Córki potępiły „egoistyczną” matkę, która poświęcała się dla nich całe życie.

polregion.pl 1 dzień temu

W małej wiosce na południu Polski, gdzie czas płynie leniwie, a stare drewniane domy skrywają rodzinne tajemnice, panowało przekonanie: matka ma poświęcić się dzieciom, zapominając o własnych marzeniach. Ale Katarzyna, matka dwóch dorosłych córek, nie zgodziła się z tą zasadą. Jej decyzja o przyjęciu spadku po siostrze zmieniła wszystko i wywołała burzę oburzenia u tych, którzy widzieli w niej tylko ofiarną opiekunkę.

Katarzyna wyszła za mąż jako młodziutka dziewczyna, pełna nadziei. Urodziła dwie córki – Kingę i Magdalenę – ale szczęście nie trwało długo. Mąż, okazało się, był łajdakiem – zniknął trzy lata po narodzinach młodszej córki, Magdaleny, zostawiając Katarzynę samą z dwójką maluchów. Wychowywanie dzieci w pojedynkę było piekielnie trudne. Katarzyna odmawiała sobie wszystkiego, harowała od świtu do nocy, by córki miały choć trochę lepiej. Ale niektórych problemów – na przykład własnego mieszkania – nie udało się rozwiązać.

Rodzina mieszkała w maleńkim domku na skraju wsi, z ogródkiem, który ratował ich w trudnych czasach. Córki dorosły, wyszły za mąż i wyprowadziły się do miasta, wynajmując mieszkania. Katarzyna została sama. Gdy zdrowie zaczęło szwankować, musiała przejść na wcześniejszą emeryturę. Wtedy zachorowała jej starsza siostra, Barbara. Katarzyna, bez wahania, przeprowadziła się do niej – do przestronnego mieszkania w centrum miasta. To, co tam zobaczyła, oszołomiło ją.

Barbara, wolna od rodzinnych obowiązków, żyła dla siebie. Wydawała pieniądze na podróże, teatry, modne ubrania, nie martwiąc się o jutro. choćby do siostry odnosiła się z lekkim lekceważeniem: „Jak nie będziesz się mną opiekować, najwięcej mi nie dasz rady, to znajdę kogoś innego. Ale wtedy mieszkanie też do ciebie nie trafi.” Katarzyna była wstrząśnięta takim egoizmem, ale żyjąc z Barbarą, zaczęła powoli rozumieć jej filozofię. Gdy siostra zmarła, zostawiając jej mieszkanie, Katarzyna jakby wreszcie się obudziła. Po raz pierwszy pomyślała: a może warto żyć dla siebie?

Została w miejskim mieszkaniu, otoczona gwarem ulic i blaskiem kawiarni. Po raz pierwszy od lat poczuła, iż naprawdę żyje. Zaczęła chodzić na wystawy, spacery po parkach, choćby zapisała się na kurs tańca. Ale jej szczęście stało się solą w oku dla córek.

Kinga i Magdalena przywykły, iż matka zawsze stawia je na pierwszym miejscu. Kinga, która z mężem wzięła kredyt hipoteczny, liczyła, iż Katarzyna sprzeda odziedziczone mieszkanie i podzieli się pieniędzmi, żeby ulżyć im w spłatach. Magdalena, spodziewająca się trzeciego dziecka i wynajmująca lokum, marzyła o kupnie małego M. Córki już wszystko zaplanowały, choćby nie pytając matki. Ale Katarzyna odmówiła sprzedaży. Postanowiła zostać w mieście i żyć tak, jak nigdy nie śmiała marzyć.

— Mam już dość poświęcania się — powiedziała córkom, gdy przyjechały domagać się wyjaśnień. — Chcę wreszcie żyć dla siebie, choćby jeżeli dopiero teraz.

Córki wpadły w szał. Nazwały ją egoistką, zarzucały niewdzięczność. „Całe życie byłaś dla nas, a teraz nas zostawiłaś dla swoich zachcianek!” — krzyczała Kinga. Magdalena, ocierając łzy, dodała: „Jak możesz myśleć tylko o sobie, kiedy ja mam dzieci, a my ledwo wiążemy koniec z końcem?”

Katarzyna milczała, ale serce pękało jej z bólu. Przypomniała sobie, jak głodowała, żeby córki mogły iść do szkoły w nowych sukienkach, jak szyła po nocach, żeby dorobić kilka złotych. A teraz oskarżały ją o zdradę. Najgorsze było, iż wcale nie pomagały jej opiekować się Barbarą. Pojawiły się dopiero po śmierci ciotki, gdy zapachniało spadkiem.

— Dlaczego o nas i wnukach zapomniałaś? Jak śmiesz teraz bawić się w mieście? — rzuciła Kinga, zanim wyszła, trzaskając drzwiami.

Magdalena przestała dzwonić. Córki skreśliły matkę ze swojego życia, nazywając ją „samolubną starą”. Katarzyna została sama, ale nie żałowała swojej decyzji. Po raz pierwszy czuła się wolna. Spacerowała nad Wisłą, piła kawę w przytulnych kawiarniach, uśmiechała się do nieznajomych. Jej oczy, kiedyś przygaszone zmęczeniem, teraz znów błyszczały życiem.

Czy można ją winić? Dała córkom wszystko, co mogła, ale w końcu wybrała siebie. Córki, przyzwyczajone do jej poświęceń, nie potrafiły zaakceptować, iż i ona ma prawo do szczęścia. Kto tu jest egoistą – matka, która chce żyć po swojemu, czy córki, domagające się kolejnych ofiar? Katarzyna znała odpowiedź, ale to nie uśmierzało bólu rozstania z rodziną. Mimo wszystko miała nadzieję, iż pewnego dnia córki zrozumieją: choćby matka ma prawo na własne serce.

Idź do oryginalnego materiału