Chciwość, ukryta pod płaszczem troski, często okazuje się zdradą. I jeżeli ktoś wierzy, iż więzy krwi gwarantują miłość i oddanie, to ta historia będzie dla niego zimnym prysznicem.
Jadwiga Nowak zawsze była skromną i dobrą kobietą. W życie nie oszczędzało jej trudów – gwałtownie owdowiała, sama wychowała dwójkę dzieci: córkę Kasię i syna Marka. Pracowała jako salowa w szpitalu, nigdy się nie skarżyła, nigdy nie prosiła o pomoc. Wszystko, co miała, oddawała dzieciom, wierząc, iż one uczynią jej starość spokojną i pełną blasku.
Gdy Jadwiga skończyła 73 lata, zdrowie zaczęło ją zawodzić. Serce dokuczało, nogi odmawiały posłuszeństwa, ciśnienie skakało. Kasia zaproponowała, by matka sprzedała stary dom na wsi i zamieszkała z nią w mieście.
— Mamo, nie możesz tam sama, a u nas będzie ciepło, dzieci będą blisko, wnuki będziesz widywać codziennie — przekonywała córka, patrząc w oczy z wymuszonym uśmiechem.
Jadwiga uwierzyła. Sprzedała dom, oddała pieniądze Kasi – na remont, na „wspólną przyszłość”. I się przeprowadziła.
Pierwsze tygodnie przypominały sielankę: przytulność, wnuki, rodzinne kolacje. Ale niedługo córce zaczęło przeszkadzać dosłownie wszystko: starzejący się zapach matki, jej rady, nawoływania, by ściszyć telewizor. Każde słowo Jadwigi odbierała jak naruszenie swojej przestrzeni.
— Mamo, musisz zrozumieć, iż jesteś już starszą osobą. Potrzebujesz opieki. Znalazłam dobry dom spokojnej starości. Są tam lekarze, zabiegi, spacery… i nikt nie będzie na ciebie krzyczał.
I tak matkę wywieziono do placówki. Bez łez, bez wyjaśnień. Zarejestrowano jako „tymczasowy pobyt” – i nigdy już po nią nie wrócono.
Ale Jadwiga miała jeszcze syna – Marka. Mieszkał w innym mieście, rzadko przyjeżdżał, ale matka zawsze mówiła o nim z czułością: „Ma serce na dłoni. On nie zapomni”. I miała rację.
Pewnego dnia Marek przyjechał bez zapowiedzi – chciał zrobić niespodziankę. W domu matki nie zastał. Sąsiedzi opowiedzieli mu wszystko: jak zabrali Jadwigę, jak sprzedano dom, jak Kasia rozporządzała pieniędzmi matki.
Marek wpadł w furię i pojechał do domu opieki. Zobaczył, jak jego niegdyś żywiołowa, radosna matka siedzi na ławce, przygarbiona, z pustym spojrzeniem. Serce mu się ścisnęło.
— Mamo… jak mogli tak z tobą zrobić? — padł przed nią na kolana. — Czy ty na to zasłużyłaś?…
Płakali oboje. Ona – z bólu i wstydu. On – z winy i gniewu. Wtedy Marek podjął decyzję: zabierze matkę do siebie, wyrwie ją z tej rozpaczy.
Miesiąc później Jadwiga Nowak wjechała do nowego domu – skromnego, ale przytulnego domku na przedmieściach. Pachniało w nim świeżym jabłecznikiem i czystością. W ogrodzie kwitły kwiaty, a w oknach powiewały firanki.
— Mamo, to teraz twój dom. Tutaj ty jesteś panią. A my obok.
Żona Marka przywitała teściową uściskiem, mówiąc: „Jest pani dla nas jak druga matka. Zadbamy o panią.”
I wszystko potoczyłoby się szczęśliwie, gdyby nie niespodziewana wizyta Kasi. Przyjechała do placówki po „zasiłek” – tak nazywała skromną emeryturę matki, którą zabierała pod pretekstem „trudności”.
Ale poinformowano ją, iż Jadwigi już tam nie ma. Wpadła w panikę. Dowiedziawszy się o nowym adresie, przyjechała udając troskliwą córkę – ze sztucznymi łzami i narzekaniem:
— Mamo, u nas źle. Brakuje pieniędzy. Mąż może stracić pracę. Przecież jesteś moją matką…
Lecz zamiast pokornego wzroku staruszki, powitał ją stanowczy głos brata:
— Kasia, choćby się tu nie pokazuj. Dom jest mój. Mama zostaje tutaj. A ty, jeżeli jest ci tak ciężko – jedź na wieś i spróbuj od nowa. Potrzebujesz pomocy? Zapisz się do domu spokojnej starości, tam, jak mówiłaś, jest opieka i wygoda.
— Jak śmiesz?! Ja też jestem jej córką!
— Ty? Ta, która oddała ją, gdy była najbardziej bezbronna? Nigdy więcej się tu nie pojawiaj. jeżeli jeszcze raz cię tu zobaczę – pożałujesz.
Kasia odwróciła się i odeszła. Bez łez. Bez skruchy. Tylko z gorejącym gniewem w oczach.
A Jadwiga tego wieczoru siedziała w fotelu przy oknie, trzymała w dłoniach kubek herbaty i po raz pierwszy od wielu lat czuła, iż nie jest ciężarem. Że jest potrzebna. Że ją kochają.
Syn podszedł, otulił ją kocem i pocałował w czoło:
— Wszystko w porządku, mamo. Teraz będzie już tylko lepiej. Obiecuję.
A życie uczy, iż czasem najbliższa krew okazuje się obca, gdy w sercu króluje chciwość – ale prawdziwa miłość zawsze znajdzie drogę, by wrócić.