Czarna seria
Jak wszystkie dziewczyny w jej wieku, Weronika snuła plany. Chciała po skończeniu szkoły dostać się na studia, zostać lekarzem. Marzyła o wielkiej i pięknej miłości na całe życie. A kto nie marzy w siedemnastu latach? Ale nie wszystkim udaje się spełnić marzenia. Od czego to zależy? Gdyby tylko wiedziała.
Mama wychowywała ją sama. Tak jak Weronika, ona też marzyła kiedyś o księciu. Zakochała się w przystojnym chłopaku i myślała, iż oto jest jej szczęście. Ale okazał się hazardzistą. Rzadko wygrywał, a małe wygrane tylko podsycały jego zapał. Za to przegrywał na całego. Wszystkie pieniądze zostawiał przy kartach, brał kredyty, wpadał w długi.
Żeby spłacić ogromny dług, związał się z kryminałem. Na pierwszej akcji wpadł i trafił do więzienia, gdzie albo sam zmarł, albo mu pomogli. Pewnego dnia do Ewy przyszło dwóch ogolonych na zero bandytów. Powiedzieli, iż teraz dług męża spada na nią, grozili. Co mogła zrobić? Oddała za długi mieszkanie ze wszystkim, co było w środku, i uciekła z dwuletnią Weroniką, gdzie oczy poniosą. Może bandyci zrozumieli, iż więcej z niej nie wyciągną, a może mieszkanie pokryło większość długu, ale już jej nie niepokojono.
Ewa z córką zamieszkały w małym miasteczku pod Lublinem. Miała nadzieję, iż hojna i słoneczna wschodnia Polska ich wyżywi. Wynajęła pokój u starszego Ukraińca w prywatnym domu. Pieniędzy od niej nie brał. Prosił tylko, by pomagała w domu i w ogrodzie w zamian za dach nad głową. Żona mu zmarła dwa lata wcześniej, dorosłe dzieci żyły osobno z własnymi rodzinami.
Ewa się zgodziła. Sprzątała, gotowała, pomagała zbierać plony, kopać grządki… Robót w domu z ogrodem zawsze było pod dostatkiem. Ukrainiec sprzedawał warzywa na targu, z tego żył. W lepsze dni dawał Ewie trochę grosza, żeby kupiła ubrania sobie i córce. Albo sam im coś przynosił. Ewa wiedziała, do czego to zmierza. Gdy więc zaproponował jej małżeństwo, nie była zaskoczona. Ukrainiec był niski, łysy, z dużym brzuchem i dwadzieścia lat od niej starszy. Nie podobał się jej, ale co miała robić? Nie miała nic, nie miała dokąd uciekać.
Obiecał, iż po jego śmierci dom z ogrodem przejdzie na nią i córkę. Ewa się zgodziła. Życie z nim nie było radością, te kilka lat wydawały się wiecznością, ale wyboru nie miała.
Gdy Ukrainiec umarł, Ewa odetchnęła z ulgą. Wreszcie była u siebie i panią we własnym domu. Czego więcej chcieć?
Weronika wyrosła na prawdziwą piękność. Śniada cera, szare oczy, pełne usta, prosty nos, ciemne, gęste i kręcone włosy. Figura jak malowana. Wszystko, czego potrzeba. Nie tylko chłopcy, ale i mężczyźni łykali ślinę, kręcąc karkami za nią. Jak tu się matce nie martwić?
Ewa wychowywała Weronikę surowo. Bała się, iż powtórzy jej los, więc ciągle powtarzała, by nie wybierała mężczyzny dla urody, ale dla pewności i zaradności.
– Z taką urodą trzymasz wszystkie atuty w ręku – mówiła do Weroniki.
(Przeszłość z hazardzistą odcisnęła swoje piętno).
Codziennie powtarzała, żeby nie ważyła się wiązać z przyjezdnymi. Skorzystają, pojadą, a ona zostanie sama, broń Boże z dzieckiem. Tylko kto w siedemnastu latach o tym myśli?
Przyjechał z Warszawy student w odwiedziny do rodziny. Zobaczył Weronikę i stracił głowę. Przyszedł do Ewy oświadczyć się. Chwalił się dużym domem w Warszawie, iż ojciec biznesmen i kiedy odejdzie na emeryturę, przejmie jego interesy.
Ewa nie była głupia, nie nabrała się na przechwałki.
– Chcesz się żenić? Dobrze. Weronika jeszcze musi skończyć szkołę. Przyjedź za rok, wtedy pogadamy. A do tego czasu nie waż się jej palcem dotknąć – powiedziała Ewa stanowczo.
A w duchu cieszyła się, iż córce trafiła się taka szansa. jeżeli to wszystko prawda, a chłopak nie zapomni o miłości, Weronika będzie się miała jak pączek w maśle.
Chłopak był tak zakochany, iż na wszystko się zgodził. Wyjechał, pisał, dzwonił. Przyjechał na kilka dni w ferie zimowe. Kończył ostatni rok studiów, niedługo zacznie pracować z ojcem, nabierze doświadczenia, będzie mógł utrzymać rodzinę.
Weronika nie patrzyła na innych, czekała. Po roku chłopak przyjechał nie sam, ale z rodzicami. Ci od razu zrozumieli, iż Weronika może i piękna, ale nie jest partią dla ich jedynaka. Ale skoro taka miłość, niech się żeni. Takiej pięknej panny nie wstyd pokazać znajomym. Nic, w Warszawie zrobią z niej ludzi. A dalej zobaczymy.
Wesele było huczne. Ewa cieszyła się za córkę. Przed wyjazdem prosiła tylko, żeby z dziećmi nie spieszyli. Młodzi żyli dobrze i szczęśliwie, kochali się. Weronika złożyła papiery na medycynę…
Tylko ojciec zapałał do urody Weroniki. Patrzył na nią tak, iż chciała się skurczyć do rozmiaru pająka i schować pod podłogę.
Pewnego dnia mama zadzwoniła i poprosiła, żeby syn przyjechał, bo źle się czuje. Kamil od razu pojechał do rodziców. A ojciec w tym czasie dzwonił do drzwi ich mieszkania. Był upalny sierpień. Weronika chodziła po domu w krótkich spodenkach i podkoszulce. Tak też otworzyła drzwi, myśląc, iż to Kamil wrócił.
Ojciec zobaczył Weronikę, nie wytrzymał, rzucił się na nią. Czy mogła się obronić przed silnym, zdrowym mężczyzną? Krzyczeć nie miało sensu. W dzień sąsiedzi nie ma, wszyscy w pracy albo na wakacjach. I tak nikt by nie przyszedł na krzyk. Wiedzieli, kto kupił młodym mieszkanie.
Przy kanapie, na którą teść rzucił Weronikę, stała podłogowa waza. Tylko by sięgnąć. Świekrowi w oczach się mąciło, oszalał z pożądania. Weronika się wyswobodziła, chwyciła wazę – ciężka była – i z całej siły opuściła ją na jego głowę.
Ledwo wydostała się spod bezwładnego ciała. Zobaczyła, iż z rany na głowie sączy się krew, spanikowała, wezwała pogotowie. Gdy Kamil wrócił do domu, ojcaPo latach, gdy już ułożyła sobie życie jako szanowany lekarz w Lublinie, Weronika zrozumiała, iż największą lekcją w jej życiu nie była medycyna, ale nauka wybaczenia i pokory, która pozwoliła jej odnaleźć spokój ducha i prawdziwą euforia pomagania innym.