Cisza w domu: jak maszyna do szycia zmieniła losy
Rankiem Jakub, jak zwykle, wyszedł do pracy. Zofia została w półmroku sypialni, siedząc na brzegu łóżka, jakby zbierała siły do czegoś ważnego. Zamiast iść do kuchni, skierowała się do schowka. Tam, przesunąwszy z wysiłkiem starą drabinę, zdjęła z najwyższej półki zakurzoną maszynę do szycia. Ciężko westchnąwszy, Zofia zaniosła ją do pokoju… Gdy Jakub wrócił wieczorem, czekało na niego szokujące widok. Brudne naczynia w zlewie, koszule w pralce, a Zofia, choćby na niego nie spojrzawszy, zamknęła się w swoim pokoju, gdzie światło i muzyka tworzyły atmosferę dziwnego święta. Jakub stał na środku kuchni, nie rozumiejąc, co się stało.
– Znowu strzałki na spodniach krzywe – burknął Jakub, przyglądając się sobie w lustrze z typowym niezadowoleniem. – Zofia, w ogóle patrzyłaś, jak prasowałaś? Toż to katastrofa!
Zofia stała za jego plecami, skrzyżowawszy ręce. Widziała, iż jego drogie granatowe spodnie były wypielęgnowane idealnie: strzałki proste, ani zmarszczki, ani plamki. Ale nie zaczęła sprzeczać się. Ten poranny rytuał przed lustrem trwał od lat i nauczyła się milczeć.
– Ze spodniami wszystko w porządku, kochanie – odpowiedziała cicho, starając się nie zdradzić irytacji.
– Nie czepiam się, tylko wskazuję błędy! – odparł ostro Jakub. – Czy naprawdę tak trudno zrobić, jak proszę? Czy to aż tak wielkie wymaganie?
Jeszcze raz rzucił na siebie krytyczne spojrzenie, chwycił teczkę i rzucił:
– Dobrze, niech będzie. Dzisiaj ważna umowa, wrócę późno. – Cmoknął Zofię w policzek i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.
Zofia zgasiła światło w przedpokoju i powoli osunęła się na stołek przy półce z butami. Te pół godziny samotności były jej codziennym schronieniem – czasem, gdy oddawała się gorzkim myślom o swoim życiu. Gdzie popełniła błąd? Jak doszło do tego?
Zofia i Jakub poznali się na uniwersytecie. Ona studiowała historię, marząc o pracy nauczycielki, on – inżynierię. Ich miłość była tą z książek: czystą, ubogą, ale pełną nadziei. To uczucie dało im odwagę, by wziąć ślub, mimo pustych kieszeni i skromnych stypendiów. Rodzice nie mogli pomóc – obie rodziny ledwo wiązały koniec z końcem.
Ślubu w zasadzie nie było – tylko urzędowa rejestracja. Pieniądze od rodziców poszły na łóżko i podstawowe sprzęty do pokoju w akademiku. Jedynym „posagiem” Zofii była stara maszyna do szycia od babci. Nie wypadało odmówić, choć czasu w szycie nie było. Maszyna kurzyła się na parapecie, przykryta wyblakłym ręcznikiem.
Na ostatnim roku Jakub trafił do firmy budowlanej. gwałtownie awansował z inżyniera na kierownika, a Zofia zaczęła pracować w szkole. Jej lekcje historii były żywe, pasjonujące – kochała dzieci i marzyła o własnych, sądząc, iż niedługo zostanie matką.
– Po co się spieszyć? – studził jej zapał Jakub. – W tej klitce dla trzech osób miejsca nie będzie.
Do tego czasu przenieśli się do kawalerki, a Jakub zamienił tramwaj na używane niemieckie auto.
– I co ty w ogóle robisz w tej szkole? – wyrzucał. – W domu bałagan, cały dzień jesteś poza domem, a wieczorem grzebiesz się w zeszytach. Mówiłem: siedź w domu, zajmij się gospodarstwem. Jak będzie porządek – wtedy pomyślimy o dzieciach.
Zofia wszystko zdążyła: sprzątała, gotowała, prała. Ale Jakub zawsze miał jakieś zastrzeżenia. Wychodziła do pracy wcześniej niż on, więc śniadanie stygło. Skomplikowanych dań nie miała czasu przyrządzać, a podgrzana zupa lub wczorajsze kotlety wywoływały na jego twarzy grymas. Rano domagał się świeżej, jeszcze ciepłej koszuli, ale Zofia prasowała je raz na tydzień. Jakub narzekał, krytykował, a jego pretensje stawały się coraz głośniejsze.
– Kiedy w końcu rzucisz tę pracę i zajmiesz się domem jak należy? – pytał. – Z twojej pensji i tak żadnego pożytku, bez niej sobie poradzimy.
Po trzech latach Zofia uległa. Porzuciła szkołę, postanawiając poświęcić się domowi. A adekwatnie – Jakubowi, bo dzieci wciąż nie było. Jakub awansował w nowej firmie i często pracował w domu wieczorami.
– Jakie dziecko, Zofia? – irytował się. – Będzie wrzeszczeć, przeszkadzać w spaniu i pracy. Chcesz, żeby mnie zwolnili? Ty nie pracujesz, wszystko na mnie!
Dom stał się dla Zofii polem bitwy. Sprzątała codziennie, gotowała skomplikowane dania, które Jakub żądał podawać świeże. Jedzenie na wynos gardził, zakazując zamawiać. Zofia godzinami szukała nowych przepisów, doskonaliła kunszt kulinarny, ale Jakub wciąż znajdI z tą maszyną do szycia, która kiedyś wydawała się tylko pamiątką przeszłości, odkryła w sobie siłę, by stworzyć nowe życie – pełne kolorów, inspiracji i uśmiechu, którego przez tyle lat jej brakowało.