Po ponad czterech miesiącach od feralnej kolizji z Mostem Brooklińskim, meksykański bark Cuauhtemoc powraca do służby. Żaglowiec za kwotę przekraczającą pół miliona dolarów został wyremontowany w stoczni w Nowym Jorku.
Krzysztof Romański, 21.09.2025 r.
17 maja 2025 roku świat obiegły mrożące krew w żyłach obrazy z Nowego Jorku. Meksykański bark Cuauthemoc podczas wychodzenia z portu uderzył w Most Brookliński i połamał maszty, o czym obszernie informowaliśmy. W tragedii zginęła para kadetów, a dalsze 19 osób odniosło poważne obrażenia. Żaglowiec był w drodze do Europy, w której miał wziąć udział w regatach The Tall Ships Races i zlotach Sail Amsterdam i Sail Bremerhaven.
Po udzieleniu pomocy poszkodowanym i dokładnych oględzinach okrętu, dowództwo meksykańskiej marynarki wojennej zdecydowało, by remont przeprowadzić na miejscu – w nowojorskiej stoczni Caddell Dry Dock & Repair Co. na Staten Island. W ramach robót odtworzono maszty barku i na nowo go otaklowano. Przeprowadzono też przegląd i niezbędne naprawy napędu, wału, śruby, steru. W wypadku na szczęście nie ucierpiał kadłub Cuauhtemoca.
W środę, 17 września, żaglowiec wyszedł na próby morskie, które przeprowadzono na wodach Atlantyku na wysokości Nowego Jorku.
W ciągu 72 godzin sprawdzono prawidłowe działanie systemu sterowania w trybie normalnym i awaryjnym, przeprowadzono testy systemu napędu pomocniczego, zarówno do przodu, jak i do tyłu, przy różnych prędkościach obrotowych, a także skonsolidowano połączenia zewnętrznych urządzeń komunikacyjnych i sprawdzono wytrzymałość takielunku i olinowania – czytamy w oficjalnym komunikacie meksykańskiej marynarki wojennej.
W sobotę, 20 września żaglowiec wrócił do Nowego Jorku, by przy nabrzeżu nr 86 przygotować się do wyjścia w rejs powrotny do Meksyku.
Śledztwo w sprawie katastrofy wciąż jeszcze trwa. Na końcowy raport Krajowej Rady ds. Bezpieczeństwa Transportu (National Transportation Safety Board) badającej wypadek trzeba poczekać prawdopodobnie do połowy przyszłego roku. Na razie znany jest wyłącznie wstępny raport, który ukazał się po 30 dniach od kolizji. Co wiemy po jego publikacji?
Komendy po angielsku
Śledczy odtworzyli dokładny przebieg zdarzenia. Ustalono, iż pilot portowy prowadząc manewry, wydawał komendy w języku angielskim, które potwierdzane były przez kapitana, następnie tłumaczone na hiszpański i przekazywane odpowiednim członkom załogi do wykonania. Co istotne, komendant przed odejściem Cuauhtemoca od nabrzeża przekazał pilotom, iż napęd i układ sterowania są w dobrym stanie, bez żadnych usterek.
Wyjście z portu zaplanowano na moment pomiędzy przypływem i odpływem, w którym prąd rzeki jest najsłabszy. Pogoda i widoczność były dobre. O godz. 20.16 oddano cumy, trzy minuty później holownik Charles D. McAllister pomógł okrętowi odejść od kei. Pilot wydał komendę „wolno wstecz” i Cuauhtemoc z prędkością 2,5 węzła powoli oddalał się od miejsca cumowania. O godz. 20.22 pilot wydał komendę „stop”, potem „bardzo wolno naprzód” (dead slow), a by ułatwić obrót, holownikowi nakazał kontrowanie na dziobie po prawej burcie. Gdy kadłub okrętu zajął odpowiednią pozycję, padła komenda, by holownik wycofał się i przeszedł na rufę. I wtedy zaczęły się kłopoty.
Prawie 6 węzłów Cuauhtemoca
Między godz. 20.23 i 20.24 prędkość żaglowca wzrosła z 3,3 do 5,1 węzłów. Wówczas pilot poprosił o natychmiastową pomoc holownika, jednak ten nie był już w stanie zrównać się z płynącym coraz szybciej barkiem. Dokładnie o godz. 20.24 i 42 sekundy bezanmaszt uderzył w Most Brookliński. W tym momencie prędkość Cuauhtemoca dochodziła już do 6 węzłów. Jednostka zatrzymała się dopiero o godz. 20.27, po przejściu pod mostem i utracie dalszych masztów.
Raport zawiera też informację, iż zaangażowane osoby poddano testom na zawartość alkoholu we krwi. Wyniki wszystkich były negatywne.