Cisza w domu: Jak maszyna do szycia odmieniła życie

polregion.pl 6 dni temu

**Cisza w domu: jak maszyna do szycia odmieniła los**

Rankiem Jakub, jak zwykle, wyszedł do pracy. Agnieszka natomiast została w półmroku sypialni, siedząc na krawędzi łóżka, jakby zbierała siły do czegoś ważnego. Zamiast pójść do kuchni, skierowała się do schowka. Trudno przesunęła starą drabinę i zdjęła z górnej półki zakurzoną maszynę do szycia. Wypuściła ciężkie westchnienie i przeniosła ją do pokoju… Gdy Jakub wrócił wieczorem, czekał go szok. Naczynia w zlewie, koszule w pralce, a Agnieszka, choćby na niego nie spojrzawszy, zamknęła się w swoim pokoju, gdzie światło i muzyka tworzyły atmosferę jakiegoś dziwnego święta. Jakub stał pośrodku kuchni, nie rozumiejąc, co się dzieje.

„Znowu kant spodni nierówno wyprasowany”, burknął Jakub, przyglądając się sobie w lustrze z typowym niezadowoleniem. „Agnieszka, w ogóle patrzyłaś, jak to prasowałaś? To jakiś koszmar!”

Agnieszka stała za jego plecami, skrzyżowawszy ręce. Widziała, iż jego drogie granatowe spodnie były wyprasowane idealnie: równiutki kant, ani fałdki, ani plamki. Ale nie sprzeciwiła się. To poranne przedstawienie przed lustrem stało się już rytuałem, nauczyła się milczeć.

„Ze spodniami wszystko w porządku, kochanie”, odparła cicho, starając się nie okazać irytacji.

„Nie czepiam się, tylko wskazuję błędy!” odciął Jakub. „Czy to tak trudno zrobić, jak proszę? Czy ja wymagam niemożliwego?”

Jeszcze raz obrzucił siebie krytycznym spojrzeniem, złapał teczkę i rzucił:

„No dobrze, przejdzie. Dzisiaj ważna transakcja, wrócę późno.” Cmoknął Agnieszkę w policzek i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.

Agnieszka zgasiła światło w przedpokoju i powoli opadła na gumowca przy butach. Te pół godziny samotności były jej codziennym azylem – czasem, gdy mogła pogrążyć się w gorzkich myślach o swoim życiu. Gdzie popełniła błąd? Jak doszło do tego?

Agnieszka i Jakub poznali się na uniwersytecie. Ona studiowała historię, marząc o pracy nauczycielki, on – inżynierię. Ich miłość była tą prawdziwą, o której piszą w książkach: czystą, ubogą, ale pełną nadziei. Ta miłość dała im odwagę, by wziąć ślub, mimo pustych portfeli i skromnych stypendiów. Rodzice nie mogli pomóc – obie rodziny ledwo wiązały koniec z końcem.

Wesela nie było – tylko urzędowa rejestracja. Pieniądze od rodziców poszły na łóżko i drobiazgi do pokoju w akademiku. Jedynym „posagiem” Agnieszki była stara maszyna do szycia od babci. Nie wypadało odmówić, choć nie było czasu szyć. Maszyna zbierała kurz na parapecie, przykryta wyblakłym ręcznikiem.

Na ostatnim roku Jakub dostał pracę w firmie budowlanej. gwałtownie awansował z inżyniera na kierownika, a Agnieszka zaczęła uczyć w szkole. Jej lekcje historii były żywe, fascynujące – kochała dzieci i marzyła o własnych, mając nadzieję, iż niedługo zostanie matką.

„Po co nam się spieszyć?” studził jej zapał Jakub. „W tej klitce we trójkę się nie rozprostujemy.”

Wtedy już mieszkali w kawalerce, a Jakub zamienił autobus na używaną toyotę.

„Co ty w ogóle robisz w tej szkole?” wyrzucał. „W domu bałagan, ty cały dzień na lekcjach, a wieczorem w zeszytach grzebiesz. Mówiłem: siedź w domu, zajmij się gospodarstwem. Jak będzie porządek – wtedy pomyślimy o dzieciach.”

Agnieszka ze wszystkim dawała radę: sprzątała, gotowała, prała. Ale Jakub zawsze miał jakieś zastrzeżenia. Wychodziła do pracy wcześniej, więc śniadanie stygło. Na skomplikowane dania brakowało czasu, a odgrzana zupa czy wczorajsze kotlety wywoływały jego grymas. Rano żądał świeżej, jeszcze ciepłej koszuli, ale Agnieszka prasowała je raz w tygodniu. Jakub narzekał, krytykował, a jego pretensje rosły.

„Kiedy w końcu zwolnisz się i zajmiesz domem jak należy?” rzucał. „Od twojej pensji zero pożytku, bez niej świetnie sobie poradzimy.”

Po trzech latach Agnieszka ustąpiła. Zrezygnowała z pracy, by poświęcić się domowi. A adekwatnie – Jakubowi, bo dzieci wciąż nie było. Jakub awansował w nowej firmie, często pracował wieczorami w domu.

„Jakie dziecko, Agnieszka?” irytował się. „Będzie darło się, przeszkadzało mi spać i pracować. Chcesz, żeby mnie zwolnili? Ty nie pracujesz, wszystko na mnie!”

Dom stał się dla Agnieszki polem bitwy. Sprzątała codziennie, gotowała wyszukane dania, które Jakub żądał świeżo podanych. Gardził jedzeniem na wynos, zabraniał zamawiać. Agnieszka godzinami szukała nowych przepisów, doskonaliła kuchnię, ale Jakub zawsze miał powód do narzekań: za mało soli, za dużo pieprzu, mięso za twarde.

Z początku próbowała się sprzeciwiać, ale w końcu zamilkła. Nie miało sensu – on zawsze był niezadowolony.

„Dzisiejsze kotlety lepsze niż poprzednio”, mówił, „ale przyprawy jakieś nie te.”

„Następnym razem użyję innych. Jakie wolisz?”

„Skąd mam wiedzieć? To twoja rola, myśl sama.”

Dawniej rozmawiali o jego pracy, projektach, a Agnieszka doradzała. Teraz posiłki mijali w milczeniu. Jakub wpatrywał się w telefon, a potem szedł do gabinetu. Mieszkali w przestronnym mieszkaniu, ale Agnieszka nazywała je pustym – pustym jak jej serce.

BabciI kiedy po latach spotkała przypadkiem Jakuba na ulicy Warszawy, uśmiechnęła się tylko lekko, widząc, jak jego wzrok zatrzymał się na eleganckim żakiecie, który uszyła własnymi rękami, i poszła dalej, czując ulgę, iż ta część życia należy już do przeszłości.

Idź do oryginalnego materiału