Cierpliwość to klucz

twojacena.pl 3 godzin temu

**Cierpliwość, tylko cierpliwość**

Mamo, tato, z okazji złotych godów! zawołała córka, wchodząc na podwórko z mężem i dziećmi. Życzymy wam kolejnych tylu lat w miłości i szczęściu.

Dziękujemy, córeczko, ale ty chyba przesadzasz z tymi życzeniami roześmiał się Stanisław. Ale obiecujemy, iż będziemy żyć dalej.

Tak, minęło pięćdziesiąt lat małżeństwa Heleny i Stanisława. Pół wieku niby dużo, a jednak gdy spojrzeć wstecz, wszystko przemykło jak sen. Nie każdy może się pochwalić takim jubileuszem. Życie bywa ciężkie, zdarzają się czarne dni i różne przeciwności.

Czy Helena ze Stanisławem naprawdę byli szczęśliwi? Może zmęczony uśmiech jubilatki krył jakieś ukryte urazy? A za uśmiechem męża poczucie winy? Wszystko mogło być możliwe.

Helena miała zaledwie czternaście lat, gdy sąsiad Staszek, starszy o trzy lata, zatrzymał ją pewnego dnia, gdy wracała ze szkoły:

Helka, ale z ciebie ładna dziewczyna. Jak wrócę z wojska, ożenię się z tobą. A ty tymczasem dorastaj. Za rok idę do armii.

O, znalazł się narzeczony! prychnęła dziewczyna i pobiegła do domu.

W szkole chłopcy już na nią zerkały, ale choćby o nich nie myślała. Matka wychowała ją surowo, a chłopcy uważali ją za niedostępną. Potrafiła postawić się każdemu.

Helka ładna, ale jakaś dzika szeptali między sobą. Nie da się do niej podejść, choćby pogadać nie chce.

Czas mijał. Staszek wrócił z wojska. Drugiego dnia wyszedł z domu i natknął się na Helkę, niosącą wiadra z wodą na koromysle. Stanął jak wryty. Przed nim stała piękna, smukła dziewczyna aż stracił mowę. Ale gwałtownie się otrząsnął.

Helka! Jakaś ty jeszcze piękniejsza! Masz już kogoś?

A co tobie do tego? uśmiechnęła się.

Przyjdź dziś do klubu. Pobawimy się, pogadamy

Helena wzruszyła ramionami i poszła swoją drogą. Stanisław nie mógł znaleźć sobie miejsca. W wojsku zapomniał o swojej obietnicy, a teraz okazało się, iż żart zmienił się w prawdę. Na taką dziewczynę jak Helka trzeba się żenić, a nie drażnić. I nie pozwoliłby, by ktoś śmiał ją skrzywdzić.

Cały wieczór czekał na nią w klubie. Dziewczyny kręciły się wokół niego, zapraszały do tańca, ale on tylko ponuro spoglądał w stronę drzwi. Helena nie przyszła. Nikogo nie odprowadził, choć niektóre miały nadzieję.

Następnego dnia znów ją złapał przy studni.

Cześć, Helka. Czemu wczoraj nie przyszłaś? Czekałem.

Nie chodzę do klubów. Po co? odparła dumnie i ruszyła w stronę domu. Stanisław zastąpił jej drogę.

Zejdź mi z drogi! syknęła. Wynoś się!

A co mi zrobisz?

Helena postawiła wiadra, chwyciła jedno i wylała mu na głowę.

To ci zrobię! zaśmiała się. Zobaczymy, komu będziesz teraz potrzebny, mokry jak kura. Oddaliła się, a on stał i patrzył za nią.

No i gorąca sztuka z tej Helki. Ale dziewczyna jak ogień! No nic, znajdę do niej sposób. I tak będzie moja.

Próbował wszystkiego czekał na nią, odprowadzał do furtki. Pewnego dnia podarował jej bukiet polnych kwiatów. Ku jego zaskoczeniu, rozpromieniła się i rozśmiała.

W końcu, gdy znów ją zatrzymał i posadził na ławce przed domem, zaczęła z nim rozmawiać. Stanisław nie mógł bez niej żyć tylko o niej myślał, choćby śniła mu się. Marzył, by mocno ją przytulić, pocałować. Nie wiedział, iż i ona go lubi.

Ba, nie tylko lubiła od dzieciństwa była zakochana w sąsiedzie, tylko iż był starszy, a ona jeszcze mała. Ale te słowa o ślubie po wojsku utkwiły jej w głowie. Dlatego nie dopuszczała do siebie innych chłopaków. Czekała na Staszka. A gdy wrócił, nie wierzyła, iż on też ją kocha. Widziała, jak dziewczyny rzucają mu się na szyję, śmieją się głośno. Trzymała go z daleka, by nie pomyślał, iż jest taka jak one.

Lecz w końcu lody pękły. Stanisław rozpuścił zimno w jej sercu, gdy przyniósł jej ogromny bukit bzu. Dowiedział się, iż to jej ulubione kwiaty.

Helka, chodź na spacer. Taka piękna pogoda, wszystko kwitnie zaproponował, a ona się zgodziła.

No dobrze, pójdę odparła, rumieniąc się. Wtedy dopiero zrozumiał, iż i ona go kocha.

Wkrótce po wsi rozeszła się wieść: Stanisław z Helką się spotykają. Przestała się z niego naśmiewać, zobaczyła w jego oczach miłość. Chodzili za rękę. Niektórzy chłopaki pytali:

Co to, Helka cię na smyczy prowadzi? Wszędzie za rączkę? A on tylko się uśmiechał, ciesząc się, iż ukochana jest przy nim.

Coraz bardziej się w niej zakochiwał, aż w końcu postanowił:

Helka, jesteśmy dorośli. Czas się pobrać. Dość tych spacerów. Kochamy się, po co czekać?

Przystała na jego propozycję. Zaczęli przygotowania, ale nagle zmarła matka Stanisława. Ślub przełożyli. Po pogrzebie trzeba było odczekać stosowny czas.

Stanisław był trochę przygnębiony, ale cóż było robić. Pewnego wieczoru powiedział:

Jutro jadę do sąsiedniej wsi. Przewodniczący wysyła mnie pomóc przy żniwach, sami nie dają rady.

Na długo? spytała Helena.

Nie wiem, zależy, ile tam roboty. Ale ty mnie czekaj. Kocham cię, jesteś moim życiem.

Może to te słowa, a może coś innego, ale Helena wzięła go za rękę i zaprowadziła do stodoły.

Chcę, żebyś mnie zapamiętał. I wrócił gwałtownie szeptała.

Wrócił po dwóch tygodniach, a niedługo potem Helena oznajmiła, iż spodziewa się dziecka. Ślub był skromny, wciąż obowiązywał żałoba po matce.

Córko, czemu tak śpiesznie z tym weselem? Coś się stało? dopytywała się matka.

Helena przyznała się. Cóż, życie to życie. Matka pocieszała się, iż przynajmniej nie została sama z dzieckiem, ale zastanawiaI tak minęło pięćdziesiąt lat, w których czasem płakali, czasem się śmiali, ale zawsze trzymali się razem, bo prawdziwa miłość potrafi przetrwać choćby najcięższe burze.

Idź do oryginalnego materiału