— Dzień dobry. Jestem żona Jurka. Mogę wejść?
Od tygodnia w Akademii Medycznej wrzało przed nadchodzącymi zawodami w siatkówce. Drużyna medyków miała grać przeciwko ekipie z Politechniki. Przyjaciółka od rana namawiała Kasię, żeby poszła z nią obejrzeć mecz.
— Nie lubię siatkówki, sport w ogóle mnie nie interesuje. Nic w nim nie rozumiem — wzdragała się Kasia.
— Co tu rozumieć? Po prostu będziemy kibicować naszym, żeby wygrali. No proszę, zrób to dla mnie — błagała Agata.
— Nie chodzi ci o wygraną, tylko o Jacka — westchnęła Kasia i w końcu się zgodziła.
W hali było tłoczno, wszystkie ławki wzdłuż jednej ściany zajęte. Gra wciągnęła choćby Kasię. niedługo krzyczała razem z innymi i machała chorągiewkami. Medycy mieli czerwone, kibice politechniki — niebieskie. Ostatecznie wygrała drużyna akademii. Przyjaciółki cieszyły się, jakby to był ich własny sukces.
— Idziemy do domu? — zapytała Kasia, gdy wyszły z budynku uczelni.
Dawno zapadł zmrok, zapaliły się latarnie.
— Poczekajmy na Jacka, pogratulujemy mu. Zaraz się przebierze i wyjdzie — prosiła Agata ochrypłym od krzyków głosem.
Czekać nie musiały długo. Jacek wyszedł z jakimś chłopakiem, zauważył dziewczyny, podszedł i przedstawił im swojego rywala z boiska — Jurka. Okazało się, iż przyjaźnili się od podstawówki. Szli we czwórkę, dyskutując o meczu. Potem się rozdzielili: Jacek odprowadził Agatę, a Jurek — Kasię. Od tamtego dnia zaczęli się spotykać.
Rok później, gdy Kasia skończyła studia, wzięli ślub. Jurek ukończył naukę wcześniej, już pracował. Rodzice obojga dołożyli się do wkładu własnego, a młodzi kupili dwupokojowe mieszkanie na kredyt, z myślą o przyszłych dzieciach.
Trzy lata po ślubie Kasia urodziła syna, a sześć lat później córkę.
Między urlopami macierzyńskimi pracowała w miejskiej przychodni stomatologicznej, lecząc wszystkich znajomych i ich znajomych. Jurek był inżynierem w dużej firmie. W siatkówkę grał teraz rzadko, głównie latem na plaży. Formy nie stracił, przez cały czas był wysportowany i przystojny. Za każdym razem, gdy Kasia patrzyła na męża, przypominała sobie ich pierwsze spotkanie. Teraz trudno było uwierzyć, iż mogli się nigdy nie poznać — przecież nie chciała iść na te zawody.
Oczywiście, nie było już między nimi tej namiętności co w pierwszym roku małżeństwa, ale żyli zgodnie. Zapraszali gości na święta, jeździli na grilla do znajomych na działki w weekendy, wybierali się na wakacje nad morze. choćby dwa razy odpoczywali w Turcji — raz sami, a raz z synem Adamem. Weronika była wtedy jeszcze w planach. Wśród przyjaciół uchodzili za idealną parę. Nielicznych, którzy przetrwali do dziś.
Agata zazdrościła Kasi, ale bez złośliwości. Uważała, iż to dzięki niej są razem. Gdyby wtedy nie namówiła Kasi na mecz, nigdy nie poznałaby Jurka. Sama z Jackiem się nie ułożyło. Wyszła za mąż, rozwiódła się po dwóch latach i wciąż szukała szczęścia.
Pewnego wieczoru Kasia odrabiała lekcje z synem, który chodził do piątej klasy. Córka rysowała obok, przechylając głowę i wystawiając język z wysiłku.
— Mamo, chyba dzwoni telefon — powiedział Adam, podnosząc wzrok z zeszytu.
Kasia się wsłuchała. Rzeczywiście, telefon wibrował. W domu zwykle wyciszała dzwonek. Dzwonili do niej często — znajomi z bolącym zębem, proszący o radę, jak przetrwać do rana, albo błagający, żeby przyjęła w przychodni ich „ważnego” znajomego. Choć wyłączała dźwięk, zawsze odbierała. Była lekarzem, nie mogła odmówić pomocy.
Tym razem dzwoniła Agata. Kasia odebrała i od razu powiedziała, iż jest zajęta z synem, i poprosiła, żeby oddzwoniła później.
— Później będzie za późno — odparła Agata. — Jurka nie ma w domu, prawda?
— Jeszcze nie wrócił z pracy. Mówił, iż się spóźni. Coś pilnego?
— Nie jest w pracy. Właśnie widziałam go w restauracji z ładną dziewczyną. Ja tu jestem na randce. Wyszłam specjalnie, żeby do ciebie zadzwonić. Wsiedli do jego samochodu i odjechali. Chyba do niej. Wybacz, ale to nie przypadkowe spotkanie. To poważny związek. Mam wprawne oko. Słyszysz mnie?
— Słyszę — odpowiedziała Kasia.
Wiedziała, iż Jurek podoba się kobietom. Ale nigdy nie dał jej powodu, by wątpić w jego wierność. Agata mogła coś sobie uroić — przecież piła. Albo po prostu się pomyliła. A może Kasia przegapiła sygnały nadchodzącej katastrofy?
— Piłam mało — dodała Agata, jakby czytała w myślach. Głos miała trzeźwy. — Nie myśl, iż dzwonię z zazdrości. Zależy mi na tobie i Jarku. Nigdy nie próbowałam go odbić. Zawsze miał oczy tylko dla ciebie. Ale nie mogłam milczeć. Ostrzeżona — to znaczy uzbrojona.
Ten, z którym jestem w restauracji, pracuje w policji. Chcesz, żeby sprawdził, kim ona jest? Myślę, iż się nie wymiga. Sama chętnie bym tej lafiryndzie włosy powyrywała. Ale to ty musisz zdecydować. Ja bym się nie poddała. Takich facetów jak on na ulicy nie znajdziesz. Masz dwoje dzieci, pamiętaj. Więc sprawdzić?
Gdyby zadzwonił ktoś inny, Kasia może by nie uwierzyła. Ale Agacie ufała. Nie kłamałaby bez powodu.
— Czemu milczysz? — spytała przyjaciółka.
— Sprawdź — powiedziała Kasia i odrzuciła telefon, jakby to on był winny.
— Mamo! — zawołał Adam.
— Już idę.
Kasia wyszła do kuchni, stanęła przy oknie. Trzęsła się. Jurek… z inną… Przypomniał jej się tytuł starego filmu: „To niemożliwe!”. Ale Agata zna go tyle lat — nie mogła się pomylić.
Kasia splotła lodowate dłonie. Serce bolało, twarz płonęła, a w środku czuła ohydny chłód. „Może jednak się pomyliła? Może to spotkanie służbowe? Ale Agata mówiła o związku… Jurek jest tylko człowiekiem, mógł się zakochać. Faceci tak mają. Zawsze podobał sięKasia wzięła głęboki oddech i postanowiła, iż najpierw porozmawia z mężem, bo tylko prawda mogła ich teraz uratować.