Mła cóś nie ma dobrego nastroju, Szpagetka rozlizuje sobie złośliwie strupy kiedy tylko mła spuści Najobrażeńszą z oczu a na włożenie kołnierza reaguje brakiem apetytu. Bez kołnierza to nie tyle je co żre. Ech... Od Ani Bzikowej przyszły bardzo smutne wieści o Agatce, u Romi i Kocurrka niepokojąca cisza a u Agniechy pojawili się złodzieje końskich ogonów, znaczy obrabowano Muszelkę. Mrutosław i Szpagetka razem próbowali pobić madkę, bo za wolno żyr dawała - mam podrapka pod okiem, z kasą baaardzo tak se, bo rachunki, Tatuś krnąbrny i mam wrażenie iż kombinuje żeby do dohtora na badania nie iść a mła się nic nie chce robić. To ostatnie to cóś bez nazwy, choćby jak na mła. Jestem na etapie przewróciło się niech leży i naprawdę muszę się pozbierać zanim przywalą mła te przewrócone, niedokończone, zaniechane. W ramach postawienia siebie na nogi wykonywam choćby to czego nie powinnam o tej porze roku robić, znaczy smażę owocki. Jabłka, gruszki, żurawina, której chcą się pozbyć ze sklepu - te klimaty. Ponieważ na dworze paskudnie, jakoś tak oblepiająco - wilgotnie - szaro to mła zostają oprócz porządków domowych, które cóś jej nie pociągają, zabawy z miniaturkami i kloszem. Mła maluje kolejne mebelki i przymierza się do urządzenia tzw. scenki pod kloszem. Niestety zabawy z miniaturkami nie cieszą mła tak jak sądziła iż będą cieszyć. Mła ten stan zniechęcenia przypisuje kiepskiemu doświetleniu. Hym... im dalej mła brnie w kalendarz, tym więcej światła potrzebuje.
Gdyby mła była prawdziwie bogatą kamienicznicą to spakowałaby koty i udała się do jakiej krainy wiecznej wiosny, na taką Maderę na ten przykład, gdzie razem z przegrzecznymi kotami zażywałaby słoneczka w zielonym otoczeniu. Niestety ze mła nie jest mylionerka ani marszałek Piłsudski, zamiast brykania z kotami na Maderze mła musi zadowolić się płaceniem rachunków, szarym listopadowym oblepkiem, który sprawia iż mła czuje się jak wiecznie ponury Kłapouchy, wysiadywaniem kaktusów przez Okularię, zaleganiem Sztaflika na świeżo wypranych rzeczach dosychających na suszarce, niesubordynacjami Szpagetki i Mrutka. Mrok się pojawia gwałtownie i mła natentychmiast przy sztucznym świetle odechciewa się uprawiać miniaturkowania. Nie zrozumcie źle mojego narzekania, to nie jest tak iż mła jest nieszczęśliwa czy coś, mła nie jest na tyle gupia żeby nie zdawać sobie sprawy iż to nie są prawdziwe problemy, mła tylko zwyczajnie nie jest szczęśliwa. Po prostu takie niezadowolnienie w sobie mam, ponurość we mła narasta. Najchętniej zbudowałabym gawrę albo inne Posrywkowo i tam się udała na emigracje wewnętrzną, skoro ta Madera odpada ze względów oczywistych.
Zdjęć malutko bo wszystko domówki i co tu focić. No, może kogo to jest ale są niedobre te kogosie i nie zamierzam ich zdejmować i promocyjnie umieszczać na blogim. Nie za ten numer z podrapaniem młowej facjaty! W Muzyczniku stareńka piosenka Santorki, pieśń łowczyni, taka półgrożąca he, he, he, tak do głowy mła przyszła po ostatnim pisaniu z Kitty.