„Czas followersów”

erykmistewicz.pl 6 lat temu

30/2014

Jeden z liderów opinii, dla którego tworzę jego własne medium zapytał, co jest najważniejszym parametrem statystycznym świata nowych mediów: użytkownicy, odsłony, sesje, czy też może coś innego?

Czyli – w tłumaczeniu na język tych środków przekazu, które towarzyszyły nam w dzieciństwie – najważniejsze jest dla nas, ilu będziemy mieć czytelników, ile stron naszej „gazety” przewertują, ile tekstów przeczytają, czy ile czasu spędzą oni z naszą „gazetą”?

Każdy z twórców nowych mediów faworyzuje inne wskaźniki. Każdy projekt jest też inny. Jednak moim zdaniem to nie liczba użytkowników, odsłon, czas trwania sesji świadczy o sukcesie. Oczywiście, są ważne, ale nie najważniejsze.

Przy okazji refleksja: trudno w nowym świecie o sukces, jeżeli wciąż trzymamy się wskaźników z poprzedniej epoki.

Najważniejszym wskaźnikiem zaświadczającym o sukcesie w świecie nowych mediów będzie… ZAANGAŻOWANIE. ZAANGAŻOWANIE czytelników, widzów, słuchaczy stających się współtwórcami medium, równoprawnymi uczestnikami przestrzeni tworzonej przez redakcję.

Wskaźnik ZAANGAŻOWANIA jest obcy mediom tradycyjnym. Dziennikarze, redaktorzy naczelni, wydawcy swoją rolę widzą wciąż w przemawianiu ex cathedra do swoich odbiorców. Nie znajdują – poza rubryką „listy do redakcji” lub „nocnych rozmów ze słuchaczami” miejsca na najprostszą interakcję, nie mówiąc już o współtworzenia z nimi tekstów, a choćby uczynienia z nich – bezpłatnych, ZAANGAŻOWANYCH – kolporterów wyprodukowanych treści.

Media tradycyjne odległe są o lata świetlne od świata, w którym to czytelnik (nie będący dziennikarzem) pisze tekst, współdziała z redaktorem w jego korekcie i publikacji, a następnie biega po mieście i do utraty tchu przekonuje znajomych i nieznajomych, aby przeczytali jego tekst – i wręcza go napotkanym ludziom na ulicy (jeśli tekst się spodoba, mogą zapłacić mu i redakcji, aby przeczytać więcej).

ZAANGAŻOWANIE w świecie nowych mediów to także dyskusje, które wokół tak powstałych tekstów rozpętują się już po ich opublikowaniu. Tradycyjne redakcje tego z reguły nie potrafią – zatrudniając dwie czy trzy osoby „do internetu”. A to przecież nie tak. Nikt lepiej nie rozpropaguje swoich tez, swoich opinii, nie będzie ich bronił do upadłego, jak autor tekstu. jeżeli nie ma na to czasu – nie rozumie nowych mediów.

Nie bez powodu dwa czy trzy lata temu pisałem, iż niedługo „cenę” rynkową dziennikarza poznawać będziemy po liczbie dobrowolnie angażujących się w promocję jego pracy, w rozmowę z nim obserwatorów treści, jego followersów. Ten czas nadszedł.

W nowych mediach wygrywają projekty ZAANGAŻOWANE. I angażujące.

Eryk Mistewicz

Idź do oryginalnego materiału