Córki krytykują „egoistyczną” matkę, która całe życie poświęciła im.

twojacena.pl 2 dni temu

W małej wsi na południu Polski, gdzie życie płynie powoli, a stare drewniane domy skrywają rodzinne tajemnice, panowało przekonanie: matka musi poświęcić się dzieciom, zapominając o własnych marzeniach. Ale Helena, matka dwóch dorosłych córek, odrzuciła tę zasadę. Jej decyzja o przyjęciu spadku po siostrze odmieniła jej życie i wywołała burzę oburzenia wśród tych, którzy przywykli widzieć w niej tylko ofiarną cień.

Helena wyszła za mąż jako młoda dziewczyna, pełna nadziei. Urodziła dwie córki, Bogumiłę i Bronisławę, ale szczęście nie trwało długo. Mąż, okazało się, był łajdakiem – zniknął trzy lata po narodzinach młodszej córki, Bronisławy, zostawiając Helenę samą z dwójką maluchów. Wychowanie dzieci w pojedyności było piekielnie trudne. Helena odmawiała sobie wszystkiego, pracowała ponad siły, by córki miały choć trochę. Ale niektórych problemów – jak własne mieszkanie – nie udało się rozwiązać.

Rodzina mieszkała w maleńkim domku na skraju wsi, z ogródkiem, który ich żywił w trudnych czasach. Córki dorosły, wyszły za mąż i wyjechały do miasta, wynajmując mieszkania. Helena została sama. Z powodu złego stanu zdrowia przeszła na emeryturę wcześniej. Wtedy jej starsza siostra, Zofia, ciężko zachorowała. Bez wahania Helena przeprowadziła się do niej, do przestronnego mieszkania w centrum miasta. To, co zobaczyła, zszokowało ją.

Zofia, wolna od rodzinnych obowiązków, żyła dla siebie. Wydawała pieniądze na podróże, teatry, modne ubrania, nie myśląc o przyszłości. choćby do siostry odnosiła się z lekkim przymrużeniem oka: „Jeśli nie będziesz się mną opiekować, Helenko, znajdę kogoś innego. Wtedy mieszkanie też do ciebie nie trafi”. Helena była zszokowana takim egoizmem, ale żyjąc z Zofią, zaczęła stopniowo rozumieć jej filozofię. Gdy siostra zmarła, zostawiając jej mieszkanie, Helena jakby się obudziła. Po raz pierwszy zadała sobie pytanie: a gdyby tak żyć dla siebie?

Została w mieście, otoczona gwarem ulic i jasnymi światłami. Po raz pierwszy od dziesięcioleci poczuła, iż naprawdę żyje. Zaczęła chodzić na wystawy, spacerować po parkach, zapisała się choćby na kurs tańca. Ale jej szczęście stało się solą w oku dla córek.

Bogumiła i Bronisława przywykły, iż matka zawsze stawiała ich potrzeby ponad swoje. Bogumiła, która z mężem wzięła kredyt hipoteczny, liczyła, iż Helena sprzeda odziedziczone mieszkanie i da jej część pieniędzy, by ulżyć im w spłacie. Bronisława, spodziewająca się trzeciego dziecka i wynajmująca mieszkanie, marzyła o kupnie małego lokalu za te same środki. Córki już wszystko zaplanowały, nie pytając matki. Ale Helena odmówiła sprzedaży. Postanowiła zostać w mieście i żyć tak, jak nigdy nie śmiała choćby marzyć.

— Jestem zmęczona poświęcaniem się — powiedziała córkom, gdy przyjechały domagać się wyjaśnień. — Chcę wreszcie żyć dla siebie, choćby teraz.

Córki wpadły w szał. Nazwały ją egoistką, zarzucały niewdzięczność. „Całe życie byłaś dla nas, a teraz nas porzuciłaś dla swoich kaprysów!” — krzyczała Bogumiła. Bronisława, ocierając łzy, dodała: „Jak możesz myśleć tylko o sobie, skoro ja mam dzieci, a my tłoczymy się w wynajmowanym mieszkaniu?”

Helena milczała, ale serce jej pękało. Przypominała sobie, jak głodowała, by córki mogły iść do szkoły w nowych sukienkach, jak szyła nocami, by zarobić choć trochę więcej. A teraz oskarżano ją o zdradę. Najgorsze było to, iż córki choćby nie pomagały jej opiekować się Zofią. Pojawiły się dopiero po śmierci ciotki, gdy poczuły zapach spadku.

— Dlaczego o nas zapomniałaś? O wnukach? Jak śmiesz bawić się w mieście? — rzuciła Bogumiła przed wyjściem, zatrzaskując drzwi.

Bronisława przestała dzwonić. Córki wymazały matkę ze swojego życia, nazywając ją „samolubną”. Helena została sama, ale nie żałowała swojej decyzji. Po raz pierwszy czuła się wolna. Spacerowała nad rzeką, piła kawę w przytulnych kawiarniach, uśmiechała się do nieznajomych. Jej oczy, niegdyś przygaszone zmęczeniem, teraz płonęły życiem.

Czy można ją winić? Dała córkom wszystko, co mogła, ale w końcu wybrała siebie. Córki, przyzwyczajone do jej poświęceń, nie potrafiły zaakceptować jej prawa do szczęścia. Kto tu jest egoistą — matka, która postanowiła żyć po swojemu, czy córki, żądające kolejnych ofiar? Helena znała odpowiedź, ale nie uśmierzała to bólu rozstania z rodziną. Poznała tylko nadzieję, iż kiedyś córki zrozumieją: choćby matka ma prawo do własnego serca.

Idź do oryginalnego materiału