Cześć, jesteś z nami? Chcę otworzyć ci oczy…

twojacena.pl 1 tydzień temu

Dawno temu, w jednym z polskich miast, miała miejsce historia, którą warto opowiedzieć…

Zosia siedziała przy kuchennym stole, zastanawiając się, co począć. *„Nie mogę mu wybaczyć. Zdrady się nie wybacza. Ale z drugiej strony… Czyż nie żyło mi się dobrze przez te wszystkie lata? Mieszkanie w centrum Warszawy, dostatnie życie. Nie mam prawa narzekać. A jednak…”*

***

W szkole Zosia była prymuską. Tak wychowali ją rodzice – wszystko miało być wykonane jak najlepiej.

Tymczasem Wojtek ledwo ciągnął z trójkami, choć matematyka była jego pasją. Tam błyszczał, wygrywał olimpiady. Zawsze wyglądał na nieco roztrzepanego – miał irytujący zwyczaj targania włosów, gdy coś mu nie wychodziło. Lekko przygarbiony, w grubych rogowych okularach, wyglądał jak typowy kujon. Dziewczyny go nie interesowały – myślał tylko o wzorach i twierdzeniach.

Pewnego dnia przypadkiem go potrącono na przerwie. Okulary spadły i potłukły się. Na lekcji mrużył oczy, próbując coś dostrzec na tablicy. Wtedy Zosia nagle zauważyła jego profil – przypominał antycznego wodza: wyraźna linia szczęki, prosty nos, kształtne usta i gęste rzęsy.

Dotyku w ramię choćby nie poczuła.

– *Bez okularów to całkiem przystojny* – szepnęła jej do ucha koleżanka Hanka.

Zosia spuściła wzrok, ale po chwili znów patrzyła na Wojtka. Po lekcjach podeszła do niego i powiedziała, iż bez okularów wygląda lepiej.

– *Soczewek nie próbowałeś?*

Następnego dnia przyszedł do szkoły już bez okularów – i bez mrużenia. Zosia zrozumiała, iż rodzice kupili mu szkła kontaktowe.

– *No i jak?* – spytał na przerwie.

– *Dużo lepiej* – uśmiechnęła się.

Od tego dnia zaczęli się spotykać. On z pasją opowiadał o twierdzeniach, ona patrzyła na niego z zachwytem. Pomagała mu z polskim i historią.

Jako zwycięzca olimpiad matematycznych, mógł wybierać najlepsze uczelnie. Dla Wojtka Zosia porzuciła marzenia o polonistyce w rodzinnym mieście i wyjechała do Warszawy, by być przy nim.

Gdy studia dobiegały końca, jej rodzice naciskali, by wróciła. Straciła już nadzieję, iż Wojtek się oświadczy. Ale tuż przed jej wyjazdem upadł na kolano i wyciągnął pierścionek – jak w starym dobrym filmie.

Wojtek został aspirantem, potem wykładowcą. Młodzi dostali pokój w akademiku dla kadry – z małą kuchnią i łazienką.

Zosia była przeciętną studentką – przed nią była tylko kariera nauczycielki. Po półtora roku urodziła córeczkę i nie wróciła już do szkoły. Wojtek obronił doktorat, dostał nagrodę za udowodnienie jakiegoś skomplikowanego twierdzenia. Ona została w domu, wychowując Marysię.

Jego artykuły drukowały międzynarodowe czasopisma. Zaproszono go choćby na wykłady do Oxfordu. Habilitacja otworzyła nowy rozdział w jego karierze. Zosia cieszyła się jego sukcesami – w końcu i ona miała w nich udział. Wyprowadzili się z akademika do mieszkania w centrum Warszawy.

Znajomi stawiali ich za wzór, powtarzali dzieciom: *„Patrzcie, jaka przykładna rodzina”*. Całe życie Zosi kręciło się wokół Wojtka i Marysi, która wyrosła na piękną dziewczynę i wcześnie wyszła za mąż za obiecującego malarza.

Ale wszystko rozpadło się jednego dnia. Zosia szykowała obiad, gdy zadzwonił telefon.

– *Czy to żona Wojciecha Kowalskiego? Dzwonię, żeby panią ostrzec. Mąż pani ma romans. Niech pani nie odkłada słuchawki* – prosiła życzliwa kobieta, choć Zosia i tak nie zamierzała. – *Miał romans z moją córką. Ledwo ją odratowaliśmy, gdy ją porzucił. Teraz spotyka się z młodą wykładowczynią. Jeżdżą razem na konferencje… Halo, słyszy mnie pani? Chcę tylko otworzyć pani oczy…*

W słuchawce już dawno rozbrzmiewał sygnał, ale Zosia wciąż trzymała ją w dłoni. Nie wierzyła plotkom – musiała sama się przekonać. Poszła na uczelnię, odnalazła salę, w której Wojtek wykładał, i czekała.

Wreszcie drzwi się otworzyły, korytarz wypełnił gwar studentów. Wojtek minął ją, nie zauważając. Nigdy nie patrzył dookoła. Gdy wszedł do gabinetu, Zosia odczekała chwilę i otworzyła drzwi. Całował się z młodą, piękną kobietą…

***

*„Co teraz?”* – po raz kolejny zadała sobie to pytanie, wpatrując się w kwieciste tapety.

Drgnęła, gdy w zamku zaskoczył klucz.

*„Nie zdążyłam przygotować obiadu”* – przemknęło jej przez głowę, ale zaraz się uspokoiła. *„Niech teraz ktoś inny gotuje”*. Wydobyła z szafy walizkę i zaczęła pakować rzeczy.

– *Wszystkie sukienki niosiesz do pralni?* – spytał Wojtek, wchodząc do sypialni. W jego głosie nie było zdziwienia, tylko szyderstwo. Spojrzała na niego prosto.

– *To twoje rzeczy. Ty stąd wychodzisz.*

– *Dlaczego? Dokąd?* – Teraz dopiero się zdumiał.

– *Nadal pytasz? Byłam dziś na uczelni, widziałam cię z nią… Ładna. Mogłeś mi powiedzieć sam, zamiast czekać, aż zrobią to inni.*

– *O czym mówisz? Jacy inni?* – Teraz wydawał się zaniepokojony.

– *Jacyś życzliwi ludzie opowiedzieli mi o twoich zdradach. Ze studentkami, młodymi wykładowczyniami. Bądź mężczyzną, przyznaj się.*

– *Nie rozumiem…* – Spuścił wzrok.

Zosia usiadła na łóżku, zakryła twarz dłońmi i rozpłakała się.

– *Zosiu…* – Wojtek dotknął jej ramienia.

Wyrwała się, strącając jego dłoń.

– *Całe życie poświęciłam tobie, żebyś mógł udowadniać swoje twierdzenia, żebyś wyglądał jak człowiek sukcesu. A ty… Byłeś pewny, iż nigdzie nie pójdę. Nie mam nic. To wszystko twoje…* – Wskazała ręką pokój. – *Kupione za twoje pieniądze. Umiem tylko gotować i sprzątać. choćby nie zauważałeś mnie, jak mebla* – mówiła przez łzy.

– *Ja nie mam dokąd iść. Ty masz. Myślisz, iż twoja kochanka zgodzi się na zamianę naszego mieszkania?* – Zamknęła walizkę i postawiła przed nim. -Zosia zamknęła za sobą drzwi mieszkania, zostawiając przeszłość i niepewną przyszłość za plecami, ale w sercu wiedziała, iż dopiero teraz zacznie żyć naprawdę.

Idź do oryginalnego materiału