Córka z trójką dzieci codziennie przychodzi na obiad — mam dość bycia ich kuchnią

twojacena.pl 1 tydzień temu

W małym miasteczku pod Krakowem, gdzie stare podwórka toną w kwiatach, moje życie w wieku sześćdziesięciu lat zamieniło się w niekończący się cykl gotowania i sprzątania. Nazywam się Janina Kowalska, jestem wdową i mieszkam sama w niewielkim mieszkaniu. Moja córka Kasia z trójką dzieci przychodzi do mnie codziennie na obiad. jeżeli na początku cieszyłam się ich obecnością, teraz czuję się jak darmowa stołówka. Jestem zmęczona, a ich apetyty i bałagan doprowadzają mnie do rozpaczy. Jak postawić granice, nie raniąc córki i wnuków?

Córka, która była moją euforią

Kasia ma trzydzieści dwa lata. Jest zamężna z Piotrem, mają troje dzieci: Zosię (10 lat), Tomka (7 lat) i Lenkę (4 lata). Mieszkają w sąsiednim bloku, w wynajętym mieszkaniu, a ich życie nie jest łatwe. Piotr pracuje jako kierowca, Kasia jest na urlopie macierzyńskim i często brakuje im pieniędzy. Gdy Kasia zaczęła przyprowadzać dzieci na obiad, byłam szczęśliwa – ugotowanie zupy nie było problemem, a widok wnuków to radość. „Mamo, u ciebie tak smacznie, dzieci uwielbiają twój rosół” – mówiła, a ja rozpływałam się w zachwycie.

Mój dzień zaczynał się w kuchni: gotowałam, piekłam pierogi, kupowałam produkty za emeryturę. Myślałam, iż to tymczasowe, aż staną na nogi. ale obiady stały się codziennością i teraz widzę, iż Kasia z dziećmi nie tylko je – oni żądają, zostawiają bałagan, a choćby zabierają jedzenie na wynos. Moje mieszkanie zamieniło się w ich jadłodajnię, a ja w kucharkę, której nikt nie dziękuje.

Dzieci, które burzą mój spokój

Codziennie w południe Kasia przychodzi z dziećmi. Zosia chce kiełbasę, Tomek – herbatniki, a Lenka sięga po cukierki. Nie jestem skąpa, ale moje zapasy topnieją szybciej, niż zdążę je uzupełnić. Dzieci biegają po mieszkaniu, krzyczą, rozrzucają zabawki i brudzą stół. Kasia nie sprząta po nich, nie myje naczyń, choćby nie próbuje pomóc. „Mamo, przecież ty tak lubisz gotować” – mówi, a ja milczę, choć we mnie wszystko wrze.

Ostatnio zauważyłam, iż Kasia zabiera jedzenie do domu. „Mamo, możemy wziąć kotlety? Piotrek je uwielbia” – pyta, a ja przytakuję, choć serce się ściska. Moja emerytura idzie na ich jedzenie, a ja żyję chlebem i herbatą. Wczoraj Zosia rozlała kompot na mój dywan, Tomek złamał drzwiczki szafki, a Kasia tylko się zaśmiała: „Oj, dzieci to dzieci”. Nie wytrzymałam i powiedziałam: „Kasiu, to mój dom, nie przedszkole”. Oburzyła się: „Co, żal ci wnuków?”.

Ból i poczucie winy

Kocham Kasię i wnuki, ale ich codzienne wizyty mnie wyczerpują. W wieku sześćdziesięciu lat chcę odpocząć, poczytać, wyjść do znajomych, a nie stać przy garach. Moja przyjaciółka Basia mówi: „Janina, oni cię wykorzystują, powiedz, żeby przychodzili rzadziej”. Ale jak to powiedzieć, skoro Kasia od razu się obraża? Boję się, iż przestanie przyprowadzać dzieci i stracę je. Piotr, jej mąż, choćby się nie wita, jakbym miała obowiązek ich karmić.

Próbowałam delikatnie napomknąć Kasi. „Może czasem gotujcie w domu?” – zapytałam. Odpowiedziała: „Mamo, nie mamy pieniędzy, a dzieci są głodne”. Jej słowa brzmiały jak wyrzut, ale widzę, iż kupuje sobie nowe ubrania, a ja oszczędzam na wszystkim. Czy naprawdę powinnam się poświęcać dla ich wygody? Wnuki to moja radość, ale ich chaos i obojętność Kasi sprawiają, iż we własnym domu czuję się jak obca.

Co robić?

Nie wiem, jak wyjść z tej pułapki. Powiedzieć Kasi, żeby przychodzili rzadziej? Ale boję się, iż nazwie mnie skąpą. Dać im pieniądze zamiast gotować? Moja emerytura i tak ledwo starcza. A może milczeć i dalej gotować, aż padnę ze zmęczenia? Chcę widywać wnuki, ale nie codziennie, nie kosztem zdrowia. W moim wieku zasługuję na spokój, ale czuję się winna, myśląc o tym.

Sąsiedzi szeptają: „Janina, twoja Kasia zupełnie się rozbestwiła”. Ich słowa bolą, ale wiem, iż mają rację. Chcę znaleźć równowagę, by zachować rodzinę, a jednocześnie się chronić. Jak powiedzieć córce, iż nie jestem ich kucharką, nie raniąc jej? Jak nauczyć ją szanować moje granice, nie tracąc miłości wnuków?

Moje wołanie o wolność

Ta historia to moje wołanie o prawo do własnego życia. Kasia może nie widzi, jak męczą mnie te wizyty. Wnuki to tylko dzieci, ale ich chaos niszczy mój dom. Chcę, by moje mieszkanie znów było moją przystanią, bym mogła swobodnie oddychać, by wnuki przychodziły w gości, a nie na obiad. W moim wieku zasługuję na odpoczynek, nie na rolę darmowej kucharki.

Jestem Janina Kowalska i znajdę sposób, by odzyskać spokój – choćby jeżeli będzie to oznaczało powiedzieć córce prawdę. Niech to będzie trudne, ale nie chcę już być ich stołówką. Życie uczy, iż czasem największym aktem miłości jest postawienie granic.

Idź do oryginalnego materiału