Jesteśmy ostatni!
Po tym jak cała Polska już była na Cyprze (czy wiecie, iż Polacy to trzeci najczęściej odwiedzający Cypr naród?), przyszedł czas i na nas. Kupiliśmy bilety, wypożyczyliśmy samochód, zarezerwowaliśmy noclegi i – kto mnie zna, to wie – przeczytaliśmy książki o Cyprze i w drogę!
Piszę do was jeszcze z Cypru i dzielę się naszym planem zwiedzania wyspy samochodem. Podpowiem wam, co zobaczyć, a co niekoniecznie. I czego zobaczyć nie zdążyliśmy, a bardzo żałujemy.
Na pokładzie dwójka dorosłych i córki – 2 i 5 lat. Wyspę zwiedzamy na przełomie listopada i grudnia.
Atrakcje na Cyprze – moja skala
Każde odwiedzone miejsce opatrzyłam gwiazdkami *.
*** oznacza super atrakcję
** niezłą atrakcję
* miejsce, które można ominąć
Myślę, iż taka skala pozwoli wam zaplanować waszą wycieczkę jak najlepiej, bez marnowania cennego czasu.
Zwiedzanie Cypru samochodem – plan wycieczki
Dzień 1 – Lot do Larnaki i Protaras
Do Larnaki przylecieliśmy ok. godziny 10:00. Wypożyczyliśmy samochód i po krótkim stresie związanym z prowadzeniem auta po lewej stronie ulicy (na Cyprze jest ruch lewostronny – to przez brytyjską okupację, która miała miejsce w latach 1914-1960) ruszyliśmy.
Już 10 minut później zwiedzaliśmy meczet Hala Sultan Tekkesi*, który znajduje się niemal przy samym lotnisku. Choć jest często opisywany w przewodnikach, z punktu widzenia turystów nie widzimy w nim nic specjalnego. Można pominąć.
Pojechaliśmy do Protaras*, gdzie mieliśmy wynajęty apartament w hotelu. Protaras to typowy kurort, o tej porze roku wyludniony. Wybraliśmy go ponieważ chcieliśmy mieć dobrą miejscówkę do wycieczek na Cape Greco i do Famagusty.
Po zameldowaniu przeszliśmy się po miasteczku, na plażę i na obiad w bardzo przez nas polecanej restauracji Avli. Obsługa rewelacyjna i bardzo lubiąca dzieci! Był też mały plac zabaw.
Na nic więcej nie mieliśmy tego dnia siły. W końcu, by zdążyć na lot o 7:00, trzeba było wstać o 3:00.
Dzień 2 – Cape Greco
Piękne słońce wita nas od rana. Po hotelowym śniadaniu wyruszyliśmy w stronę przylądka Cape Greco***, który przewodniki opisują jako jeden z najpiękniejszych fragmentów wybrzeża Cypru.
Zaczęliśmy od położonej zaraz za Protaras urokliwej plaży Konnos***. w okresie plaża jest bardzo oblegana i pełna leżaków, ale o tej porze roku prócz nas było ok. 20 osób. Na miejscu jest przyjemna kawiarnia.
Tak! W listopadzie na Cyprze można się kąpać w morzu!
Z Protaras na Cape Greco prowadzi pieszy szlak. jeżeli czujecie się na siłach, to bardzo bardzo go polecam! My zrobiliśmy z dziećmi fragmenty, podjeżdżając samochodem do bardziej polecanych miejsc i spacerując wybrzeżem.
Stanęliśmy przy kościółku Ayioi Anargiroi, skąd doszliśmy do Błękitnej Laguny (Blue Lagoon). Następnie podjechaliśmy na koniec przylądka, gdzie znajduje się baza wojskowa, a potem do miejsc na Google maps zaznaczonych jako Blue Holes i Sea Caves.
Ostatnie zobaczone przez nas na Cape Greco miejsce to Moście miłości (Love Bridge), który jest już w Ayia Napa* – jednym z najbardziej znanych kurortów na wyspie. Tu pospacerowaliśmy, wypiliśmy kawę i zjedliśmy obiad. Stąd już po ciemku wróciliśmy do hotelu.
Dzień 3: Famagusta i okolice
Przyszedł czas na Cypr Północny. Z Protaras do granicy w Derinie jest ledwie 12 kilometrów. Pokonujemy tę odległość w mgnieniu oka.
A jak wygląda przekraczanie granicy Cypru z Cyprem Północnym?
