Walentyna Nowacka poprawiała popielaty kostium, przeglądając się w lustrze. Weronika kończyła dziś trzydziestkę. Pierwsze urodziny córki od ośmiu lat, które świętowały razem.
— Mamo, gotowa? — krzyknęła Weronika z przedpokoju. — Taxi już podjechało.
— Idę, idę! — odkrzyknęła Walentyna, ale dalej stała przed lustrem.
Jakże Weronka się zmieniła… Kiedyś nosiła tylko dżinsy i trampki, a teraz eleganckie sukienki i szpilki. Pracuje w jakiejś zagranicznej firmie, zarabia więcej niż Walentyna przez całą karierę. I wychodzi za tego swojego… jak mu tam… Krzysztofa.
— Mamo! — głos Weroniki stał się niecierpliwypliwy.
Walentyna westchnęła i wyszła. W progu stała córka w beżowej sukience, z eleganckim kokiem i dyskretnym makijażem. Piękna. Zawsze była piękna, choćby gdy w szesnastce rzuciła szkołę i uciekła z domu.
— Nieźle wyglądasz — rzuciła Walentyna sucho.
Weronika się uśmiechnęła, ale w oczach przemknął cień.
— Dzięki. Ty też. Ten kostium bardzo ci pasuje.
W taksówce jechały w ciszy. Weronika patrzyła przez okno, a Walentyna myślała, jak mogło być inaczej. Gdyby córka jej wtedy posłuchała. Gdyby nie wdała się w tego Ryszarda, starszego o dobre dwie dekady. Gdyby nie wyjechała z nim z Gdańska do Berlina, rzucając wszystko — szkołę, studia, przyszłość.
— Pamiętasz, co ci wtedy mówiłam? — nie wytrzymała Walentyna. — Że to się źle skończy. Że cię rzuci, jak mu się znudzisz.
Weronika odwróciła się do matki.
— Mamo, może nie dzisiaj? Urodziny mam.
— Nie zamierzam ci psuć święta. Stwierdzam fakty. Miała rację, ostatecznie?
— Tak, miałaś rację. I co w związku z tym? Masz ochotę, żebym do końca życia żałowała głupot młodości?
Walentyna milczała. Czy tego chciała? Nie wiedziała. Wiedziała tylko, iż osiem lat nie mogła spać spokojnie, wyobrażając sobie szesnastoletnią córkę żyjącą nie wiadomo gdzie i z kim. Jak dzwoniła na policję, do szpitali, próbowała coś wywąchać przez znajomych. Jak pierwszy list dostała dopiero po półtora roku — krótki gryzmoł, iż Weronika żyje i ma się dobrze.
Restauracja była droga i szykowna. Przy długim stole siedzieli już goście — koledzy Weroniki z pracy, parę przyjaciółek, narzeczony Krzysztof z rodzicami. Wszyscy grzecznie wstali na widok Walentyny.
— Poznajcie moją mamę, Walentynę Nowacką — przedstawiła Weronika.
Walentyna skinęła głową wszystkim naraz i usiadła na wskazanym miejscu miejscu. Obok znalazła się matka Krzysztofa — elegancka pani po pięćdziesiątce w drogi róg.
— Cudowną ma pani córkę — szepnęła. — Krzysiek ma stałą ścianę na jej punkcie. Mówi, iż takich samodzielnych i ambitnych panienek dziś jak na lekarstwo.
— Samodzielną stała się wcześnie — odparła Walentyna. — Za wcześnie.
Matka Krzysztofa najwyraźniej wyczuła zadzior w głosie i zmieniła temat.
Przy stole było głośno i wesoło. Weronika śmiała się, opowiadała historie z biura, przyjmowała życzenia. Walentyna siedziała w milczeniu, od czasu do czasu odpowiadając na pytania sąsiadów, ale głównie obserwowała.
Oto córka przytula Krzysztofa, ten coś szepcze jej do ucha, a ona się rumieni i chichocze. Zacny chłopak, przyznać trzeba. Lekarz, z dobrej rodziny. Weronice się poszczęściło. Ale mogła wyjść wcześniej i nie za pierwszego z brzegu, gdyby wtedy posłuchała matki.
