Stephen Graham miał misję. „Nie chciałem jako aktor i autor scenariusza, zrobić serialu, który okaże się po prostu hitem. Chciałem nakręcić jeden z tych dramatów, które rezonują społecznie” – mówił w rozmowie z magazynem „Rolling Stone” wiosną 2025, tuż po tym, jak 13 marca ukazała się na Netfliksie limitowana seria „Dojrzewanie”, której wystarczyły 24 godziny, by stała się najchętniej oglądaną premierą na platformie. Przy okazji wywołała dyskusję na temat kondycji emocjonalnej dorastających chłopców i wpływu seksistowskiej retoryki dominującej na forach internetowych skupiających środowiska incelskie czy w treściach szemranych influencerów pokroju wspomnianego Andrew Tate’a, byłego boksera, przestępcy seksualnego, wreszcie samozwańczego przewodnika współczesnych mężczyzn, którzy nie potrafią odnaleźć się w rzeczywistości wyemancypowanych kobiet, a ich opór wobec zmiany często realizuje się w brutalnych aktach przemocy. „Mamy poważny problem” – kontynuował Graham w wywiadzie. „Musimy rozmawiać o kryzysie, który jest udziałem młodych mężczyzn, bo wszyscy odczuwamy konsekwencje tego kryzysu. Wierzę, iż świat jest gotowy na taką rozmowę”. Serial Netfliksa triumfował podczas ceremonii Emmy Awards, nominowany w 13 kategoriach, ostatecznie wygrał w pięciu. To na pewno jedna z najważniejszych tegorocznych produkcji. Odważnie zrealizowana, bo kręcona techniką długiego ujęcia, bez cięć, co tylko wzmaga i tak gęstą atmosferę serialu, buduje iluzję, iż przedstawiona sytuacja rozgrywa się tu i teraz. Bo „Dojrzewanie” to dojmująco realistyczny, sprytnie odwrócony kryminał o 13-latku oskarżonym o morderstwo koleżanki ze szkoły, z którego wybrzmiewa ta niewygodna prawda, iż choćby mili, nieśmiali chłopcy z teoretycznie dobrych domów są zdolni do okrucieństwa i przemocy, jeżeli nie uda się ich uchronić przed radykalizującym poglądy patoprzekazem z internetu.
Mężczyźni w niewoli manosfery
Stephen Graham, współtwórca serialu „Dojrzewanie”, który wciela się także w postać ojca aresztowanego chłopca,w wielu wywiadach wspomina o rzeczywistych zbrodniach, które wstrząsały Wielką Brytanią w ostatnich latach i które stały się punktem wyjścia do napisania scenariusza. To tylko potwierdza, iż dostępne w mediach społecznościowych mizoginiczne treści mają coraz większy wpływ. Media od kilku lat zwracają uwagę na korelację między przemocą wobec kobiet a aktywnością internetową sprawców. W 2021 roku 22-letni Jake Davison zastrzelił pięć osób, w tym własną matkę, a następnie popełnił samobójstwo. Otwarcie przyznawał się do aktywnej obecności na forach internetowych kojarzonych z incelami, środowiskiem mężczyzn żyjących w przymusowym celibacie i – w ich przekonaniu – odrzuconych przez kobiety ze względu na swoją niską atrakcyjność, bo nie wyglądają odpowiednio i nie zarabiają wystarczająco dużo. W częściach internetu zdominowanych przez incelską retorykę próba poradzenia sobie z poczuciem nieadekwatności przepoczwarza się w nienawiść do wszystkich kobiet, zepsutych, nieczułych, zbyt pewnych siebie, proszących się o to, by ktoś przypomniał im, gdzie jest ich miejsce. – Z badań wyraźnie wynika, iż mężczyźni poszukują treści przeznaczonych właśnie dla nich, ale w internecie trafiają na content z manosfery. Ta toksyna skutecznie zalewa im umysły. W dodatku są na nią podatni również dorośli faceci. A dorastający chłopcy? Jak mają rozpoznać szkodliwy przekaz? Ich umysł i emocje jeszcze nie są w pełni dojrzałe, rozwinięte – mówi Marta Majchrzak, psycholożka społeczna, założycielka pracowni badawczej Herstories. – Faktycznie w internecie brakuje treści kierowanych do mężczyzn, które wspierałyby ich w poszukiwaniach, w samorozwoju. Może właśnie tę niszę powinien wypełnić feminizm?
