Cienie troski: Dramat pewnej rodziny

newsempire24.com 1 dzień temu

Cienie troski: Dramat Hani i jej rodziny

Hana leżała na szpitalnym łóżku w małym szpitalu w Poznaniu, jej twarz była blada, ale oczy błyszczały ulgą. Do sali weszła jej przyjaciółka Danuta, niosąc w ręce siatkę z owocami.

— No i przestraszyłaś nas, Hanka! — zawołała Danuta, siadając przy łóżku. — Jak mogłaś tak długo zwlekać? A gdyby nie zdążyli cię dowieźć?

Hana uśmiechnęła się lekko, jej głos był cichy.

— Przepraszam, Danka. Wszystko stało się tak nagle, nie myślałam, iż to coś poważnego. Myślałam, iż przejdzie. Dzięki Bogu, już po wszystkim. Jak tam moja babcia? Daje sobie radę z nią Krzysztof? Stała się taka marudna ostatnio.

— Wszystko w porządku, Haniu, nie martw się — uspokoiła Danuta. — Babcia żyje, zdrowa, nakarmiona, ogarnięta. Tylko narzeka, jak zwykle.

— Dziękuję ci, Danuś, iż pomogłaś ze staruszką! — Hana ścisnęła dłoń przyjaciółki. — Mam u ciebie dług.

— Cha, dług! — roześmiała się Danuta, ale w jej oczach błysnęła iskra. — A za co mi dziękujesz? Wiesz, lecę do was, niosę garnek z rosołem, myślę, biedna babcia tam głodna leży. A u was tam… działy się rzeczy!

— Co się działo? — Hana zaniepokoiła się, nie rozumiejąc, o co chodzi.

— No wyobraź sobie, jak my wszyscy się o ciebie martwiliśmy! — kontynuowała Danuta, jej głos drżał od emocji. — Co ty sobie myślałaś, Haniu? Cierpiałaś, milczałaś, mało co do katastrofy nie doprowadziłaś!

Hana, wciąż słaba po operacji, leżała przykryta cienkim szpitalnym kocem i ledwo się uśmiechała.

— Przepraszam, Danka, sama się nie spodziewałam. Bóle zaczęły się nagle, myślałam, iż minie. Serio, mało się pożegnałam z życiem. Ale wszystko się udało, niedługo mnie wypiszą. W domu babcia, nie mam czasu tu leżeć. Krzysztof sam z nią, a ona teraz taka wymagająca.

— Nie martw się, w domu wszystko pod kontrolą — powiedziała łagodnie Danuta. — Babcia w porządku: najedzona, czysta, narzeka, ale to jej norma.

— Danuś, ty po prostu anioł! — Hana spojrzała na przyjaciółkę z wdzięcznością. — Nie wiem, jak byśmy sobie bez ciebie poradzili.

— Oj, daj spokój! — Danuta machnęła ręką, ale na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech. — To nie mnie dziękuj, ale twojemu Krzysztofowi. On u ciebie to nie mąż, tylko skarb! Zawsze wiedziałam, iż jest dobry, ale teraz to go naprawdę doceniłam. Wyobraź sobie, lecę do was, z garnkiem rosołu, myślę, trzeba babcię ratować. A u was tam… no niespodzianka!

— Jaka niespodzianka? — Hana zmarszczyła brwi, serce jej zabiło mocniej.

— No taka! — Danuta ożywiła się. — Wchodzę, a w mieszkaniu pachnie pomidorową na całe piętro! Babcia leży czysta, najedzona, zadowolona jak królowa. Ja jeszcze z progu mówię: „Zaraz ręce umyję, babcię przebiorę, nakarmię”. A Krzysztof na to: „Nie krzątaj się, Danuta, wszystko pod kontrolą. Obiad gotowy, babcię przebrałem, nakarmiłem”. Ja mało garnek nie upuściłam!

— Sam? — Hana aż podskoczyła, oczy jej się rozszerzyły.

— Sam, Haniu, sam! — Danuta pokiwała głową. — Na początku nie wierzyłam, pytam: „Jak to ją przebrałeś? Przecież ona, oprócz ciebie, nikogo do siebie nie dopuszcza!” A on tak spokojnie: „Dogadaliśmy się z babcią”. Weszłam do niej — i prawda, czysta, zadbana, choćby się uśmiecha. O ciebie oczywiście się martwi, płacze. Uspokoiłam ją, powiedziałam, iż wszystko w porządku.

Hana zmęczona zamknęła oczy, czując, jak policzki płoną jej ze wstydu. Jakie to było niesmaczne wobec Krzysztofa! Zostawiła go samego z babcią, a on, okazuje się, wziął wszystko na swoje barki. I choćby słowem się nie zająknął, gdy dzwonił! Spytała go wtedy: „Danuta była? Obiecała pomóc”. A on tylko odpowiedział: „Była, wszystko gra, nie martw się”. choćby babcia, gdy Hana z nią rozmawiała, nic nie powiedziała, tylko płakała i pytała o jej zdrowie.

Hana od dziesiątego roku życia mieszkała z babcią w ich starej kamienicy na przedmieściach Poznania. Na początku oczywiście z rodzicami, ale ci nagle uznali, iż ich małżeństwo było błędem. Ojciec po rozwodzie wyjechał za granicę, osiadł tam, ożenił się. Pieniądze przysyłał regularnie, na początku przyjeżdżał, ale gwałtownie zapomniał, iż córka potrzebuje nie tylko finansowego wsparcia, ale też ojcowskiej miłości. O swojej matce, u której mieszkała Hana, też nie pamiętał. Matka Hany nie długo rozpaczała: znalazła nowego męża, urodziła dwóch synów, i Hana jakoś zeszła na drugi plan.

Gdy rodzice się rozstali, dla Hani nie było miejsca w ich nowych rodzinach. Matka z nowym mężem postanowili przeprowadzić się do innego miasta, i dziewczynka została z babcią. Ta od razu powiedziała:

— Podoba się, nie podoba, ale co zrobić? Musimy teraz żyć we dwójkę. Umówmy się od razu: pomagamy sobie, bo więcej nie mamy na kogo liczyć. Rodzice się rozjechali, a nam nie ma gdzie iść.

Hani i tak nie chciało się nigdzie. Z babcią było spokojnie. Była surowa, ale sprawiedliwa. Kłóciła się tylko w ważnych sprawach, i to bardziej dla zasady, nazywając wnuczkę pełnym imieniem: „Hanna, tak się rzeczy nie robi!”

Matka przypomniała sobie o córce, gdy jej synowie podrośli. Zaczęła dzwonić, zapraszać do siebie: „Przyjeżdżaj, Haniu, zabieraj dokumenty, będziesz się u nas uczyć, tu więcej możliwości”. Hana kończyła wtedy szkołę i zastanawiała się, na jakie studia iść. Ucieszyła się, mało nie poleciała do matki, ale babcia ją powstrzymała:

— Oczywiście, Hanno, leć, skoro matka się przypomniała! Tylko pomyśl: oni tam ile lat żyją? I dopiero teraz o tobie pomyśleli. Dlaczego wcześniej nie wołała, a teraz do siebie zaprasza? Czyżby darmowa niania się przydała? Szkołę skończ, egzHana przytuliła się do Krzysztofa, czując, iż mimo wszystkich trudności, wreszcie znalazła swoje miejsce na świecie.

Idź do oryginalnego materiału