— Werka, powiedz coś o weselu! — poprosiła jedna z przyjaciółek. — Kiedy termin?
— Jesienią — odparła Weronika. — Malutka ceremonia, tylko najbliżsi.
— A gdzie się wprowadzicie?
— Krzysiek kupił mieszkanie w tej nowej inwestycji. Trójkę, po remoncie. Piękne!
Walentyna mimowolnie wspomniała swoją dwupokojową klitkę sprzed komuny, gdzie mieszkały z córką przed jej ucieczką. Weronika sypiała tam na rozkładanym wersalce w salonie, narzekając na tłok i brak prywatności. A Walentyna tłumaczyła, iż trzeba skończyć szkołę, studiować, pracować – wtedy będzie własne M. Ale córka nie chciała czekać.
— A dzieci? — nie dawała za wygraną przyjaciółka.ka. — W planach?
Weronika wymieniła spojrzenie z Krzysztofem.
— Oczywiście. Bardzo chcę szkraba. Albo szkrabicę — uśmiechnęmiechnęła się. — Będę najlepszą mamą pod słońcem
Walentyna Pomyśla patrzyła w lustro, poprawiając szary kostium. Dziś Magda skończyła trzydzieści lat. Pierwsze od ośmiu lat urodziny córki, które obchodziły razem.
— Mamo, gotowa? — zawołała Magda z przedpokoju. — Taksówka już podjechała.
— Idę, idę! — odpowiedziała Walentyna Pomyśla, ale wciąż stała przed lustrem.
Jak bardzo zmieniła się Magda… Niegdyś chodziła tylko w dżinsach i adidasach, dziś eleganckie sukienki i szpilki. Pracuje w jakiejś zagranicznej firmie, zarabia więcej niż Walentyna przez całą swoją karierę. I wychodzi za mąż za tego swojego… jak on się tam… Tomasza.
— Mamo! — głos Magdy stał się niecierpliwy.
Walentyna westchnęła i ruszyła do drzwi. Na progu stała córka w beżowej sukience, z eleganckim kokiem i lekkim makijażem. Piękna. Zawsze była piękna, choćby gdy w szesnaste urodziny rzuciła szkołę szkołę i uciekła z domu.
— Dobrze wyglądasz — powiedziała Walentyna oschle.
Magda uśmiechnęła się, ale w oczach przemknął cień.
— Dziękuję. Ty też. Ten kostium bardzo ci pasuje.
W taksówce jechały w milczeniu. Magda patrzyła przez okno, a Walentyna rozmyślała, jak wszystko mogło potoczyć się inaczej. Gdyby córka jej wtedy posłuchała. Gdyby nie związała się z tym Piotrem, który był od niej starszy o dwie dekady. Gdyby nie wyjechała z nim do Warszawy, rzucając wszystko – szkołę, studia, przyszłość.
— Pamiętasz, co ci wtedy mówiłam? — nie wytrzymała Walentyna Pomyśla. — Że to się źle skończy. Że cię porzuci, jak mu się znudzisz.
Magda odwróciła się do matki.
— Mamo, nie rozmawiajmy o tym dziś. Moje urodziny.
— Nie mam zamiaru ci psuć przyjęcia. Stwierdzam fakt. W końcu miałam rację, prawda?
— Tak, miałaś rację. I co z tego? Chcesz, żebym do końca życia żałowała błędów młodości?
Walentyna milczała. Czy tego chciała? Nie wiedziała. Wiedziała tylko, iż przez osiem lat nie spała spokojnie, wyobrażając sobie, jak jej szesnastoletnia córka żyje Bóg wie gdzie i z kim. Jak dzwoniła na policję, do szpitali, szukała przez znajomych. Jak pierwszą kartkę dostała dopiero po półtora roku – krótką wiadomość, iż Magda żyje i ma się dobrze.
