Czarująca Przyjaciółka z Ukrytymi Dziejami

newskey24.com 3 dni temu

Moja przyjaciółka, Jadźka Konopnicka, miała język zawieszony jak trzeba. Była efektowna, zadziorna i przebiegła. Ale czasem potrafiła się tak zrobić niewinną, iż od razu chciało się ją wziąć na ręce i przytulić. To było jej specjalnością.

Pamiętam, jechaliśmy autokarem na wycieczkę. Turystów było po brzegi. Za kierownicą siedział mrukliwy facet, Mieciuś. Przed nami długa, nocna podróż, a Mieciuś nie miał zmiennika. Rozejrzał się po naszej hałaśliwej grupie i rzekł:

— Daleko jeszcze, mógłbym zasnąć za kółkiem, niech mnie Pan Bóg broni. Dziewczynki, która dotrzyma mi towarzystwa? Posiedzicie, pogadamy? Odwdzięczę się.

Ludzie zrobili kwaśne miny – żal kierowcy, ale nikt nie miał ochoty czuwać. Każdy marzył, by zasnąć wygodnie w fotelu i obudzić się na miejscu.

Wtedy Jadźka przyszła z pomocą. Zgodziła się zabawiać Mieciusia, gdy reszta będzie chrapać. Przesiadła się z przodu, podwinęła spódniczkę, spuściła oczy – tak skromniutka, aż miło.

— Nie wiem, o czym gadać, jestem nieśmiała, ale spróbujmy.

Pasażerowie układali się do snu, Mieciuś prowadził, autobus pożółł kilometry. Jadźka zaczęła:

— O co pogadamy, panie kierowco? Może o pierwszej miłości? Było to dawno, miałam wtedy dziewiętnaście lat…

— Temat! — ucieszył się Mieciuś. — Ja też kiedyś miałem… w minionym stuleciu. Wal, kędzierzawa!

— W owe zamierzchłe czasy zdarzyła mi się pierwsza miłość — ciągnęła Jadźka. — Albo druga, trzecia… trudno zliczyć. W każdym razie gdzieś w top dziesięciu. Imienia kawalera nie zdradzę. Nazwijmy go… Rysiu.

Mieciuś kręcił kierownicą i przytakiwał. Jadźka opowiadała, jak pewnego dnia spotkali się z Rysiem i ogarnęła ich niepohamowana namiętność — na środku wieczornego rynku!

— Zrozumieliśmy, iż szliśmy ku sobie całe życie! — rozmarzyła się, błyskając oczyma. — Zaraz po obiedzie wstaliśmy i ruszyliśmy ku przeznaczeniu! Spotkaliśmy się na rozstaju dróg, gdy na niebie zapalały się pierwsze gwiazdy, a w okolicznych knajpach zaczynały trzeszczeć pierwsze kuksańce…

— Szyknie pleciesz! — pochwalił Mieciuś. — I co? Rozpaliliście ogień? Zeszliście na grząską ścieżkę uczuć?

— Wszystko pięknie, ale gdzie się skryć? — westchnęła Jadźka. — U mnie nie, u Rysia nie. U znajomych ciasno, na pokój grosza brakuje…

— Znam to! — wtrącił Mieciuś. — Za młodu też miałem takie historie! Hormony szaleją, baba w ogniu stoi, a przykryć się nie ma czym. Mógłbyś ją rozłożyć na środku drogi!

— Szukaliśmy zacisznego kąta, ale na próżno — mówiła Jadźka. — Z desperacji próbowaliśmy choćby w parku na ławce, ale i tam zajęte! Jakaś zaraza miłosna! W końcu Rysio powiedział: „Kochanie, może innym razem?”

Sen z Mieciusia zszedł jak ręką odjął. Wykrzyknął tak głośno, iż o mało nie wypuścił kierownicy.

— Co?! Jaki „innym razem”? Tchórz z tego twojego Rysia. Gdybym ja był na jego miejscu… Skąd ty takich wykopujesz?

Jadźka zaśmiała się tajemniczo, jak syrena.

— Żartuję, Mieciuś! Mądry Rysio znalazł wyjście. Zaprowadził mnie do wysokiego bloku, gdzie na dachu nie zamykano włazu…

— O, inna śpiewka! — uspokoił się Mieciuś. — Dach też ujdzie, byle dziewczyna gorąca, a noc ciemna. Gwiazdy, chmury, romantyka… Sam kiedyś na strychu bazy autobusowej… ale to nieciekawe. Mów dalej, Jadziuś.

Gdy Jadźka się rozpędziła, w sztuce opowiadania przegoniłaby każdego wieszcza. Z przejęciem mówiła, jak patrzyło na nich północne niebo, jak malutcy byli na tej ogromnej dachówce, a nad nimi tylko wszechświat i nic więcej!

—…jęcząc z pożądania, zaczęliśmy się rozbierać — szeptała słodko Jadźka. — Miałam modny topik z haczykami na plecach. Złamałam paznokcie, zanim je rozpinałam! Spódniczka, lekka jak dmuchawka, zsunęła się z bioder, odsłaniając śnieżną biel skóry… wiatr igrał z moimi niesfornymi lokami… ach, miałam wtedy królewskie loki!

Mieciuś wiercił się, warczał — o śnie nie myślał. Jadźka i dziś kobieta jak malowanie, a co dopiero wtedy, jako dziewiętnastoletnia studentka!

— Zrzucałam z siebie wszystko, byle szybciej spłonąć w ogniu miłości! — deklamowała Jadźka. — W półmroku mignął wąski pasek bielizny… owiał nas korzenny zapach ciał, niecierpliwości, tęsknoty… Wtedy Rysio powiedział…

— Tak! Tak! — mamrotał Mieciuś. — Co powiedział?

— Powiedział: „Fajnie wyglądasz, Jadźka! Rozbierz się jeszcze raz?”

Biedny kierowca znów o mało nie wypadł z trasy. Na szczęście był profesjonalistą i utrzymał autobus na drodze.

— Naga baba przed nim stoi, a on „rozbierz się jeszcze raz”? — ryczał. — Co za dureń? Dałbym mu takiego kopniaka, iż dentysta miałby robotę na miesiąc! Ale opowiadasz jak zawodowiec. Kolorytnie! Powinnaś pracować w „telefonach erotycznych”.

Autokar pędził w ciemną noc. Migając latarniami. Jadźka przestawiła się na kolejny akt miłosnej opowieści o Rysiu. Opisała, jak ich rozpalone ciała splotły się ściśle, serca waliły jak dzwony, a w uszach huczała burza…

— I? I? — podpuszczał Mieciuś. — Jadziuś, nie urywaj! Ech, gdzie moje dziewiętnaście lat!

—…a wtedy Rysio powiedział: „Nie trafiłem!” — zakończyła Jadźka.

Mieciuś wył ze śmiechu, tłukąc pięścią w kierownicę. Trzeba mówić, iż cały autobus słuchał ich rozmowy i nikt nie zmrużył oka? Podróż była bezsenna, ale pełna wrażeń. Później Jadźka szepnęła mi ze złośliwym uśmiechem:

— Niech im będzie! Chcieli się wyspać moim kosztem? Chyba im odbiło. jeżeli ja nie śpię, nikt nie śpi.

Idź do oryginalnego materiału