Zupełnie nieproblematyczne. Pokazujemy swoje dokumenty (wystarczą dowody osobiste) i wykupujemy ubezpieczenie samochodu. Możemy wybrać opcje na 3 dni (20 euro), miesiąc (35 euro) lub więcej. Nam starczą 3 dni.
Już na początku duże wrażenie na mnie robi Green Line, czyli pas ziemi niczyjej, który oddziela Cypr Północny od południowego. W Green Line są całe dzielnice, w których dziś nikt nie może mieszkać. Opuszczone domy robią pioronujące i upiorne wrażenie.
W Famaguście cała dzielnica, w której kiedyś był duży resort wypoczynkowy, znalazła się w Green Line! Niestety nie mogę wam tego pokazać, bo robienie zdjęć jest surowo zabronione.
Jedziemy najpierw do opisywanego w przewodniku Klasztoru Św. Barnaby** – najważniejszego chrześcijańskiego świętego na Cyprze. Dziś jest to raczej muzeum. Przyjemne, choć bez fajerwerków. Jednak stąd już żabi skok do wykopalisk archeologicznych w Salaminie**.
Przespacerowaliśmy tu się, a potem pojechaliśmy do najważniejszego punktu tej wycieczki – do Famagusty***
Famagusta to otoczone murami miasto, w którym podobno w czasach średniowiecznych było 365 kościołów. Dziś zachowało się kilka, a niektóre z nich zostały przerobione na meczety.
Zobaczyć meczet w gotyckiej świątyni jest niesamowite!
Stare miasto jest małe, ale bardzo przyjemne. Prócz kościołów, warto przespacerować się murami miejskimi. Możecie też wejść do Zamku Otella (tak, tego z Szekspira! Famagusta ma coś wspólnego z Weroną). Trafiliśmy tu na bardzo fajną restaurację Kebab & Wine. Możecie tu zamówić tylko jedną rzecz – coś na kształt meze, tylko z tureckim jadłem. Było obłędne!!! Resztki jedliśmy jeszcze przez dwa kolejne dni.
Zaraz obok jest super cukiernia Petek Pastahanesi. To to miejsce, gdzie możecie kupić pamiątki dla wszystkich znajomych i rodziny. Famagusta jest znana ze swoich słodyczy.
Po zabawie na placu zabaw wróciliśmy do hotelu.
Dzień 4 – Lefkara
Tego dnia opuszczamy wschodni Cypr i jedziemy do interioru. Będziemy spać w Agroturystyce Aperanti*** w wiosce Pera nieopodal Nikozji. Dlaczego właśnie tam? Szukałam w internecie nastrojowych agroturystyk i ta przykuła moje spojrzenie. Nie zawiedliśmy się! Była dokładnie taka, jak dobre miejsce noclegowe powinno być. Piękne, ze znakomitymi gospodarzami i pyszną lokalną kuchnią.
Po drodze do Pery zatrzymaliśmy się w dwóch miejscach. Pierwsze zaraz po zjechaniu z autostrady to Donkey Farm*. Miejsce które korzysta na tym, iż jest dość blisko Larnaki. Szczerze powiedziawszy jest średnio interesująca – dużo lepsza będzie następna farma, do której pojedziemy za kilka dni.
Kilkanaście kilometrów dalej jest Lefkara***, miasteczko, które często określane jest mianem najpiękniejszego na Cyprze (my faktycznie ładniejszego nie widzieliśmy). Lefkara znana jest ze swoch koronek, które zostały wpisane na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Leniwie spędziliśmy tu większość dnia.
Droga z Lefkary do Pery była delikatnie rzecz ujmując szalona. Jechaliśmy wąskim wąwozem – pięknym, ale stresującym. jeżeli nie czujecie się dobrze na górskich drogach, to proponuję jechać dookoła.
Dzień 5 – Kirania, Zamek św. Hilariona i Opactwo Bellepais
Ponieważ to ostatni dzień, gdy działa nasze tureckie ubezpieczenie (nie czarujmy się: Cypr Północny to Turcja), ruszyliśmy na północ, by zobaczyć Kirenię i okolice. Zaczęliśmy od wizyty na Zamku św. Hilariona***, który bardzo polecam.
Jednak zastanówcie się dwa razy czy wchodzić do niego z dziećmi. Ponieważ bardzo wiało, my się wymieniliśmy. Najpierw poszłam ja, a potem Piotr. To była bardzo dobra decyzja, bo mając ze sobą dwuletnie dziecko, cały czas umieralibyśmy ze strachu. Praktycznie na każdym kroku mogłoby zlecieć w przepaść.
