W małym miasteczku pod Krakowem, gdzie stare podwórka toną w kwiatach, moje życie w wieku sześćdziesięciu lat zamieniło się w niekończącą się karuzelę gotowania i sprzątania. Nazywam się Halina Nowak, jestem wdową i mieszkam sama w swoim niewielkim mieszkaniu. Moja córka Kinga z trójką dzieci przychodzi do mnie codziennie na obiad, i jeżeli na początku cieszyłam się ich wizytami, teraz czuję się jak ich darmowa stołówka. Jestem zmęczona, a ich apetyty i bałagan doprowadzają mnie do rozpaczy. Jak postawić granice, nie raniąc córki i wnuków?
Córka, która była moją euforią
Kinga ma trzydzieści dwa lata, jest moją najmłodszą córką. Jest żoną Rafała, mają troje dzieci: Zosię – lat dziesięć, Jakuba – siedem i Lenę – cztery. Mieszkają w sąsiednim bloku, w wynajętym mieszkaniu, a ich życie nie jest łatwe. Rafał pracuje jako kierowca, Kinga jest na macierzyńskim i często brakuje im pieniędzy. Gdy Kinga zaczęła przychodzić z dziećmi na obiady, byłam szczęśliwa – ugotować zupę to przecież żaden problem, a widok wnuków to prawdziwa radość. „Mamo, u ciebie jest tak pysznie, dzieci uwielbiają twój rosół” – mówiła, a ja topniałam.
Mój dzień zaczynał się w kuchni: gotowałam, piekłam pierogi, kupowałam produkty za swoją emeryturę. Myślałam, iż to tylko na jakiś czas, aż staną na nogi. Ale obiady stały się codziennością, i teraz widzę, iż Kinga z dziećmi nie tylko je – oni żądają, zostawiają po sobie chaos i zabierają jedzenie na wynos. Moje mieszkanie zamieniło się w ich jadłodajnię, a ja – w kucharkę, której nikt nie dziękuje.
Dzieci, które niszczą mój spokój
Codziennie w południe Kinga zjawia się z dziećmi. Zosia chce kiełbasę, Kuba domaga się ciastek, Lena sięga po cukierki. Nie jestem skąpa, ale moje zapasy topnieją szybciej, niż zdążę je uzupełnić. Dzieci biegają po mieszkaniu, krzyczą, rozrzucają zabawki, brudzą stół. Kinga nie sprząta po nich, nie zmywa naczyń, choćby nie proponuje pomocy. „Mamo, przecież ty tak lubisz gotować” – mówi, a ja milczę, choć w środku wszystko we mnie wrze.
Ostatnio zauważyłam, iż Kinga zaczęła zabierać jedzenie do domu. „Mamo, możemy wziąć schabowe? Rafał je uwielbia” – mówi, a ja kiwałam głową, ale serce ściskało mi się z bólu. Moja emerytura idzie na ich jedzenie, a ja sama żyję od chleba do herbaty. Wczoraj Zosia wylała sok na mój dywan, Kuba złamał drzwiczki szafki, a Kinga tylko się zaśmiała: „No co, dzieci są dziećmi”. Nie wytrzymałam i powiedziałam: „Kinga, to jest mój dom, nie przedszkole”. Obraziła się: „Co, żałujesz wnukom?”
Ból i poczucie winy
Kocham Kingę i wnuki, ale ich codzienne wizyty wykańczają mnie. W wieku sześćdziesięciu lat chcę odpocząć, poczytać, odwiedzać znajomych, a nie stać przy garach. Moja przyjaciółka Krysia mówi: „Halina, oni cię wykorzystują, powiedz, żeby przychodzili rzadziej”. Ale jak to powiedzieć, skoro Kinga od razu się obraża? Boję się, iż przestanie przyprowadzać wnuki i je stracę. Rafał, jej mąż, choćby nie kiwa mi głową, jakbym miała obowiązek ich żywić.
Próbowałam delikatnie napomknąć Kindze, iż to dla mnie trudne. „Może czasem ugotujecie coś u siebie?” – zapytałam. Odpowiedziała: „Mamo, my nie mamy pieniędzy, a dzieci są głodne”. Jej słowa brzmią jak wyrzut, ale widzę, iż kupuje sobie nowe ubrania, a ja oszczędzam na wszystkim. Czy naprawdę powinnam się poświęcać dla ich wygody? Moje wnuki to moja radość, ale ich bałagan i obojętność Kingi sprawiają, iż czuję się obca we własnym domu.
Co robić?
Nie wiem, jak wyjść z tej pułapki. Powiedzieć Kindze, żeby przychodzili rzadziej? Ale boję się, iż oskarży mnie o skąpstwo. Zaproponować im pieniądze zamiast jedzenia? Moja emerytura i tak ledwo starcza. A może milczeć i gotować dalej, aż padnę? Chcę widywać wnuki, ale nie codziennie, nie kosztem mojego zdrowia. W moim wieku zasługuję na spokój, ale czuję się winna, gdy o tym myślę.
Sąsiedzi szeptają: „Halina, twoja Kinga całkiem się rozpuściła”. Ich słowa bolą, ale wiem, iż mają rację. Chcę znaleźć złoty środek, by zachować rodzinę, ale i zadbać o siebie. Jak powiedzieć córce, iż nie jestem ich kucharką, nie raniąc jej? Jak nauczyć ją szanować moje granice, nie tracąc miłości wnuków?
Mój krzyk o wolność
Ta historia to mój krzyk o prawo do własnego życia. Kinga może nie widzi, jak jej wizyty mnie wyniszczają. Wnuki są tylko dziećmi, ale ich chaos niszczy mój dom. Chcę, żeby moje mieszkanie znów było moją przystanią, żebym mogła oddychać swobodnie, żeby wnuki przychodziły w odwiedziny, a nie na obiad. W moim wieku zasługuję na odpoczynek, a nie rolę darmowej kucharki.
Jestem Halina Nowak i znajdę sposób, by odzyskać spokój, choćby jeżeli będę musiała powiedzieć córce prawdę. Niech ten krok będzie bolesny, ale nie chcę już dłużej być ich stołówką.