Restauracja okazała się droga i modna. Przy długim stole czekali już goście – koledzy z pracy Magdy, kilka przyjaciółek, narzeczony Tomasz z rodzicami. Wszyscy uprzejmie wstali, gdy pojawiła się Walentyna.
— Poznajcie moją mamę — przedstawiła Magda.
Walentyna skinęła ogólne wszystkim i usiadła na wskazanym miejscu. Obok niej znalazła się matka Tomasza – elegancka kobieta koło pięćdziesiątki w drogiej sukni.
— Ma pani wspaniałą córkę — powiedziała cicho. — Tomek po prostu nie posiada się ze szczęścia. Mówi, iż tak samodzielnych i zmotywowanych od dziewcząt dziś mało.
— Samodzielna stała się wcześnie — odpowiedziała Walentyna. — Za wcześnie.
Matka Tomasza wyczuła może napięcie w głosie i zmieniła temat.
Przy stole było gwarno i wesoło. Magda śmiała się, opowiadała kawały z biura, przyjmowała życzenia. Walentyna siedziała cicho, odpowiadając czasem sąsiadom, ale głównie obserwując.
Oto córka przytula się do Tomasza, on szepce jej coś do ucha, ona rumieni się i chichocze. Dobry chłopak, trzeba przyznać. Pediatra, z porządnej rodziny. Magdzie się poszczęściło. Ale mogła wyjść za mąż wcześniej, i nie za byle kogo, gdyby wtedy posłuchała matki.
— Madziu, opowiedz o ślubie! — poprosiła przyjaciółka. — Kiedy wesele?
— Jesienią — odparła Magda. — Chcemy kameralnie, tylko najbliżsi.
— A gdzie będziecie mieszkać?
— Tomek kupił mieszkanie w nowej inwestycji. Trzy pokoje, po remoncie. Piękne jak sen!
Walentyna mimowolnie przypomniała sobie swoją dwupokojową kostkę, gdzie żyły z córką przed jej ucieczką. Magda spała tam na rozkładanej sofie w salonie, narzekała, iż ciasno, iż brakuje intymności. A Walentyna powtarzała, iż trzeba skończyć liceum, skończyć studia, dostać pracę – wtedy będzie własne mieszkanie. Ale córka nie chciała czekać.
— A dzieci? — dopytywała przyjaciółka. — Planujecie?
Magda spojrzała na Tomasza.
— Oczywiście. Bardzo chcę maluszka. Albo maluszkę — uśmiechnęła się. — Będę najlepszą mamą pod słońcem.
— Nie wątpię — przytaknęła matka Tomasza. — Masz świetny instynkt do ludzi, taką empatię. To najważniejsze w wychowaniu.
Walentyna omało nie zakrztusiła się winem. Instynkt do ludzi? U dziewczyny, która w szesnastu latkach związała się z żonatym facetem?
— Mamo, wszystko w porządku? — Magda zwróciła się do niej z troską. — Przynieść ci wody?
— Nie, daj spokój — Walentyna otarła oczy serwetką.
Przyjęcie trwało. Mówiono toast, wręczano prezenty. Magda dostała od narzeczonego drogi naszyjnik, od współpracowników voucher do Aquaparku w Sopocie, od koleżanek gustowną torebkę. Walentyna podarowała złoty łańcuszek – nie najdroższy porządny. Wybierała go tydzień temu.
— Dziękuję, mamo. Śliczny jest. — Magda założyła łańcuszek, przejrzała się w lusterku. — Bardzo mi się podoba.
— Noś ze zdrowiem
Walentyna obudziła się z pierwszymi promieniami słońca, sięgnęła po telefon i postanowiła, iż dziś nie tylko pogratuluje córce udanego przyjęcia, ale także zapyta, czy chciałaby wybrać się na weekend do Zakopanego, aby pomarzyć o tym, jak cudowną będzie babcią, choćby jeżeli ta cisza w sercu, gdzie skrywała żal, jeszcze nie do końca ustąpiła, ale przecież staram się, Lenko, staram się.