Zamek jest wymagający. Warto mieć tu trekkingowe buty. Zwiedzanie trwa średnio 1,5 godziny. My zrobiliśmy to szybciej, no ale biegliśmy.
Po zamku przyszedł czas na opactwo. Opactwo Bellepais*** to tak naprawdę gotyckie ruiny. Jednak są przepiękne! To zdecydowanie jeden z moich topów wyjazdu. Dla mnie fakt, iż na Cyprze jest tyle gotyckich zabytków, które przypominają bardziej Francję niż Grecję czy Turcję jest niesamowite!
Na terenie opactwa jest duża restauracja. Nie skorzystaliśmy z niej, ale myślę, iż byłby to bardzo dobry pomysł. Jest przepiękna!
My zjedliśmy w Kirenii**, która… Zawiodła. Być może lepiej by było, gdybyśmy byli w okresie i w porcie starego miasta działałyby knajpy i sklepiki. Niestety o tej porze roku wszystko było w trakcie remontów i prac. Odebrało to miejscu zupełnie klimat, a szkoda, bo zatoczka przypomina włoskie nadmorskie mieściny typu Castellammare del Golfo na Sycylii.
Chociaż najedliśmy się w Kirenii całkiem nieźle, to uparliśmy się, iż na kolację jedziemy do prawdziwej cypryjskiej (greckiej?) tawerny nieopodal naszej Pery. Chcieliśmy spróbować typowe cypryjskie meze. Jednak ilość podanego mięsa nas przerosła. Do końca wyjazdu nie mieliśmy na nie ochoty. Zwłaszcza, iż ja w 95% roku po prostu mięsa nie jadam.
Dzień 6 – zwiedzanie Nikozji
Lubię metropolie. Dlatego pomimo protestów Piotra, chciałam zobaczyć stolicę Cypru, Nikozję**. Dziś uważam, iż zrobiliśmy błąd i trzeba było poświęcić ten dzień na wycieczkę w góry Trodoos.
Nikozja niestety jest miastem nieciekawym. Chociaż ma stare miasto, jest ono nijakie, pełne ruchu samochodowego.
Deptak jest komercyjny, pełny sklepów typu H&M i McDonaldów.
W architekturze nie ma nic ciekawego.
Z dziećmi wędrowanie między samochodami było bardzo uciążliwe.
To jednak nie znaczy, iż nie ma tam ciekawych miejsc. Przepiękna jest niewielka Katedra św. Jana***, cała pokryta freskami. Wokół niego jest kilka muzeów – chcieliśmy iść do bizantyjskiego, niestety było zamknięte. Bardzo nam się podobało w Muzeum Cypru***, w którym prezentowane są znaleziska archeologiczne z wyspy.
Wrażenie robi fakt, iż miasto jest podzielone. The Green Line przechodzi przez środek starego miasta. Co chwilę mijamy mur, przy którym stoją strażnicy. Nad nami latają monitorujące drony.
Już kiedyś byłam w podzielonym mieście. Pamiętacie relację z Hebronu? To szalenie ciekawe, a jednocześnie smutne i niepotrzebne podziały. Tu na szczęście bez robienia sobie takich świństw, jak w Hebronie.
Przeszliśmy też przez granicę na stronę turecką. Zaraz za przejściem jest Büyük Han***, czyli dawny targ wielbłądów, a dziś placyk pełen sklepików i kawiarń. Bardzo przyjemne miejsce!
Obok jest miejski targ**, a także meczet Sultan 2. Mahmut Kütüphanes – kolejny meczet w dawnym gotyckim kościele. Niestety cały był pokryty rusztowaniami, a do środka nie można było wejść.
Dzień 7 – góry Cypru
Rano opuszczamy naszą wspaniałą agroturystykę i jedziemy do Paphos. Jednak planujemy tam dotrzeć dopiero wieczorem, a po drodze chcemy zobaczyć trochę interioru.
Zaczynamy od Riverland** – gospodarstwa rolnego położonego 5 kilometrów od Pery. Jest tam przygotowana kawiarnia z placem zabaw. Dzieci po oborze mogą jeździć w rowerkach, oglądają kózki, świnki, osły i ptaki. Jednocześnie jest to zwykła działająca farma, na której produkowane są sery, kefiry i zioła (wszystko oczywiście można kupić).
Riverland ma jeszcze jedną fajną atrakcję. Widać stąd bardzo fajny wąwóz, do którego zresztą można zejść. Jest to jednak dość niebezpieczne, więc raczej bez dzieci.