Czy to nasz problem?
Za każdym razem jednak, gdy pada sugestia, iż może to aktywistki i publicystki feministyczne powinny wziąć na siebie odpowiedzialność za transformację mężczyzn, wskazać im kierunek i zaopiekować ich osobistym wzrostem, pojawiają się kontrargumenty ze strony samych kobiet, iż niby z jakiej racji. Mamy wystarczająco dużo swoich problemów, a poza tym priorytetem dla feminizmu jest równość kobiety, a nie dobrostan mężczyzny. To prawda? – Taka argumentacja jest konsekwencją stereotypowego rozumienia feminizmu – odpowiada Marta Majchrzak. – Wiele osób wciąż widzi go jako ruch skierowany przeciwko mężczyznom. Dlaczego więc miałybyśmy wspierać mężczyzn, skoro z zasady jesteśmy wobec nich krytycznie nastawione? To jest ten popowy feminizm, daleki od inkluzywności. Tymczasem ten, w który ja wierzę i który praktykuję, łamie stereotypy płciowe. Jest tak samo skierowany przeciwko toksycznej męskości, jak i toksycznej kobiecości. Męskość sama w sobie nie jest toksyczna, ale widzimy, jak szkodliwa jest ta, która definiuje się przez przemoc, dominację, władzę jako cel. Tu jest lęk przed okazaniem słabości i tłumienie emocji. Z kolei w toksyczną kobiecość wpisane są nadprogramowa opieka, przedkładanie cudzych potrzeb nad własne, niechęć wobec siostrzeństwa i przekonanie, iż należy się podporządkować. Żyjemy w świecie, w którym te stereotypowe wzorce męskości i kobiecości są bardzo widoczne, a feminizm uczy myślenia poza stereotypem. Jest mostem, który nas łączy, bo widzisz w drugiej osobie przede wszystkim człowieka, a nie płeć i to, co z nią związane. Tylko taka perspektywa sprawi, iż nam i naszym dzieciom będzie się żyło lepiej – puentuje badaczka.
Jak wychować syna na feministę?
Obsypany nagrodami serial Netfliksa jest ważnym głosem w dyskusji o męskości, bo przygląda się opisywanemu zjawisku z wielu stron. Twórcy „Dojrzewania” są ewidentnie świadomi, iż problem jest złożony, a za przemoc, której dokonuje dziecko, owszem, są odpowiedzialni dorośli, ale nie można wskazać jednego winnego. Może być nim wycofany emocjonalnie ojciec, nauczyciel, który nie poświęca dorastającym podopiecznym wystarczającej uwagi, idol z internetu, który z wyrachowaniem kapitalizuje lęki i kompleksy nastoletnich chłopców, wreszcie państwo, opieszałe we wprowadzaniu regulacji, które utrudnią osobom małoletnim dostęp do szkodliwych treści. Można z drugiej strony wierzyć, iż nastolatek wyposażony w odpowiednie zasoby – w domu i w szkole – będzie umiał weryfikować content, z którym ma do czynienia. W 2022 roku Sonora Jha, eseistka i wykładowczyni akademicka z Seattle, wydała książkę „How to Raise a Feminist Son” (Jak wychować syna na feministę), w której dzieliła się własnym rodzicielskim doświadczeniem. Książka wywołała poruszenie. „Niektórzy rzucali wprost, iż no najlepiej może od razu ich wykastrujmy. Z jakiegoś powodu wierzymy jako społeczeństwo, iż jeżeli mężczyzna nie będzie gnębił innych, sam zostanie zgnębiony. Musi stosować przemoc, żeby wygrać. Tak zdobywa pracę, kobiety i pozycję przywódcy w stadzie… Przecież świat może wyglądać inaczej” – opowiadała w „The Guardian”. „Nie chodzi wyłącznie o wychowanie delikatnych, empatycznych