, rodzice mnie tu nie zostawią, choćby nie próbujesz! jeżeli mnie kochasz, znajdziesz sposób – powiedziała, ale Kamil nie słuchał.

– A jeżeli ty mnie kochasz… – urwał, machnął ręką, odwrócił się i odszedł.

Małgosia krzyczała coś za nim, ale nie obejrzał się. Dopiero gdy zniknął za rogiem, zwolnił kroku. W sercu coś wyło jak wilcza wataha. „Wyjedzie, znajdzie nowych, zapomni… A ja? Tylko chłopak z zadupia” – tłukło mu się w głowie.

– No to spierdalaj! Dam sobie radę… Jeszcze pożałujesz – mruczał pod nosem.

Wrócił do domu, rzucił się na łóżko i leżał tak dwa dni. Matka myślała już wzywać pogotowie.

– Kamil, zabierz się do nauki. jeżeli tak będziesz leżał, nie zdasz i pójdziesz do wojska. Wtedy Małgosia na pewno do ciebie nie wróci.

Słowa matki otrzeźwiły go. Męczył książki, a widział przed sobą tylko Małgosię. W przerwach katował się na turku, żeby zapomnieć. Postanowił zdobyć wszystko, o czym marzyli razem. Wtedy przyjedzie do niej do Warszawy i… Ale najpierw musiał zdać na studia.

I zdał, ku euforii matki. Czekał na list od Małgosi. Sam by napisał, ale nie znał adresu. Głupi był, iż obraził się jak dzieciak, nie odprowadził, nie zapytał… Teraz mógłby przynajmniej przyjechać, ale jak ją znaleźć w milionowym mieście? Sąsiedzi też nie pomogli – rodzice nie zostawili im danych.

Przez całe studia żył nadzieją, iż Małgosia napisze albo wróci. Na koniec rekrutowali go z różnych firm. Wybrał nową fabrykę pod Warszawą – bliżej Małgosi, może choćby ją spotka.

Matka zgodziła się, wypuściła go. Po pół roku dali mu mieszkanie. Rok później ożenił się ze śmieszną, piwnooką Basią z księgowości. Urodziła im się córka – Małgorzatka.

– Nie podoba mi się to imię. Staroświeckie – skrzywiła się Basia.

– Najmodniejsze! Klasyka! Małgośka – brzmi, co? – upierał się Kamil.

Po dziesięciu latach został wicedyrektorem. Kupił dom, ekskluzywne auto. Matka dołożyła, sprzedając swoje mieszkanie, i przeprowadziła się do nich, pomagając z wnuczką.

Kamil często jeździł w delegacje – Niemcy, Włochy, Chiny. Nauczył się angielskiego. Z prowincjusza stał się pewnym siebie biznesmenem.

Pewnej nocy przyśniła mu się Małgosia. Stała na nadwiślańskiej ławce, a za nią płynęła rzeka, tak jak wtedy po maturze. „No i nie poszliśmy wtedy do kina…” – powiedziała smutno.

Z czasem myśli o Małgosi bladły. Ale po tym śnie wróciły. Gdzie jest? Co z nią? Pewnie wyszła za mąż… Zaczął szukać jej w sieci. Wpisał imię i Warszawa – setki obcych twarzy. Dopiero gdy dodał ich rodzinne miasto, znalazł.

Chłonął zdjęcia. Poznawał ją i nie poznawał na tle willi z basenem. Tu bawi się z rottweilerem na idealnym trawniku, tam trzyma za rękę pięcioletniego chłopca…

W opisie napisała mało: mieszka w Niemczech, mąż, syn… choćby nazwy miasta nie wymówił. No tak, spełniła marzenia. I jemu się udało, ale serce nagle zabiło tęsknotą.

Napisał krótko, iż przypadkiem ją znalazł i się cieszy. Małgosia nie odpisała. Dopiero wtedy zauważył, iż ostatnio była online dwa lata temu.

Przyszła myKamil zamknął laptopa, uśmiechnął się do zdjęcia Basi i Małgośki na biurku i poszedł przytulić swoją rodzinę, która na niego czekała.

Idź do oryginalnego materiału