Czekałam osiem lat na oświadczyny od chłopaka, a potem poznałam innego i wyszłam za niego po pół roku.

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

Zaczęłam spotykać się z Andrzejem, gdy miałam już dwadzieścia osiem lat. Wydawało mi się, iż to już ten wiek, kiedy ludzie ogólnie decydują, czego chcą w życiu.

W tamtym momencie miałam stabilną pracę, własne mieszkanie (podarowane przez rodziców). Wzięłam kredyt na samochód. I rozumiałam, iż za dwa-trzy lata chcę już wyjść za mąż i mieć dzieci.

Gdy poznałam Andrzeja, pomyślałam, iż to właśnie ten mężczyzna, z którym mogę zrealizować te cele. Od początku wiedział o moich planach. I mówił mi, iż też jest poważnie nastawiony.

Zaczęliśmy mieszkać razem dość szybko. Oczywiście, nie wszystko było idealne, ale starałam się dopracować nasze wspólne życie.

Liczyłam, iż w ciągu roku-dwóch Andrzej oświadczy się. Jednak czas mijał, a nikt mnie nie zapraszał do ślubu. Szczerze czekałam dwa lata, a potem sama zaczęłam robić aluzje. Ale mój ukochany udawał, iż nic nie rozumie. Gdy cierpliwość mi się skończyła, zapytałam wprost:

– Andrzej, mieszkamy razem już trzy lata. Czy w ogóle planujesz się ze mną ożenić?

Spojrzał na mnie przestraszony, jakby nadszedł dzień, którego się obawiał przez całe życie.

– Oczywiście, planuję, – odpowiedział niepewnie.

– Kiedy? – nalegałam.

– Kiedy wszystko się unormuje, – odpowiedział. – Wiesz przecież, iż teraz mamy kredyt na mój samochód. I mieszkamy w twoim jednopokojowym mieszkaniu. A jeżeli się ożenimy, wszystko w naszym życiu się zmieni. Po pierwsze, trzeba zaoszczędzić pieniądze na wesele. Po drugie, trzeba pomyśleć o dzieciach. Jasne, iż w jednopokojowym mieszkaniu będzie nam ciasno we troje.

– Możemy się przeprowadzić do twojego dwupokojowego, – odpowiedziałam.

Mieszkanie Andrzeja w tym czasie wynajmowaliśmy.

– Tam trzeba zrobić remont, – przypomniał Andrzej. – A to też kosztuje.

Z takimi argumentami musiałam się zgodzić. Jeszcze rozmawialiśmy z Andrzejem, i wydawał się nastawiony na ślub i dzieci. Ale tylko po tym, jak wszystko będzie gotowe.

I tak ten etap przygotowań przeciągnął się na długo. Mijały miesiące i lata, a w naszym życiu nic się nie zmieniało. Tylko spłacił kredyt na jedno auto, jak od razu zdecydował wymienić je na nowe, droższe. I na nie też trzeba było płacić kredyt.

To samo z mieszkaniem. Remontu nie zaczęliśmy, bo Andrzej kontynuował wynajem swojego mieszkania. Wynajmował je, aby zaoszczędzić pieniądze na remont. I na wesele. Ale mimo to oszczędzanie nie szło. Pieniądze jakoś dziwnie znikały.

Kiedy minęło już pięć lat po naszej rozmowie, nagle zrozumiałam, iż Andrzej nigdy się ze mną nie ożeni. Zawsze znajdzie powody, dla których jeszcze nie nadszedł czas.

Podjęłam ostatnią próbę. Spróbowałam porozmawiać z nim normalnie, spokojnie, dorosle. I nic z tego nie wyszło. Potem po prostu odeszłam od niego.

Ale on choćby nie potraktował tego poważnie. Pewnie nie mógł sobie wyobrazić, iż po tylu latach zdecyduję się na ten krok. I, co dziwne, po tym, jak Andrzej zniknął z mojego życia, zaczęłam czuć się lepiej.

Mogłam się zrelaksować i zacząć cieszyć się życiem. Robiłam wszystko, co chciałam. Spotykałam się z przyjaciółmi, gdy chciałam. Gdy czułam się dobrze – siedziałam w domu i spędzałam czas sama ze sobą.

I dosłownie miesiąc po takim zrelaksowanym stanie poznałam innego mężczyznę. choćby nie planowałam niczego poważnego z nim. Wszystko zaczęło się po prostu jako lekki romans, aby się zrelaksować i oderwać. Ale w trakcie rozmów z Michałem zrozumiałam, iż czuję się z nim dobrze i komfortowo. I jemu także było dobrze ze mną.

I dosłownie pół roku po poznaniu złożył mi propozycję. I się zgodziłam.

Idź do oryginalnego materiału