Co chowasz w lodówce? Opowieść o myślach o zamku, gdy mąż zjadał wszystko

newsempire24.com 1 tydzień temu

„Co chowasz w lodówce?”: historia o tym, jak zaczęłam myśleć o zamku na drzwiach, bo mój mąż zjadał wszystko bez opamiętania

Nigdy bym nie pomyślała, iż ktoś powie do mnie: „Powinnaś założyć zamek do lodówki”. Na początku śmiałam się – przecież to tylko jedzenie! Wydawało mi się to żartem. Aż do dnia, kiedy w supermarkecie zobaczyłam plastikowe blokady – zamki do lodówki. Nagle dotarło do mnie: to mogłoby być moje wybawienie. Nazywam się Kasia i mam już dość… dość tego, iż mój mąż zjada wszystko. Całe jedzenie. Bez reszty.

Marcin to mój mąż. Gdy zaczynaliśmy się spotykać, myślałam, iż po prostu ma dobry apetyt. No cóż, lubi jeść, i co z tego? Gotowałam z przyjemnością, rozpieszczałam go smakołykami, starałam się, jak mogłam. Cieszyłam się, widząc, jak pochłania obiad ze smakiem. Wtedy wydawało mi się to oznaką miłości. Teraz – czystym egoizmem.

Z czasem sytuacja stała się nie do zniesienia. Wracam z pracy – lodówka pusta. Wczoraj wieczorem była pełna: zupa, mięso, ziemniaki, ciasto. A dziś? Tylko puste pojemniki, brudne naczynia i ślady sosu na drzwiczkach. I ani śladu wyrzutów sumienia. Marcin nigdy nie pyta, czy może coś zjeść. Nie zastanawia się, czy coś zostawić. Po prostu otwiera lodówkę – i pochłania wszystko, co w niej znajdzie.

Najgorsze, iż zaczęłam choćby chować jedzenie. Tak, jak w dzieciństwie! Chowałam ser za słoikami, zostawiałam jogurt w torbie na balkonie, wkładałam ulubioną pierś z kurczaka głęboko w głąb lodówki… I tak wszystko znajdował. Jakby miał węch jak pies myśliwski. Pewnego razu zobaczyłam, jak podgrzewa moją schowaną kolację i z apetytem zajada, cmokając przy tym. A potem choćby nie umył talerza.

Gdy poskarżyłam się przyjaciółce, tylko się zaśmiała:

– Ale za to jaki apetyt! Ciesz się, iż nie grymasi, znaczy, iż dobrze gotujesz.

Dobrze – tak. Ale ja też jestem człowiekiem! Czasem chcę po prostu otworzyć pojemnik, usiąść z herbatą i zjeść w spokoju, bez pośpiechu. Ale za każdym razem ktoś mnie uprzedza. Mój mąż.

Raz specjalnie kupiłam składniki, żeby upiec to, co uwielbia nasz starszy syn – pierogi z mięsem. Starannie zagniotłam ciasto, przygotowałam farsz, upiekłam. Syn miał wrócić ze szkoły później, więc zostawiłam mu połowę na kolację. Ale gdy razem wróciliśmy do domu – pierogów już nie było. Marcin zjadł wszystko. Sam. W godzinę.

Syn się rozpłakał. Straciłam panowanie nad sobą i po raz pierwszy w życiu nakrzyczałam na Marcina. A on tylko wzruszył ramionami:

– Byłem głodny. No i co?

Trzeba przyznać, iż Marcin ma wygląd do tego pasujący – brzuszek, pulchne policzki, ciężki oddech od przejedzenia. Kiedyś chodził na siłownię, teraz tylko telewizor i jedzenie. Gdy powiedziałam mu, iż tyle jedzenia to szkoda dla zdrowia, obraził się. A gdy zasugerowałam, iż może czas schudnąć, odparł, iż akceptuje siebie takim, jaki jest.

Oszczędzam, liczę każdą złotówkę, kupuję produkty na promocjach, a on pochłania to wszystko w pół dnia. Budżet domowy pęka w szwach. Wydaję prawie połowę pensji – tylko na jedzenie. A on? Uważa, iż zakupy to mój obowiązek. Jego obowiązkiem jest jeść.

Pewnego dnia straciłam cierpliwość:

– Skoro jesz za trzech, zacznij chociaż płacić za jedzenie. Sam kupuj. Choćby na tydzień.

Spojrzał na mnie, jakbym kazała mu oddać nerki.

– Co, teraz ja mam was wszystkich żywić? – oburzył się. – To przecież nasza wspólna rodzina, a ty z pretensjami.

Wtedy zrozumiałam – tu nie chodzi o jedzenie. Chodzi o szacunek. A raczej o jego brak. jeżeli mąż uważa za normalne opróżnianie lodówki, nie zostawiając choćby jabłka dziecku – myśli tylko o sobie. To boli. Do łez.

Dzieci też zaczęły zauważać, iż dostają tylko resztki po tacie. A gdy ugotowałam kompot i schowałam słoik w spiżarni, starszy syn powiedział: „Mamo, teraz jesteś jak w bajce – chowasz jedzenie przed tatą”. I to bolało. Bo mówił prawdę.

Nie chcę zamieniać domu w pole bitwy. Ale jeżeli nic się nie zmieni, będę musiała kupić ten cholerny zamek. Zamykać lodówkę na klucz. Albo… postawić ultimatum.

Bo ja nie jestem kucharką w stołówce. Ani służącą. Jestem żoną. I matką. I też zasługuję na szacunek. choćby w drobiazgach. choćby wtedy, gdy chodzi o zwykły obiad.

*Największy głód nie jest w brzuchu, ale w sercu – gdy brakuje w nim wzajemnej troski.*

Idź do oryginalnego materiału