Codziennie dokarmiam córkę z trójką dzieci — mam dość bycia darmową stołówką

newskey24.com 1 miesiąc temu

W małym miasteczku pod Krakowem, gdzie zabytkowe kamienice toną w kwiatach, moje życie w wieku 60 lat zmieniło się w niekończący się cykl gotowania i sprzątania. Nazywam się Halina Kowalska, jestem wdową i mieszkam sama w swoim niewielkim mieszkaniu. Moja córka Kinga z trójką dzieci przychodzi do mnie codziennie na obiad, i choć początkowo cieszyłam się z ich odwiedzin, teraz czuję się jak darmowa stołówka. Jestem zmęczona, a ich apetyty i bałagan doprowadzają mnie do rozpaczy. Jak wyznaczyć granice, nie raniąc córki i wnuków?

Córka, która była moim szczęściem

Kinga ma 32 lata, jest najstarszą córką. Wyszła za mąż za Piotra, urodziła trójkę dzieci: Zosię (10 lat), Wojtka (7 lat) i Hanię (4 lata). Mieszkają w sąsiednim bloku, wynajmują mieszkanie, a ich życie nie jest łatwe. Piotr pracuje jako kierowca, Zosia jest na urlopie macierzyńskim, i często brakuje im pieniędzy. Gdy Kinga zaczęła przychodzić z dziećmi na obiad, byłam szczęśliwa – gotowanie barszczu to nie problem, a widok wnuków to radość. „Mamo, u ciebie tak pysznie, dzieci uwielbiają twoją zupę” – mówiła, a ja topniałam.

Początek dnia zaczynał się w kuchni: gotowałam rosół, piekłam pierogi, wydawałam emeryturę na zakupy. Myślałam, iż to chwilowe, dopóki nie staną na nogi. Ale obiady stały się codziennością, a teraz widzę, iż Kinga z dziećmi nie tylko je – ale również żąda, zostawia bałagan i zabiera jedzenie na wynos. Moje mieszkanie zmieniło się w ich jadłodajnię, a ja w kucharkę, której nikt nie dziękuje.

Dzieci, które burzą mój spokój

Codziennie w południe Kinga z dziećmi puka do moich drzwi. Zosia prosi o wędlinę, Wojtek o ciastka, Hania ciągnie się po cukierki. Nie jestem skąpa, ale zapasy znikają szybciej, niż zdążę je uzupełnić. Dzieci biegają po mieszkaniu, krzyczą, rozrzucają zabawki, brudzą stół. Kinga nie sprząta po nich, nie myje naczyń, choćby nie proponuje pomocy. „Mamo, przecież ty tak lubisz gotować” – mówi, a ja milczę, choć w środku kipi.

Ostatnio zauważyłam, iż Kinga zabiera jedzenie do domu. „Mamo, mogę wziąć klopsiki? Piotrek je uwielbia” – pyta, a ja kiwnęłam głową, choć serce ściska się z żalu. Moja emerytura znika na ich zakupy, a ja sama żyję od kanapki do herbaty. Wczoraj Zosia wylała sok na mój dywan, Wojtek złamał półkę w szafie, a Kinga tylko się zaśmiała: „No co, dzieci to dzieci”. Nie wytrzymałam: „Kinga, to mój dom, a nie przedszkole”. Ona się obraziła: „Żałujesz wnukom?”

Ból i poczucie winy

Kocham Kingę i wnuki, ale ich codzienne wizyty wykańczają mnie. W wieku 60 lat chcę odpoczywać, czytać, spotykać się ze znajomymi – a nie stać przy garnkach. Moja przyjaciółka Basia mówi: „Halina, oni cię wykorzystują, powiedz, żeby przychodzili rzadziej”. Ale jak to powiedzieć, skoro Kinga natychmiast się gniewa? Boję się, iż przestanie przywozić dzieci i stracę je na zawsze. Piotr, jej mąż, choćby mi nie kiwa głową, jakby to była moja obowiązek ich żywić.

Próbowałam delikatnie napomknąć. „Może czasem gotujcie w domu?” – zapytałam. Ona odpowiedziała: „Mamo, nie mamy pieniędzy, a dzieci są głodne”. Jej słowa bolą jak wyrzut, ale przecież widzę, jak kupuje sobie nowe ubrania, a ja oszczędzam na wszystkim. Czy naprawdę powinnam się poświęcać dla ich wygody? Wnuki to moja radość, ale ich bałagan i obojętność Kingi sprawiają, iż czuję się obca we własnym domu.

Co robić?

Nie wiem, jak wybrnąć z tej pułapki. Poprosić, by przychodzili rzadziej? Ale boję się, iż nazwie mnie sknerą. Dać im pieniądze zamiast gotować? Moja emerytura już ledwo starcza. A może milczeć i gotować, aż padnę? Chcę widywać wnuki, ale nie codziennie i nie kosztem zdrowia. W moim wieku zasługuję na spokój, ale czuję wyrzuty, gdy o tym myślę.

Sąsiedzi szeptają: „Halina, twoja Kinga już sobie całkiem usiadła na głowie”. Ich słowa bolą, ale wiem, iż mają rację. Chcę znaleźć złoty środek – zachować rodzinę, ale też zadbać o siebie. Jak powiedzieć córce, iż nie jestem ich kucharką, nie raniąc jej? Jak nauczyć ją szacunku, nie tracąc miłości wnuków?

Moje wołanie o wolność

Ta historia to moje wołanie o prawo do własnego życia. Kinga może nie widzi, jak mnie męczą jej wizyty. Wnuki są tylko dziećmi, ale ich chaos niszczy mój dom. Chcę, by moje mieszkanie znów było azylem, bym mogła oddychać swobodnie, by wnuki przychodziły w odwiedziny – a nie na obiad. W wieku 60 lat zasługuję na odpoczynek, a nie rolę darmowej kucharki.

Jestem Halina Kowalska i znajdę sposób, by odzyskać spokój – choćby jeżeli muszę powiedzieć córce prawdę. Niech to będzie trudne, ale nie chcę już być ich stołówką. Życie uczy, iż czasem najtrudniej jest postawić granice właśnie tym, których kochamy najbardziej – ale bez nich tracimy samych siebie.

Idź do oryginalnego materiału