Córka w ożydze – piękno, które przyszło z trudem.

polregion.pl 2 tygodni temu

Ola z Oleska była piękną kobietą. Choć urodziła córkę późno, prawie w czterdziestce, a wcześniej owdowiała i została sama, bo Bóg nie dał im z mężem dzieci.

Pewnego razu wyjechała do kuzynki do miasta, spędziła tam dwa tygodnie, a po powrocie, po dziewięciu miesiącach, urodziła córeczkę Anielkę.

Sąsiadki na wsi szeptały, oczywiście, ale Ola nikomu nie zdradziła, kim był ojciec dziewczynki ani dlaczego ich nie odwiedzał.

Nawet najbliższa przyjaciółka, sąsiadka Krysia, nie wydobyła z niej tajemnicy. Anielka zaś rosła, budząc zazdrość – śliczna dziewczynka, jasnooka, zdrowa.

A jak Ola nad nią drżała! Ubierała ją, uczyła rozumu, przyzwyczajała do pomagania w domu. Wyrosła Ania – wysoka, postawna, uśmiechnięta. Po szkole skończyła kursy w powiecie i wróciła do rodzinnej wsi jako księgowa do fermy drobiu.

I od razu poznała Jacka. Był nowym człowiekiem we wsi, niedawno przyjechał jako agronom. Wykształcony, nie to co miejscowi chłopi. I spodobali się sobie. Jacek po miesiącu wyznał miłość, a potem ożenił się z Anią. Miała dwadzieścia jeden lat, on dwadzieścia pięć. Wesele wyprawili na całą wieś.

Tylko iż po ślubie zaczął gdzieś znikać – przepadał na dzień, dwa, a potem wracał. Pewnego letniego wieczoru siedzieli z Anią w altanie, pili herbatę, gdy nagle pod dom podjechał samochód, a z niego wysiadła kobieta z chłopcem.

„Oto, tatusiu, przyjmij na wakacje”. Okazało się, iż to jego pierwsza żona, o której nigdy Ani nie wspomniał. Do syna jeździł regularnie. Ania nie wybaczyła oszustwa, spakowała rzeczy i wróciła do matki.

Ileż łez wylała Ola! A córka wyrzucała: „Nie można tak po prostu rzucić męża!”.

„No i co, iż miał wcześniej rodzinę? Teraz kocha ciebie. Przyjmij chłopca, nie na zawsze, tylko na wakacje”.

Ale Ania się nie zgodziła i rozwiodła z Jackiem. Młoda i uparta. Spakowała się i wyjechała do miasta szukać szczęścia. Do matki zaglądała często, ale nie miała się czym pochwalić. Ani porządnej pracy, ani mieszkania, ani męża.

A gdy skończyła dwadzieścia osiem lat, matka podupadła na zdrowiu, zmarniała. Ania wszystko porzuciła i wróciła do niej. Jacek już się ożenił, miał dwoje dzieci, a jego nowa żona bała się, iż Ania zacznie mu w głowie przewracać. Ot, taka wyfryzowana z miasta przyjechała.

Ale Ania na nikogo nie patrzyła. Nie wychodziła choćby z podwórka. Całą siebie oddała matce, pilnowała jej, dbała, jak tylko mogła.

Całe dwa lata, można powiedzieć, dźwigała ją na swoich barkach, choć lekarze nie dawali choćby roku. I w końcu jej nie stało…

Ania nie wróciła już do miasta, nie przyjęła się w tym zgiełku. A żona Jacka nie miała spokoju. On sam stał się posępny, surowy. Na stypie po matce Ani był pierwszym pomocnikiem. Ale choć Ania była wdzięczna, nie zwracała na niego uwagi.

A piękna? Jak była, tak pozostała. I trzydziestki byś jej nie dał! Młoda kobieta. A u Jacka już siwizna na skroniach się pojawiła.

I wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Cała wieś znowu zagadała! Syn Nowaków, Bartek, wrócił z wojska. Dwudziestoletni przystojniak, wysoki jak drzewo. Barki szerokie, ręce i nogi umięśnione.

Dziewczęta ze wsi od razu się zakochały, tylko czekały, na kogo zwróci uwagę. Ale Bartek na nikogo nie patrzył. Aż pewnego dnia poszedł nad rzekę, a tam Ania się kąpie, płynie w promieniach słońca, włosy jak u rusałki kołyszą się na wodzie.

Zobaczył chłopak taką urodę i serce mu zabiło! Siedzi na brzegu, czeka, aż wyjdzie. A potem sam skoczył do wody i wyniósł ją na rękach.

Śmieje się, broni, a Bartek nie puszcza. Zakochał się w swojej rusałce od pierwszego wejrzenia. Tak bardzo, iż od razu oświadczył się, i nie minęły dwa tygodnie od ich spotkania.

Ojciec ani słyszeć, matka w płacz:

„Co ty wyrabiasz! To kobieta, była już mężatką, w mieście się wyszumiała. A ty chłopczykiem jesteś, jaki ty dla niej mąż? Opamiętaj się, głupcze!”.

Na wsi zawrzało. Na Anię patrzą spode łba. A ona? Z Bartkiem spędziła dwa wieczory, siedzieli nad rzeką do zachodu słońca. A to, iż ją pokochał – czy sercu rozkazasz?

Przyszli do niej rodzice Bartka i zaczęli błagać, żeby zostawiła ich syna w spokoju. Nie jest mu parą. Spakowała się Ania i znów wyjechała do miasta. Nie będzie miała szczęścia na wsi. Tu Bartek z miłością, tam wieś z potępieniem…

…Minęło siedem lat.

Życie w mieście też się nieszczęśliwej Ani nie ułożyło. Pracowała w sklepie, wynajmowała pokój. Potem poznała porządnego mężczyznę, wyszła za niego, urodziła syna.

Mąż okazał się dobrym człowiekiem, zamożnym, mieszkali w przestronnym, jasnym mieszkaniu. Wychowywali syna. Mąż często mówił, iż trzeba by wrócić do jej wsi, zająć się domem.

Ale Ani tam nie ciągnęło. choćby gdy jechała na cmentarz do matki, unikała wsi.

Złe wspomnienia zostawiły tamte lata – gdy straciła matkę, gdy sąsiedzi na nią krzyczeli. Dom jednak trzeba było sprawdzić. Ileż lat stał zamknięty! Ale zanim się zebrali, mąż Ani zachorował…

Została wdową w pięćdziesięciu latach. Co za nieszczęście, syn ma piętnaście lat, jeszcze trzeba go uczyć. A dom na wsi nie dawał spokoju. Trzeba sprzedać i koniec. Może ktoś ze wsi kupi?

Zebrali się z synem latem i pojechali. Nagrobek matki poprawić, posprzątać i pokazać się ludziom na oczy.

Ania piękna, w czarnej sukni z białymi koralami, w kapeluszu. Obok wysokiLata mijały, a Ania i Bartek spotykali się potajemnie nad rzeką, gdzie wszystko się zaczęło, aż pewnego dnia wieś zamilkła, bo zrozumiała, iż miłość nie pyta o wiek, tylko czeka cierpliwie na swój czas.

Idź do oryginalnego materiału