Czas Przemian

twojacena.pl 1 miesiąc temu

Weronika wracała do domu zmęczona i wyczerpana. W jednej ręce niosła torebkę, w drugiej – siatkę z zakupami. Nogi plątały się pod nią. Chciało się jej usiąść na chodniku i nie ruszać. Ale w domu czekał Maks. Syn. Jedyny sens jej życia. Gdyby nie on, dawno porzuciłaby to beznadziejne istnienie.

Jedni rodzą się ze srebrną łyżką w ustach – wszystko idzie im jak z płatka. Inni, jak Weronika, przyszli na świat po to, by cierpieć. W pierwszej klasie liceum, na urodzinach koleżanki, poznała chłopaka o dwa lata starszego. Wydawał się jej dorosły, silny, nie przejmował się konwenansami. Zakochała się bez pamięci.

Weronika nie była pięknością, ale jak większość nastolatek – urocza i sympatyczna. Oczy ciemnoszare, proste kasztanowe włosy, kształtne usta, smukła sylwetka z zaokrągleniami tam, gdzie trzeba.

W styczniu mamę zabrano do szpitala z zapaleniem płuc. Mieszkanie zostało do dyspozycji Weroniki i jej chłopaka. Wtedy właśnie stało się to, co przytrafia się niedoświadczonym dziewczynom w wieku siedemnastu lat. Dała się namówić, uwierzyła w obietnice i słowa miłości, które tak łatwo rzuca się w tym wieku.

Kiedy Weronika zorientowała się, iż jest w ciąży, od razu pobiegła do ukochanego.

– A ja tu niby jaki ojciec? Spójrz na mnie. Szukaj sobie innego frajera… – rzucił i zniknął z jej życia tak nagle, jak się w nim pojawił.

Co teraz? Z kim się poradzić, komu powiedzieć o swoim nieszczęściu? Czas mijał, a Weronika nie mogła się zebrać, by powiedzieć mamie.

Nadeszła wiosna, czas na lżejsze ubrania. Weronika stała przed lustrem, próbując zapiąć dżinsy na poszerzonych biodrach. Bluzka też nie schodziła się na piersiach.

– Chyba przytyłaś – odezwał się za nią głos mamy. Weronika drgnęła. – No, pokaż… – Mama odwróciła ją do siebie, westchnęła i przycisnęła dłoń do gardła.

– Od kogo? Ile czasu? Czemu nic nie mówiłaś? – zaszeptała.

Mama krzyczała, upokarzała ją, goniła po mieszkaniu z ręcznikiem w ręku. Potem siedziały na kanapie, przytulone, i płakały razem. Na aborcję było już za późno.

Weronika zdała maturę, ale nie poszła na studia. Pod koniec września urodziła ślicznego chłopczyka, w którego twarzy można było dostrzec rysy lekkomyślnego i nieodpowiedzialnego ojca.

Gdy syn podrósł, mama przez znajomą załatwiła Weronice pracę w administracji osiedlowej. Praca jej nie cieszyła. Mieszkańcy wiecznie narzekali, czegoś żądali, grozili. Od tego kręciło się w głowie. Za dodatkowe pieniądze sprzątała jeszcze wieczorami biura i wydeptane korytarze. Syn rósł, trzeba było go ubierać, płacić za przedszkole.

Maks był spokojnym dzieckiem, nie sprawiał kłopotów ani mamie, ani babci. Weronika sobie wszystkiego odmawiała, tylko on nigdy nie czuł się pokrzywdzony – ani miłością, ani troską, ani zabawkami.

Gdy Maks poszedł do szkoły, mama ciężko zachorowała i po ośmiu miesiącach zmarła. Weronika wzięła dodatkową robotę – sprzątanie w pobliskim biurze. Mycie podłóg to nic, ale trzeba było jeszcze okna czyścić, sprzątać po remoncie. Wracała do domu bez sił.

Potem u syna zaczął się okres dojrzewania. Stał się opryskliwy i zamknięty w sobie. Odpychał matkę, gdy pytała o szkołę, odpowiadał ostro. Weronika rozumiała, iż trzeba go pilnować. Łatwo wpaść w złe towarzystwo, a choćby w narkotyki. Ale wracała późno, sił starczało tylko na prostą kolację i pytanie, jak tam w szkole.

Ostatnio zauważyła u Maksa zadrapania na twarzy, siniaki na rękach. Mówił, iż to na WF-ie, iż się przewrócił…

Aż pewnego dnia zobaczyła go z dziewczyną. Samo w sobie nic złego, ale wyglądała dziwnie – czarna bluza o kilka rozmiarów za duża, szerokie spodnie, włosy malinowe, kolczyk w nosie. Może to dobry człowiek, tylko moda taka. Ale nie wszystkie dziewczyny tak się ubierają.

Weronika próbowała z synem porozmawiać, ale ten, jak zwykle, burknął i zamknął się w pokoju. Co robić? Uznała, iż pierwsza miłość to jak choroba – trzeba przez nią przejść. Zakazami tylko pogorszy sprawę. Ale serce bolało. Całe dnie sam w domu. Żeby tylko nie powtórzył jej błędów, albo nie zrobił czegoś gorszego.

Szła z pracy, ledwo powłócząc nogami, próbując przez młode liście dostrzec światło w oknach mieszkania. Ciemne prostokąty okien nie pozostawiały wątpliwości – Maksa nie ma w domu.

Weronika ciężko wchodziła po schodach, patrząc pod nogi i kołysząc pochyloną głową, jak koń w zaprzęgu. Rączki siatki wbijały się w palce, iż aż bolały. Oparła się o ścianę, gdy obok przeleciał Igor, kolega Maksa.

– Igor?! – zawołała do nastolatka. – Co tak pędzisz?

Chłopak z rozpędu zbiegł jeszcze kilka stopni, potem się zatrzymał. Przez chwilę się wahał, w końcu podskoczył do niej, przeskakując po dwa schodki.

– Ciociu Werko… – Igor złapał oddech. – Myślałem, iż mnie zwiduje… Skoro Maksa nie ma, to znaczy, iż jest z nimi…

– Mów wreszcie! Co się stało? Gdzie Maks? Z kim?! – nerwowo zapytała Weronika.

– Przypadkiem podsłuchałem rozmowę… Ta Twoja Tania, dziewczyna Maksa, namówiła chłopaków, żeby go sprawdzili. jeżeli przeskoczy z dachu na dach, to znaczy, iż ją kocha. A oni będą nagrywać telefonem i wrzucą to do sieci. Biegłem go ostrzec. Ale go nie ma. Chyba widziałem go z tamtymi – wydukał Igor. – Lecę, może zdążę go odwieść od skoku. – I Igor pomknął w dół.

– Igor! – krzyknęła za nim Weronika, ale w dole już zatrzasnęły się drzwi.

Rozwarła palce, ciężka siatka wypadła jej z ręki, zakupy rozsypały się po schodach. Worek z mlekiem pękł, biała strużka popłynęła po stopniach.

Drzwi jednego z mieszkań otworzyły się, wyszedł młody mężczyzna. Zobaczył zaskoczoną Weronikę, rozrzucone produkty, podszedł.

– Co się stało? Ktoś panią pchnął? –Weronika poczuła, jak łzy spływają jej po policzkach, ale tym razem nie były to łzy rozpaczy, tylko ulgi i nadziei na lepsze jutro.

Idź do oryginalnego materiału