Cienie minionych lat: dramat w wiosce

polregion.pl 1 dzień temu

Cienie minionych lat: dramat w Sosnówce

– Jak gwałtownie przemknęło życie, wszystkie te lata. I jak staliśmy się niepotrzebni własnym dorosłym dzieciom – głos Heleny drżał, a oczy wypełniły się łzami. Nie chciała słuchać dalej, serce ściskało się z bólu.

Helena wychowała trójkę dzieci, które dawno opuściły rodzinny dom w Sosnówce. Najstarszy syn, Marek, wyjechał za granicę z rodziną jeszcze w młodości. Od tamtej pory ani razu nie odwiedził matki. Tylko fotografie, rzadkie listy i kartki na święta przypominały o jego istnieniu. Helena pieczołowicie chowała każdą otwartkę, każde zdjęcie. Zimowymi wieczorami przeglądała je, odczytując własne słowa: „Synku, tak za tobą tęsknimy, przyjedź chociaż raz, poznaj nas z żòną i wnukami…” Ale Marek zawsze był zajęty – swoje życie, swoje sprawy.

Średnia córka, Kinga, wyszła za mąż za wojskowego. Często się przeprowadzali, mieli tylko jedno dziecko. Czasem Kinga przyjeżdżała do Sosnówki, ale wizyty były krótkie i rzadkie. Mąż Heleny, Wojciech, szanował zięcia, Adama, i cieszył się, iż córka, sądząc po błyszczących oczach, jest szczęśliwa. Helena też nie martwiła się o Kingę – wszystko u niej się ułożyło.

Ale najmłodsza, Aniela, została sama. Po ślubie we wsi urodziła syna, ale małżeństwo się rozpadło. Helena wtedy poradziła: „Jedź do miasta, Anielciu. Co cię czeka na wsi? Jesteś młoda, ładna, życie sobie urządzisz”. Aniela posłuchała, zostawiła małego Kacpra z matką, skończyła kurs krawiecki i gwałtownie znalazła pracę w mieście. Później zabrała syna do siebie. „W mieście będzie mu lepiej – tłumaczyła. – Szkoła blisko, zajęcia dodatkowe, nie będzie się nudził”. Kacper, chwytając babcię za fartuch, płakał, ale kto śmiałby sprzeciwić się matce?

„Tydzień bez mnie przeżyjesz – powiedziała Helena mężowi. – Nie mogę dłużej, serce boli, muszę odwiedzić Anielę”. Wojciech chciał jechać z nią, ale przed jesienią źle się poczuł. Helena spakowała torby, zabrała wiejskie smakołyki. Wojciech odprowadził ją na dworzec przed świtem. Minęły trzy lata od ostatniego spotkania – Kacper pewnie bardzo urósł.

– Mamo, dlaczego nie uprzedziłaś, iż przyjedziesz? – powitała ją Aniela, ledwo kryjąc irytację. – Mogłaś zadzwonić! Musiałam prosić o wolne w pracy, odebrać Kacpra ze szkoły, biegać po zakupy. Cały dzień na nogach przez twoją wiadomość!
– Wybacz, córeczko, chciałam zrobić niespodziankę – tłumaczyła się Helena, idąc z dworca. – Wiesz, jak u nas na wsi z zasięgiem…
– Może coś się stało? Coś chcesz powiedzieć? Jak tata?
– Wszystko w porządku, trochę niedomaga, jesień jednak. Ale trzymamy się.

Drzwi otworzył Kacper. Boże, jak się zmienił! Szerokie barki jak u dziadka i te same mocne dłonie.
– Witaj, wnuczku! – uradowana zawołała Helena, obejmując go.
– Cześć, babciu – Kacper gwałtownie wysunął się z uścisku i uważnie na nią spojrzał.
– Dlaczego nie wyszliście mnie powitać? Ledwo dotarłam z tymi torbami – z wyrzutem powiedziała Helena, patrząc na córkę.
– Przygotowywaliśmy się na twój przyjazd – odparła Aniela. – Gotowałam obiad, musisz coś zjeść po podróży.

Helena westchnęła – trudno, niech będzie. Po chwili krzyczała do słuchawki:
– Wszystko dobrze, Wojtku! Przyjęli mnie, pomogli! Nie martw się, siadamy do stołu, Aniela ugotowała, pysznie. Wszyscy cię ściskają!

Przy stole Aniela nalała zupę i zapytała:
– Jeden kotlet czy dwa, mamo?
Helena, głodna po drodze, mogłaby zjeść wszystkie pięć, ale spojrzawszy na córkę, odparła:
– Postaw na stole, sama wezmę.

Na półmisku leżało pięć małych kotletów. Każdy wziął po jednym. Helena sięgnęła po drugi, ale trzeciego już nie wzięła – zrobiło się jej głupio. Przypomniała sobie, jak gotowała dzieciom góry jedzenia, zwłaszcza na święta, żeby wszyscy najedli się do syta. A tu… Może Anieli ciężko? Trzeba będzie pomóc finansowo, oni z Wojtkiem mają oszczędności, a zbiory w tym roku były dobre.

Helena obejrzała mieszkanie. Świeży remont, nowe meble, telewizor na ścianie w salonie. Pokój Kacpra niewielki, ale przytulny, wszystko, czego trzeba.
– Na długo do nas przyjechałaś? – spytała Aniela, zmywając naczynia.
– Co, nie cieszysz się? Ledwo przyjechałam, a ty pytasz, kiedy wyjadę?
– Nie, tylko bilety trzeba wcześniej kupić. Jutro mogę pójść na dworzec, załatwić powrotny, żeby nie zwlekać.

Helena wzruszyła ramionami – skoro tak trzeba. Wieczór spędziła z Kacprem, oglądając zdjęcia i filmy z szkolnych uroczystości. Cieszyła się, jaki mądry chłopiec z niego rośnie. Szkoda tylko, iż Wojciech tego nie widzi. Trzeba będzie poprosić Kacpra, żeby podpisał kartki dla dziadka.

Minęło kilka dni. Z każdym wieczorem rozmowy stawały się chłodniejsze. Kacper coraz częściej zamykał się w swoim pokoju, odrabiał lekcje lub biegł do sąsiadów grać w gry. Aniela zostawała w pracy lub umawiała się ze znajomymi, wracała późno, zdejmowała buty i szła spać. Helenie brakowało zwykłej, ludzkiej życzliwości. Nie tak wyobrażała sobie spotkanie z córką.

Zadzwoniła do Wojciecha i zaczęła pakować rzeczy. Mijając pokój wnuka, przypadkiem usłyszała rozmowę Anieli z Kacprem:
– Mamo, a kiedy wujek Tomek przyjdzie? Obiecał, iż zabierze mnie na mecz.
– Niedługo, synku, jak tylko babcia wyjedzie… – odparła Aniela.
– A kiedy babcia wyjedzie?

Helena zastygła. Łzy polały się strumieniem. Trzymając się ściany i ściskając serce, doszła do pokoju, spakowała torby, narzuciła płaszcz i już stała w drzwiach, gdy wyszła Aniela.
– Gdzie się wybierasz w środku nocy? Pociąg dopiero jutro wieczorem!
– Nic nie szkodzi, zmienię bilet. Ech, córko, nie tego cię z ojcem uczyliśmy.Helena wsiadła do pociągu z ciężkim sercem, wiedząc, iż już nigdy nie wróci do tego miasta.

Idź do oryginalnego materiału