Chciwość, ukryta pod płaszczem troski, często prowadzi do zdrady. jeżeli ktoś wierzy, iż więzy krwi gwarantują miłość i wierność, ta historia będzie dla niego zimnym prysznicem.
Teresa Nowak zawsze była skromną i dobrą kobietą. W życiu doświadczyła wiele — owdowiała młodo, sama wychowała dwoje dzieci: córkę Kasię i syna Piotra. Pracowała jako pielęgniarka w szpitalu, nigdy nie narzekała, nie prosiła o pomoc. Wszystko, co miała, oddawała dzieciom, wierząc, iż w starości otoczą ją opieką.
Gdy Teresa skończyła 73 lata, zdrowie zaczęło szwankować. Serce dokuczało, nogi odmawiały posłuszeństwa, ciśnienie skakało. Kasia zaproponowała matce sprzedać stary dom na wsi i zamieszkać z nią w mieście.
— Mamo, nie możesz tam mieszkać sama, u nas będzie ciepło, wnuki będą cię widywać codziennie — przekonywała córka, patrząc jej w oczy z wymuszonym uśmiechem.
Teresa uwierzyła. Sprzedała dom, oddała pieniądze Kasi — na remont, na „wspólną przyszłość”. I przeprowadziła się.
Pierwsze tygodnie przypominały sielankę: domowe obiady, wnuki, rodzinna atmosfera. Ale niedługo Kasię zaczęło drażnić wszystko: „starościowy” zapach, rady matki, prośby o ściszenie telewizora. Każde słowo Teresy stało się dla niej dokuczliwe.
— Mamo, musisz zrozumieć, iż jesteś w podeszłym wieku. Potrzebujesz profesjonalnej opieki. Znalazłam dobry dom seniora. Tam są lekarze, zabiegi, spacery… nikt cię nie będzie strofować.
I tak matkę wywieziono do domu opieki. Bez łez, bez wyjaśnień. Formalnie na próbę — potem już po nią nie wróciły.
Ale Teresa miała jeszcze syna — Piotra. Mieszkał w innym mieście, rzadko przyjeżdżał, ale matka zawsze mówiła o nim z czułością: „Piotruś ma dobre serce. On o nas pamięta”. I nie myliła się.
Pewnego dnia Piotr przyjechał bez zapowiedzi, chcąc zrobić niespodziankę. Ale matki nie zastał. Sąsiedzi opowiedzieli mu wszystko: jak wywieźli Teresę, jak sprzedali dom, jak Kasia rozporządzała jej pieniędzmi.
Piotr natychmiast pojechał do domu seniora. Zobaczył swoją matkę — niegdyś pełną życia kobietę — siedzącą zgarbioną na ławce z pustym spojrzeniem. Serce mu się ścisnęło.
— Mamo… jak mogli ci to zrobić? — padł przed nią na kolana. — Czy na to zasłużyłaś?
Płakali. Ona — z bólu i upokorzenia. On — z gniewu i poczucia winy. Wtedy Piotr postanowił: zabierze matkę do siebie.
Miesiąc później Teresa zamieszkała w nowym domu — w przytulnym, ciepłym domku na przedmieściach. Pachniało tam jabłecznikiem i świeżością, w ogrodzie kwitły kwiaty, a w oknach kołysały się firanki.
— Mamo, to twój dom. Jesteś tu gospodynią. A my zawsze będziemy blisko.
Żona Piotra powitała teściową serdecznie: — Traktujcie nas jak rodzinę. Zadbamy o was.
Wszystko układało się dobrze, dopóki nie pojawiła się Kasia. Przyszła do domu seniora po „świadczenia” — tak nazywała emeryturę matki, którą zabierała pod pretekstem „trudności finansowych”.
Gdy dowiedziała się, iż Teresy już nie ma, wpadła w panikę. Odnalazła nowy adres i przyjechała, udając troskliwą córkę — z fałszywymi łzami i jękiem:
— Mamo, u nas źle. Pieniędzy brak. Mąż może stracić pracę. Przecież jestem twoją córką…
Ale nie spotkała się ze słabością matki, tylko z gniewem brata:
— Kasia, nie waż się tu więcej przychodzić. Ten dom jest mój. Mama zostaje tutaj. A ty, jeżeli ci tak ciężko — wróć na wieś i zacznij od nowa. Chcesz pomocy? Zapisz się do domu seniora, tam, jak mówiłaś, jest opieka i spokój.
— Jak śmiesz! Ja też jestem jej dzieckiem!
— Ty? Ta, która oddała ją, gdy była najbardziej bezbronna? Nie podchodź do niej nigdy więcej. jeżeli jeszcze raz cię tu zobaczę, pożałujesz.
Kasia odwróciła się i odeszła. Bez skruchy. Tylko z nienawiścią w oczach.
A Teresa tego wieczoru siedziała w fotelu przy oknie, trzymała filiżankę herbaty i po raz pierwszy od lat czuła, iż nie jest ciężarem. Że jest potrzebna. Że jest kochana.
Piotr podszedł, okrył ją kocem i pocałował w czoło:
— Wszystko będzie dobrze, mamo. Obiecuję.