Jedziemy dalej. Sara – właścicielka naszej agro – wyznaczyła dla nas widokową drogę przez góry – tylko dla twardzieli! 30 km jechaliśmy prawie półtorej godziny.
Na końcu droga wyjeżdza w niemal opuszczonej wiosce Lazania***, po której warto się przespacerować. Nie dotarła tu turystyka, a jest naprawdę niesamowita.
Stąd już blisko do klasztoru Machairas**. Ładnie, choć ładniej wygląda z drogi niż jest w samym obiekcie.
Jedziemy dalej przez góry. Mamy ciągle dwie i pół godziny do Paphos. Niestety skończyło się to chorobą lokomocyjną młodszej córki.
Na obiad zatrzymaliśmy się w Omodos**. Bardzo ładnym miasteczku u podnóża gór Todoos. Stąd zostało 50 minut do naszego mieszkania na wybrzeżu.
Ogólnie uważam, iż ten dzień był niepotrzebny. Owszem zobaczyliśmy dużą część cypryjskiego interioru, jednak z dziećmi było to zbyt męczące. jeżeli jednak na wycieczce macie samych dorosłych, to polecam. Na pewno zobaczycie to, czego nie ma w przewodnikach.
Dzień 8 – Paphos i Plaża Afrodyty
PRZERWA! Uznaliśmy wspólnie. Czas na dzień na luzie.
Oczywiście u nas nie oznacza to całego dnia byczenia się na plaży. Jednak dwie godziny owszem. Wybraliśmy najsłynniejszą plażę Cypru – Plażę Afrodyty**, czyli miejsce urodzenia bogini miłości.
Czy jest epicka? Jest ładna. Jednak w moim rankingu cypryjskich plaż jest dopiero na trzecim miejscu, a przecież widziałam jedynie 8. Na pewno w okresie będzie tutaj pełno turystów.
Po plażowaniu pojechaliśmy do Paphos do wyróżnionego przez UNESCO rezerwatu archeologicznego**.
Znany jest przede wszystkim z mozaik w Domu Dionizosa. Jestem olbrzymią fanką mozaik – Piazza Armerina na Sycylii i Ravenna należą do moich ukochanych miejsc. Dom Dionizosa jest fajny, choć nieporównywalnie gorszy od wyżej wymienionych miejsc.
Wieczór spędziliśmy na promenadzie w Paphos i spacerowaniu pomiędzy jego średniowiecznymi zabytkami. Niestety z powodu późnej godziny kościółki były już zamknięte.
Dzień 9 – Półwysep Akamas i Wąwóz Avakas
Zanim wyjechaliśmy z Paphos, podjechaliśmy do drugiego rezerwatu archeologicznego w mieście – Grobowców Królewskich***. Są DUŻO ciekawsze niż miejsce, które zwiedzaliśmy dzień wcześniej. Bardzo polecamy!
Wycieczkę na Półwysep Akamas zaczęliśmy od hikingu na wybrzeżu i tak ją kończymy. Wybraliśmy Półwysep Akamas*** i była to rewelacyjna decyzja!
Samochodem dojechaliśmy na plażę White River***, na której znajduje się fantastyczny biały klif.
Stąd już na piechotę przeszliśmy na drugą długą plażę Toxeftra, a stamtąd skręciliśmy do wąwozu Avakas***. I to był najlepszy punkt całej wycieczki na Cypr! Jestem wielką fanką skalistych wąwozów w kolorze piasku pustyni i ten był fantastyczny! Porównywalny do wąwozów w Izraelu, które odwiedziłam w czasie moich urodzin na pustyni.
Z dziećmi udało nam się przejść jedną trzecią wąwozu. Podobno dalej jest tylko lepiej, no ale jednak wody w rzece było sporo, a ja miałam na sobie pełne buty. Polecam sandały trekkingowe.
Po zrobieniu siedmiu kilometrów w butach, wróciliśmy na plażę i na niej zakończyliśmy dzień.
Dzień 10
Powrót do Polski samolotem z Paphos. Tu kończę dla was pisanie tekstu.
Inne atrakcje na Cyprze, których nie widzieliśmy, a chcielibyśmy
Nie byliśmy w górach Todoos. Ani nie weszliśmy na najwyższe szczyty, ani nie odwiedziliśmy malowanych kościołków wyróżnionych przez UNESCO. Żałujemy, no ale trudno. Coś trzeba było ominąć.