Cienie przeszłości: dramat w miasteczku

newsempire24.com 1 tydzień temu

**Cienie minionych lat: senna opowieść z Borowiny**

– Jak gwałtownie przelatuje życie, te wszystkie lata. I jak staliśmy się niepotrzebni własnym dorosłym dzieciom – głos Wandy drżał, a oczy wypełniły się łzami. Nie chciała słuchać dalej, serce ściskało ją boleśnie.

Wanda wychowała trójkę dzieci, które dawno opuściły rodzinny dom w Borowinie. Najstarszy syn, Marek, wyjechał za granicę z rodziną jeszcze w młodości. Od tamtej pory ani razu nie odwiedził matki. Tylko fotografie, rzadkie listy i kartki z okazji świąt przypominały o jego istnieniu. Wanda pieczołowicie przechowywała każdy drobiazg. Zimowe wieczory spędzała na przeglądaniu wspomnień, czytając własne listy: *”Synku, tak za wami tęsknimy, przyjedź choć raz, poznaj nas z żoną i wnukami…”* Ale Marek nigdy nie miał czasu – własne życie, własne sprawy.

Średnia córka, Bogna, wyszła za wojskowego. Często się przeprowadzali, mieli tylko jedno dziecko. Czasem Bogna odwiedzała Borowinę, ale wizyty były krótkie i rzadkie. Mąż Wandy, Jan, szanował zięcia, Krzysztofa, i cieszył się, iż córka, sądząc po jej błyszczących oczach, była szczęśliwa. Wanda również nie martwiła się o Bognę – wszystko jej się ułożyło.

Ale najmłodsza, Alina, została sama. Po ślubie na wsi urodziła syna, ale małżeństwo się rozpadło. Wanda wtedy radziła: *”Wyjedź do miasta, Alinko. Co cię tu czeka? Jesteś młoda, ładna, znajdziesz swoje miejsce.”* Alina posłuchała, zostawiła małego Kacpra z babcią, skończyła kurs krawiecki i gwałtownie znalazła pracę w mieście. Później zabrała syna do siebie. *”W mieście będzie mu lepiej – mówiła. – Szkoła pod nosem, zajęcia dodatkowe, nie będzie się nudził.”* Kacper, łapiąc babcię za spódnicę, płakał, ale kto śmiałby sprzeciwić się matce?

*”Tydzień bez mnie przeżyjesz – powiedziała Wanda mężowi. – Nie wytrzymam dłużej, serce boli, muszę odwiedzić Alinę.”* Jan chciał jechać z nią, ale jesienią źle się poczuł. Wanda spakowała torby, naładowała smakołykami ze wsi. Jan odprowadził ją na dworzec przed świtem. Minęły trzy lata od ostatniego spotkania – Kacper na pewno urósł.

– Mamo, dlaczego nie uprzedziłaś, iż przyjedziesz? – Alina powitała ją, ledwo maskując irytację. – Mogłaś zadzwonić! Musiałam brać wolne w pracy, odbierać Kacpra ze szkoły, biegać po zakupy. Cały dzień na nogach przez twoją wiadomość!
– Przepraszam, córeczko, chciałam zrobić niespodziankę – tłumaczyła się Wanda, idąc z dworca. – Wiesz, u nas na wsi z zasięgiem…
– Coś się stało? Chcesz coś powiedzieć? Jak tata?
– Wszystko w porządku, trochę przeziębiony, jesień jednak. Ale trzymamy się.

Drzwi otworzył Kacper. Boże, jak wyrósł! Miał już szerokie ramiona jak dziadek i te same silne dłonie.
– Witaj, wnuczku! – uradowała się Wanda, obejmując go.
– Cześć, babciu – Kacper wymknął się z uścisku i przyjrzał jej się uważnie.
– Dlaczego nie wyszliście mnie powitać? Ledwo dowlokłam te torby – Wanda spojrzała na córkę z wyrzutem.
– Przygotowywaliśmy się na twój przyjazd – odparła Alina. – Ugotowałam obiad, musisz coś zjeść po podróży.

Wanda westchnęła – niech już będzie. Po chwili krzyczała do słuchawki:
– Wszystko dobrze, Janku! Spotkali mnie, pomogli! Nie martw się, siedzimy przy stole, Alina ugotowała, pysznie! Wszyscy cię ściskają!

Przy stole Alina nalała zupę i spytała:
– Jedna kotlet czy dwie, mamo?
Wanda, głodna po podróży, byłaby w stanie zjeść wszystkie pięć, ale spojrzała na córkę i odparła:
– Postaw na stole, sama sobie wezmę.

Na półmisku leżało pięć małych kotletów. Każdy wziął po jednej. Wanda sięgnęła po drugą, ale na trzecią już nie – zrobiło się jej głupio. Przypomniała sobie, jak gotowała dzieciom góry jedzenia, szczególnie na święta, żeby wszyscy najedli się do syta. A tutaj… Może Alinie ciężko? Trzeba będzie pomóc pieniędzmi, ona i Jan mają oszczędności, a tegoroczne plony były dobre.

Wanda obeszła mieszkanie. Świeży remont, nowe meble, telewizor na ścianie w salonie. Pokój Kacpra był mały, ale przytulny, wszystko w nim było.
– Na jak długo do nas przyjechałaś? – spytała Alina, zmywając naczynia.
– Co, nie cieszysz się? Ledwo przyjechałam, a ty już pytasz, kiedy wyjadę?
– Nie, po prostu bilety trzeba kupić z wyprzedzeniem. Jutro mogę pójść na dworzec, żebyś nie czekała.

Wanda wzruszyła ramionami – trudno, skoro tak trzeba. Wieczór spędziła z Kacprem, przeglądając zdjęcia i filmy ze szkolnych występów. Cieszyła się, jaki mądry rośnie wnuk. Szkoda tylko, iż Jan tego nie widzi. Poprosi Kacpra, żeby wysłał dziadkowi kartkę.

Minęło kilka dni. Z wieczoru na wieczór atmosfera stawała się chłodniejsza. Kacper coraz częściej zamykał się w swoim pokoju, uczył się albo biegł do kolegów grać w gry. Alina zostawała w pracy lub spotykała się ze znajomymi, wracając późno, zdejmowała buty i od razu szła spać. Wandę bolał brak zwykłej ludzkiej bliskości. Nie tak wyobrażała sobie spotkanie z córką.

Zadzwoniła do Jana i zaczęła pakować rzeczy. Przechodząc koło pokoju wnuka, przypadkiem usłyszała rozmowę Aliny z Kacprem:
– Mamo, a kiedy wujek Tomek przyjdzie? Obiecał mnie zabrać na mecz.
– Niedługo, synku, jak tylko babcia wyjedzie… – odparła Alina.
– A kiedy babcia wyjedzie?

Wanda zastygła. Łzy polały się strumieniem. Trzymając się ściany, z bólem w sercu dotarła do pokoju, spakowała torby, narzuciła płaszcz i stała już w drzwiach, gdy wyszła Alina.
– Gdzie ty w nocy? Pociąg jutro wieczorem!
– Nic, zmienię bilet. Ech, córko, nie tego uczyliśmy cię z ojcem. Ojcu nic nie powiem, będzie się martwił. Dziękuję za zdjęcia, tak bardzo chciał zobaczyć wnWanda wyszła w noc, a ulice miasta wirowały przed nią jak sen, który już nigdy nie będzie spokojny.

Idź do oryginalnego materiału