Gdzie teraz lecisz? Ktoś przecież musi przygotować obiad! krzyknął zdenerwowany mąż, widząc, jak Antonina po kłótni z jego matką rzuca wszystko i wychodzi.
Antonina spojrzała przez okno. Ponure chmury, choć zaczynała się wiosna. W ich małym miasteczku na północy Polski słońce było rzadkim gościem. Może dlatego ludzie tu żyjący wydawali się przygnębieni i chłodni.
Ona sama coraz częściej dostrzegała, iż przestała się uśmiechać, a zmarszczka na czole dodawała jej pozornie dziesięć lat.
Mamo! Idę na spacer! oznajmiła córka, Weronika.
Aha mruknęła Antonina.
Co to aha? Daj mi pieniądze.
Spacer już nie jest za darmo? westchnęła kobieta.
Mamo! Po co te pytania?! Weronika straciła cierpliwość. No, szybko! Dlaczego tak mało?
Starczy na lody.
Sknera rzuciła Weronika, ale matka już tego nie usłyszała, bo córka zatrzasnęła drzwi.
*Nie wierzę* pokręciła głową Antonina, wspominając, jaką słodką dziewczynką była Weronika, zanim przyszła burza nastoletniego buntu.
Tonia, burczy mi w brzuchu! Jak długo jeszcze?! warknął mąż, Marek.
Zrób sobie sam odparła obojętnie, stawiając talerz na stole.
A może przyniesiesz?
Antonina ledwo nie upuściła garnka. *Co on sobie wyobraża*
Jem się w kuchni, Marku. Chcesz jedz, nie chcesz twój wybór. Usiadła sama przy stole.
Po kwadransie Marek wtargnął do kuchni.
Zimne fuj
Odgrzej.
Prosiłem cię! Ani grama troski! Wiesz, iż oglądam mecz! wpychał w pośpiechu kurczaka. Niesmaczne.
Antonina tylko przewróciła oczami. Z piłką nożną Marek stawał się kimś innym. Zakłady, gadżety, drogie bilety choć za młodu nie interesował się sportem.
Nie usiadłszy, chwycił puszkę piwa, paczkę chipsów od źródła i wrócił do telewizora. A Tonia została z górą brudnych naczyń.
*Na próżno się starałam. Nikt tego nie docenia.*
Była wykończona po dyżurze w szpitalu, gdzie pracowała jako pielęgniarka. Pacjenci przychodzili do niej z bólem, chorobą, złością. I tak w kółko w pracy stres, a w domu zamiast ciepła druga zmiana. Podaj-posprzątaj-ugotuj-pierz.
Jest jeszcze? mąż sięgnął po kolejną puszkę z lodówki. Dlaczego nie ma?
Wypiłeś wszystko! Ja też mam to kupować?! Miej sumienie, Marku! Antonina nie wytrzymała.
Ale z ciebie delikatna dusza warknął mąż i zatrzasnął drzwi, idąc uzupełnić zapasy na kolejny mecz.
Antonina postanowiła iść spać, bo czekał ją kolejny ciężki dzień. Ale zasnąć nie mogła. Martwiła się o córkę. Gdzie ona jest, z kim? Na dworze już ciemno, a Weroniki nie ma. Bała się zadzwonić, bo córka tylko krzyczała:
Wstydzisz mnie przed znajomymi! Przestań dzwonić! ryczała w słuchawkę. Po takich rozmowach Tonia przestała, tłumacząc sobie, iż Weronika skończyła osiemnaście lat. Pracować nie chciała, uczyć się też nie. Skończyła szkołę i postanowiła odnaleźć siebie.
Gdy w końcu zdrzemnęła się, obudził ją wiwat męża. Ktoś strzelił gola. Potem zaczął głośno komentować mecz z sąsiadem, który wpadł z wizytą i został. Później sąsiad przyprowadził dziewczynę, i zaczęli kibicować we trójkę. A w nocy wróciła Weronika, potrząsnęła talerzami i z trzaskiem zamknęła się w pokoju. Gdy wreszcie zapanowała cisza, a Antonina zasnęła, obudził ją kot, domagający się jedzenia.
Czy w tym domu ktoś inny może nakarmić kota, czy tylko ja?! wściekła, z bólem głowy po nieprzespanej nocy, wyszła z pokoju. Chciała, by ją usłyszeli, ale Weronika miała słuchawki na uszach, a Marek chrapał przed telewizorem z puszką w dłoni.
*Mam dość mam dość tego wszystkiego!*
Następnego dnia obudził ją dzwonek teściowej.
Antonino, kochanie, pamiętasz, iż czas siać warzywa? Trzeba jechać na działkę
Pamiętam westchnęła.
To jedziemy jutro.
Jedyny wolny weekend Antonina spędziła, harując pod dyktando teściowej.
Jak ty zamiatasz?! Trzeba inaczej trzymać miotłę! strofowała z ławki.
Mam prawie pięćdziesiąt lat, Weroniko, dam sobie radę odważyła się odpowiedzieć.
A Marek
Gdzie twój Marek? Dlaczego nie przywiózł matki? Po co myśmy się tłukły trzy godziny autobusem? A ty wciąż o Marku, Marku
On jest zmęczony.
A ja nie?
I wtedy zaczęło się Antonina żałowała, iż straciła cierpliwość. Weronika była kobietą, która lubiła mieć rację. Tyle iż ta racja była jednostronna i nie obejmowała Toni. Całe życie teściowa rozpieszczała Marka, a ją traktowała jak służącą, którą znosiła z łaską.
Wróciły w różnych częściach autobusu. Następnego dnia Weronika poskarżyła się synowi, a ten wpadł w furię.
Jak śmiałaś odrywać się do mojej matki?! warknął. Gdyby nie ona
Co? Antonina skrzyżowała ręce na piersi. Wiedziała, iż nie zniesie już tego dłużej.
Przecież pracowałabyś w przychodni! Wyciągnął asa z rękawa, przypominając, iż to dzięki Weronice dostała pracę w szpitalu. Pensja była wyższa, ale kosztem nerwów i siwych włosów. Kilk