chłopców. Powinnyśmy im przypominać, iż w świecie większej równości mężczyzna nie musi wiecznie dowodzić, bo może podążać za kimś. Ma prawo do porażki. Może zajmować się domem i spędzać więcej czasu z dziećmi. I nie będzie przez to mniej męski”. Mogłoby się wydawać, iż feministkom udało się już przekonać sporą część populacji do zmiany myślenia o powinnościach wynikających z płci. Że pomogły nie tylko kobietom, ale również mężczyznom wyzwolić się ze sztywnych ról, które narzuciła im kultura. Zdobywcy i lidera. Tego, który zarabia, by utrzymać rodzinę, i wychowuje dzieci, ale ich nie przytula. W pracy odnosi wyłącznie sukcesy. W seksie jest bezkonkurencyjny. Tymczasem okazuje się, iż mężczyźni odrzucają dzisiaj tę zmianę. – Nie odrzucają. Po prostu tych, którym się zmiana nie podoba, słychać dziś bardziej – podkreśla Marta Majchrzak. – Trzeba pamiętać, iż progres nie przebiega liniowo. Każdy postęp wiąże się z próbą zablokowania go. To frustrujące, gdy robimy krok w przód, a potem ktoś nas cofa o dwa, ale tak wygląda proces zmiany społecznej.
Pokolenie równości czy podziału?
Ten niewygodny paradoks wybrzmiewa z analiz światopoglądowych postaw generacji Z. To z jednej strony niezwykle otwarte, tolerancyjne, liberalnie usposobione pokolenie, a z drugiej to właśnie młodzi mężczyźni z tej generacji najczęściej ulegają fantazjom o konserwatywnej ekspresji męskości i kobiecości. Co z kolei przeczy powszechnemu przekonaniu, iż dla następnych pokoleń tradycyjne role płciowe nie będą miały żadnego znaczenia. Marta Majchrzak współprowadziła spotkania warsztatowe dla dziewczynek w wieku wczesnoszkolnym i zauważa, iż choćby wśród tak młodych osób wciąż funkcjonują utarte, schematyczne przekonania na temat płci. – Chłopcy muszą być wysportowani, świetnie grać w nogę. Mają być twardzi, rządzić i choćby powinni być trochę niegrzeczni. A na dziewczynkach dalej ciąży presja bycia idealną. Muszą ładnie wyglądać i być miłe – mówi badaczka. – Oczywiście to się zmienia, ale powoli. Zwłaszcza rodzice dziewczynek napierają, by szkoła także zachęcała je do większej asertywności. Realizując projekt w szkołach, zauważyłam też, iż światy dziewczynek i chłopców są kompletnie rozdzielone. Dziewczynki czują się krytykowane, nieakceptowane, więc naturalnie odpowiadają tym samym. A ja jako mama 12-letniego chłopca, mogę potwierdzić, iż najlepsze, co mogą zrobić rodzice chłopców, to dopilnować, by dziewczynki były częścią ich grupy rówieśniczej. Mój syn dorastał z córkami znajomych, miał zarówno kolegów, jak i koleżanki. Dzięki temu, w przeciwieństwie do wielu swoich kolegów, nie wstydzi się rozmawiać z dziewczynkami i czuje się w ich towarzystwie naturalnie. Cieszę się, iż sam zauważa, jak bliskie nam osoby często spełniają różne funkcje w naszym życiu. Z kimś jest fajnie pójść na deskorolkę, z kimś innym do kina, a jeszcze inna osoba sprawdzi się w rozmowie o emocjach. Obecność koleżanek pomaga wytłumaczyć dziecku tę różnorodność i pokazać, jakie ma zalety. Nie trzeba używać słowa „feminizm” w rozmowach z 12-latkiem, żeby uczyć go równości – zaznacza. Zwłaszcza iż wiemy, jak niebezpieczne jest wychowanie kolejnego podzielonego pokolenia.





