Węgrzy zatrzymani w tajemniczych okolicznościach. "Nie mogłem powiedzieć, iż byłem turystą"

gazeta.pl 3 godzin temu
Dwóch Węgrów zostało zatrzymanych w tajemniczych okolicznościach w Bośni i Hercegowinie. Miejscowa policja podejrzewała ich o szpiegostwo. Lokalne media podgrzewają spekulacje i zadają pytania o cel wizyty.
Jak podaje portal telex.hu, 73-letni György Baráth, który pracuje na Węgrzech jako prywatny detektyw, razem ze swoim współpracownikiem został zatrzymany w zeszłym tygodniu w Bośni i Hercegowinie pod zarzutem szpiegostwa. - Nie szpiegowaliśmy, tylko prowadziliśmy tajne, prywatne śledztwo - zapewnił Baráth.


REKLAMA


Zobacz wideo Ten kurort kryje tajemnicę, o której wiedzą nieliczni


Węgrzy zatrzymani w Bośni i Hercegowinie. "Partner zadzwonił, żeby powiedzieć, iż policja sprawdza dokumenty"
Baráth pracował niegdyś w wojskowych służbach specjalnych, następnie w kontrwywiadzie, a później jako oficer wywiadu. Służył głównie za granicą, a w latach 90. przeszedł do sektora prywatnego. Najpierw był konsultantem ds. bezpieczeństwa, a potem został detektywem.
Jak zapewnił, do Bośni i Hercegowiny przyjechał w ramach śledztwa. Razem z kolegą wynajął hotel w miejscowości Tuzla 20 października. Pracowali w małej miejscowości Banovići. - Nie ma tu żadnych atrakcji turystycznych, żadnych turystów. To nie sprzyjało naszej pracy, bo było oczywiste, iż jesteśmy obcokrajowcami, obcymi - powiedział w rozmowie z telex.hu.


Tuzlaistock-Wirestock


Przyciągnęli uwagę osoby, która, według Barátha, współpracowała z policją. - Właśnie wyjmowałem coś z samochodu, gdy mój partner zadzwonił, żeby powiedzieć, iż policja sprawdza dokumenty. Podszedłem i zobaczyłem trzech funkcjonariuszy stojących wokół mojego kolegi. Zapytali, co robimy w mieście. Po chwili namysłu doszedłem do wniosku, iż nie mogłem powiedzieć, iż byłem turystą, bo w Banovići tak naprawdę nie ma turystów. Odparłem, iż jesteśmy prywatnymi detektywami - wyjaśnił.


Zatrzymani w Bośni. "Poprosili o mój telefon, ale na szczęście zdążyłem usunąć zdjęcia"
W samochodzie była kamera wideo, aparat fotograficzny i dwie ukryte kamery. Po kontroli policjanci przewieźli detektywów na komisariat. Baráth nie chciał zdradzić nazwiska swojego klienta i zdecydował się skłamać. - Powiedziałem, iż szukamy mężczyzny o nazwisku István Kovács, którego znamy jedynie rysopis. Musieliśmy go obserwować. Poprosili o mój telefon, ale na szczęście zdążyłem usunąć zdjęcia - zrelacjonował.


Detektywistock-@surpasspro


Po przesłuchaniu pozwolono im opuścić komisariat policji, ale bez dokumentów i pod warunkiem iż zgłoszą się do władz imigracyjnych następnego dnia. W biurze imigracyjnym zjawili się również przedstawiciele bośniacko-hercegowińskiego wywiadu. - Pytali nas, czy szpiegujemy dla węgierskich, czy rosyjskich służb specjalnych - wspominał Baráth. Po powrocie z urzędu poinformowano ich, iż muszą opuścić Bośnię w ciągu 15 dni.
Bośniackie media gwałtownie podchwyciły temat. Pojawiła się plotka, iż Baráth został oskarżony o szpiegostwo, ponieważ fotografował obiekt wojskowy. Jak podkreślił portal, w rzeczywistości nie postawiono Węgrom żadnych zarzutów. Należy jednak pamiętać, by uważać podczas urlopu. W ubiegłym roku pisaliśmy o dwóch sytuacjach, w których Polacy znaleźli się w tarapatach. W styczniu dwóch turystów weszło na teren morskiej bazy wojskowej w Grecji, gdzie gwałtownie zatrzymano ich za robienie zdjęć i nagrywanie terenu. Druga sprawa dotyczyła Mariusza Majewskiego, który został skazany na dożywocie w Demokratycznej Republice Konga. Oskarżono go szpiegostwo, w tym obserwowanie działań wojska i fotografowanie strategicznych miejsc. Spędził 3 miesiące w więzieniu, na szczęście udało mu się powrócić do Polski.


Relacje bośniacko-węgierskie były w tym roku dość burzliwe, co mogło mieć wpływ na sposób, w jaki władze potraktowały György'ego Barátha i jego kolegę. W lutym tego roku 70 węgierskich oficerów Centrum Antyterrorystycznego wjechało do Bośni i Hercegowiny na szkolenia i ćwiczenia. Wizyta wywołała burzę dyplomatyczną, ponieważ udali się do Bośni akurat w momencie, gdy prorosyjski sojusznik Viktora Orbána, Milorad Dodik, został skazany w pierwszej instancji. Co sądzisz o tej sytuacji? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Idź do oryginalnego materiału