Cienie przeszłości: niespodziewany zwrot losu
Hanna Kowalska siedziała w kuchni, wpatrując się w okno z ciężkim sercem. Jej jedyny syn, Marek, zapomniał o rocznicy ślubu rodziców i nie zadzwonił. Łzy spływały po jej policzkach, gdy rozmyślała, jak spędzić ten smutny dzień. Nagle ciszę przerwał dźwięk telefonu. „Wreszcie! Na próżno źle myślałam o synu” – pomyślała z nadzieją, biegnąc do aparatu. Gdy jednak podniosła słuchawkę, zastygła, słysząc głos synowej. „Hanno Kowalska, mam do pani istotną sprawę” – stanowczo zaczęła Kasia, nie dając teściowej dojść do słowa, i wyjawiła propozycję, od której Hanna oniemiała.
„Jak to? Sprzedali bez mojej zgody?” – wykrzyknęła Hanna, nie panując nad emocjami. „Jak mogłeś, Marek? Nie spodziewałam się tego po tobie!”
„Mamo, no co ty się denerwujesz? Taka była konieczność. Kupiec znalazł się szybko, a my potrzebowaliśmy pilnie gotówki. Wiesz przecież, iż Kasia otwiera swój biznes. Mieliśmy czekać, aż wrócisz z sanatorium, żeby spytać cię o naszą działkę?” – odparł zirytowany Marek.
„Jak mogłeś, synu? Tyle wspomnień wiąże się z tym domem! – mówiła Hanna z bólem. – I dla ciebie też. Mogliście się poradzić!”
„Mamo, wszystko wyjaśniłem” – rzucił zmęczonym głosem Marek i rozłączył się.
Hanna była wściekła. Ostatnio czuła się niepotrzebna, porzucona, jak wyrzutek we własnej rodzinie. Winiła za to synową, Kasię.
Od kiedy pojawiła się Kasia, Marek się zmienił. Stał się obojętny na życzenia i rady matki. Dzisiejsza wiadomość złamała Hannie serce. Kiedy jej mąż, Jan, nalegał, by podarować synowi na ślub starą działkę rodziców w Zakopanem, Hanna była przeciw. Ale Jan był nieugięty, i musiała ustąpić.
„Po co się tak trzymasz tej chaty? – mówił Jan. – Nam wystarczy mieszkanie. Niech młodzi decydują – czy tam żyć, czy sprzedać. Nie uzbieraliśmy tyle, by dać synowi porządny prezent. Działka to najlepsze, co mamy. Nie sprzeciwiaj się, postanowiłem.”
I oto, pięć lat po ślubie, Marek oznajmił, iż działkę sprzedali. Hanna była pewna: gdyby Jan żył, nie pochwaliłby decyzji syna.
Działka była prawdziwym skarbem: drewniany, dwupiętrowy dom z rzeźbionymi okiennicami, przestronną werandą i dwoma balkonami stał w malowniczym zakątku nad jeziorem, otoczonym sosnowym lasem. Tuż po ślubie Hanna i Jan tam mieszkali, a te dni wspominała jako najszczęśliwsze. Przyroda, cisza, życzliwi sąsiedzi, świeże produkty od lokalnych rolników – mleko, jajka, pachnące truskawki – wszystko tworzyło raj na ziemi. Tam właśnie Hanna dowiedziała się, iż zostanie matką. Dom przesiąknięty był jej najpiękniejszymi wspomnieniami.
Kasia, według Hanny, nigdy nie doceniała tego daru. Rzadko przyjeżdżała z Markiem na działkę, a o noclegu czy dłuższym pobycie nie było mowy. „Jestem mieszczuchą – mawiała Kasia. – Na wsi nudno, gorąco, kurz, komary. Potrzebuję komfortu, klimatyzacji!” – mówiła, poprawiając idealny manicure.
Hanna wciąż jeździła na działkę, najpierw z mężem, a po jego śmierci – sama. W głębi duszy uważała dom za swój, marząc, iż syn kiedyś odda go jej, by mogła tam żyć, ciesząc się spokojem. Zapraszała przyjaciółkę, Irenę, i spędzały dni w ciszy, z dala od miejskiego zgiełku.
„Piękna masz działkę, Hanno – mówiła Irena. – Gdyby sprzedać, można by dostać niezłe pieniądze. Takie domy są teraz w cenie, a i przyroda – lepsza niż na wczasach.”
„Nie sprzedamy – odpowiadała Hanna. – Tu jest tak dobrze. To pamiątka po rodzicach Jana.” Marzyła, by tam zamieszkać na stałe, przyjmować gości, a może choćby wynajmować część domu, by dorobić do skromnej emerytury.
Kasia, z wykształcenia ekonomistka, po macierzyńskim nie wróciła do księgowości w klubie fitness. „Nie zamierzam harować za grosze – oświadczyła. – To upokarzające.” Marek, inżynier w fabryce, ją wspierał: „Zostań w domu z Kubą, mojej pensji starczy.”
Ale Kasi znudziło się w domu. Syn podrósł, więc postanowiła otworzyć salon kosmetyczny. „Wpadłam na pomysł! – oznajmiła Markowi. – Sprzedamy działkę i kupimy lokal na salon. Już znalazłam odpowiedni, cena dobra.”
„Jesteś pewna, iż dasz radę? – wątpił Marek. – Nie miałaś doświadczenia w biznesie.”
„Oczywiście! – odparła z przekonaniem. – Znajdę fachowców, a wykształcenie mam odpowiednie. Trzeba tylko gwałtownie sprzedać działkę.”
„Szkoda działki – oponował Marek. – To pamiątka po dziadkach, po tacie. Może weźmiemy kredyt?”
„Żadnych kredytów! – ucinała Kasia. – Działka jest warta dużo, starczy na wszystko. Stary dom, po co go żałować? jeżeli nie sprzedamy teraz, później straci na wartości. Ziemię wykupią pod inwestycje i koniec.”
Jej argumenty, jak zawsze, brzmiały przekonująco. „Mama będzie zmartwiona” – westchnął Marek.
„Nic się nie stanie, ma mieszkanie – ripostowała Kasia. – jeżeli chce grzebać się w ziemi, niech wynajmie działkę w ROD. Działka jest nasza, nie jej.”
Marek wynajął ciężarówkę, by wywieźć meble i rzeczy matki. Hanna odpoczywała wówczas w sanatorium – wyjazd był prezentem od syna i synowej na jubileusz. Gdy wróciła, dowiedziała się, iż działkę sprzedali, a jej marzenia o życiu w raju legły w gruzach.
Hanna jeszcze bardziej znienawidziła Kasię. „Ona to wszystko uknuła, namówiła Marka” – myślała, narzekając przed Ireną: „Sprzedali rodzinne gniazdo dla jakiegoś salonu urody! Jak można to porównywać?”
„Działka nie przynosiła zysku – wzdychała Irena. – A salon to pieniądze. Dziś wszystko mierzy się zyskiem. Szkoda, oczywiście, tak tam było miło.”
Hanna rzadko odwiedzała syna. Bolało ją, gdy Kasia chwaliła się sukcesem salonu: klientki zapisują się z miesięcznym wyprzedzeniem, wszystkie zachwycone. „Jedna proponowałaHanna spojrzała w okno, gdzie za szybą tańczyły płatki śniegu, i uśmiechnęła się lekko, czując, iż choć przeszłość odeszła, przyszłość trzyma w dłoniach coś nowego – córeczkę Kasi i Marka, małą Zosię, która właśnie wyciągała do niej rączki, łącząc ich wszystkich w jedno.