Cisza w domu: Jak maszyna do szycia odmieniła życie

newsempire24.com 2 dni temu

Cisza w domu: jak maszyna do szycia odmieniła los

Rankiem Paweł, jak zwykle, wyszedł do pracy. Anna została w półmroku sypialni, siedząc na skraju łóżka, jakby zbierała siły na coś ważnego. Zamiast iść do kuchni, skierowała się do schowka. Przesunęła starą drabinę i z górnej półki zdjęła zakurzoną maszynę do szycia. Z ciężkim westchnieniem przeniosła ją do pokoju… Gdy Paweł wrócił wieczorem, czekało go szokujące widmo: naczynia w zlewie, koszule w pralce, a Anna, choćby na niego nie spojrzawszy, zamknęła się w swoim pokoju, gdzie światło i muzyka tworzyły atmosferę dziwnego święta. Paweł stał na środku kuchni, nie rozumiejąc, co się dzieje.

– Znowu te strzałki na spodniach krzywe – burknął Paweł, przyglądając się sobie w lustrze z typowym niezadowoleniem. – Anna, czego ty w ogóle patrzyłaś, kiedy je prasowałaś? To jest dramat!

Anna stała za jego plecami, skrzyżowawszy ręce. Widziała, iż jego drogie granatowe spodnie są idealnie wyprasowane – strzałki równe, ani jednej fałdki. Ale nie sprzeciwiła się. Ten poranny rytuał przed lustrem trwał od lat, nauczyła się już milczeć.

– W spodniach wszystko w porządku, kochanie – odparła cicho, powstrzymując irytację.

– Nie czepiam się, tylko zwracam uwagę! – odciął się Paweł. – Czy to tak trudno zrobić, jak proszę? Czy ja żądam niemożliwego?

Jeszcze raz ocenił siebie krytycznym spojrzeniem, złapał teczkę i rzucił:

– Dobra, ujdzie. Dziś ważna transakcja, wrócę późno. – Cmoknął Annę w policzek i wyszedł, zatrzaskując drzwi.

Anna zgasiła światło w przedpokoju i wolno usiadła na taborecie przy półce na buty. Te pół godziny samotności były jej codzienną ucieczką – czasem, gdy pozwalała sobie na gorzkie refleksje o swoim życiu. Gdzie popełniła błąd? Jak doszło do tego?

Anna i Paweł poznali się na uniwersytecie. Ona studiowała historię, marząc o pracy nauczycielki, on – inżynierię. Ich miłość była tą prawdziwą, książkową: czystą, bez pieniędzy, ale pełną nadziei. Ta miłość dała im odwagę, by wziąć ślub, mimo pustych kieszeni i skromnych stypendiów. Rodzice nie mogli pomóc – obie rodziny ledwo wiązały koniec z końcem.

Ślub był skromny – tylko urzędowa ceremonia w USC. Pieniądze od rodziców poszły na łóżko i drobiazgi do pokoju w akademiku. Jedynym „posagiem” Anny była stara maszyna do szycia od babci. Choć czasu w szycie nie miała, odmówić było nietaktem. Maszyna kurzyła się na parapecie, przykryta wyblakłym ręcznikiem.

Na ostatnim roku Paweł dostał pracę w firmie budowlanej. gwałtownie awansował z inżyniera na kierownika, a Anna zaczęła uczyć w szkole. Jej lekcje historii były żywe, pełne pasji – kochała dzieci i marzyła o własnych, choć Paweł studził jej zapał.

– Po co się spieszyć? – mówił. – W tej klitce trójka się nie zmieści.

Wtedy mieszkali już w kawalerce, a Paweł zamienił autobus na używane niemieckie auto.

– Po co ty w ogóle chodzisz do tej szkoły? – narzekał. – W domu bałagan, ty cały dzień poza domem, a wieczorem sprawdzasz zeszyty. Mówiłem: zostań w domu, zajmij się gospodarstwem. Jak będzie porządek – wtedy pomyślimy o dziecku.

Anna ogarniała wszystko: sprzątała, gotowała, prała. Ale Pawłowi zawsze coś nie pasowało. Wychodziła do pracy wcześniej, więc śniadanie stygło. Na skomplikowane jedzenie nie miała czasu, a odgrzana zupa lub wczorajsze kotlety wywoływały u niego grymas. Rano żądał świeżej, jeszcze ciepłej koszuli, ale Anna prasowała je raz w tygodniu. Paweł gderał, krytykował, a jego pretensje rosły.

– Kiedy w końcu rzucisz tę pracę i zajmiesz się mężem i domem? – pytał. – Z twojej pensji i tak zero pożytku, bez niej damy radę.

Po trzech roku Anna ustąpiła. Zrezygnowała z pracy w szkole, poświęcając się domowi. A adekwatnie – Pawłowi, bo dzieci nigdy nie było. Paweł awansował, często pracował wieczorami.

– Jakie dziecko, Anna? – irytował się. – Będzie wrzeszczeć, przeszkadzać w śnie i pracy. Chcesz, żeby mnie zwolnili? Ty nie pracujesz, wszystko na mnie!

Dom stał się dla Anny polem bitwy. Sprzątała codziennie, gotowała wymyślne dania, które Paweł żądał podawać na świeżo. Jedzenie na dowóz go oburzało. Anna godzinami szukała nowych przepisów, ale i tak było coś nie tak – za mało soli, za ostre, mięso za twarde.

Z początku próbowała się bronić, ale w końcu zamilkła. Przekonywanie stało się bezcelowe – on zawsze miał powód do niezadowolenia.

– Dziś kotlety lepsze niż ostatnio – mówił – ale przyprawy jakieś nie te.

– Następnym razem wezmę inne – odpowiadała Anna. – Jakie wolisz?

– Skąd mam wiedzieć? To ty jesteś gospodynią, sama myśl.

Kiedyś rozmawiali o jego pracy, projektach, a Anna dawała sensowne rady. Teraz posiłki przebiegały w ciszy. Paweł wpatrywał się w telefon, potem szedł do gabinetu. Mieli przestronne mieszkanie, ale Anna nazywała je pustym – pustym jak jej serce.

BabciBabcia maszyna pozostała przy niej w tych trudnych chwilach, przypominając, iż choćby z najciemniejszej nocy może narodzić się nowy dzień.

Idź do oryginalnego materiału