Cienie minionych lat: dramat w leśnej wiosce

twojacena.pl 3 tygodni temu

Cienie minionych lat: dramat w Borowie

— Jak gwałtownie przemknęło życie, te wszystkie lata. I jak staliśmy się niepotrzebni dorosłym dzieciom — głos Heleny drżał, oczy wypełniły się łzami. Nie chciała słuchać dalej, serce ściskał ból.

Helena wychowała troje dzieci, które dawno opuściły rodzinny dom w Borowie. Najstarszy syn, Marek, wyjechał za granicę z rodziną jeszcze w młodości. Od tamtej pory ani razu nie odwiedził matki. Tylko zdjęcia, rzadkie listy i życzenia świąteczne przypominały o jego istnieniu. Helena pieczołowicie przechowywała każdą kartkę, każdą fotografię. Zimowymi wieczorami przeglądała je, czytając własne słowa: „Synku, my z ojcem tak tęsknimy, przyjedź choć raz, poznaj nas z żoną i wnukami…”. Ale Marek ciągle nie miał czasu — własne życie, własne sprawy.

Średnia córka, Kinga, wyszła za mąż za wojskowego. Często się przeprowadzali, mieli tylko jedno wakatka. Czasem Kinga przyjeżdżała do Borowa, ale wizyty były rzadkie i krótkie. Mąż Heleny, Janusz, bardzo szanował zięcia, Jacka, i cieszył się, iż córka, sądząc po jej promiennych oczach, była szczęśliwa. Helena też była spokojna o Kingę — ułożyło jej się.

Ale najmłodsza, Zosia, została sama. Po ślubie we wsi urodziła syna, ale małżeństwo się rozpadło. Helena wtedy poradziła: „Jedź do miasta, Zosiu. Co cię tu czeka? Jesteś młoda, ładna, urządzisz sobie życie”. Zosia posłuchała, zostawiła małego Kubę z matką, skończyła kurs krawiecki i gwałtownie znalazła pracę w mieście. Później zabrała syna do siebie. „W mieście będzie mu lepiej — mówiła. — Szkoła blisko, kółka różne, nie będzie się nudził”. Kuba, chwytając się babcinej spódnicy, płakał, ale kto śmiałby sprzeciwić się matce?

„Tydzień beze mnie przeżyjesz — powiedziała Helena mężowi. — Nie mogę dłużej, serce boli, muszę odwiedzić Zosię”. Janusz chciał jechać z nią, ale jesienią źle się poczuł. Helena spakowała torby, naładowała wiejskich smakołyków. Janusz odprowadził ją na dworzec przed świtem. Minęły trzyata od ostatniego spotkania — Kuba pewnie bardzo urósł.

— Mamo, czemu nie uprzedziłaś, iż przyjedziesz? — przywitała ją Zosia, ledwo ukrywając irytację. — Mogłaś zadzwonić! Musiałam brać wolne w pracy, odbierać Kubę ze szkoły, biegać po zakupy. Cały dzień na nogach przez twoją wiadomość!
— Przepraszam, córeczko, chciałam zrobić niespodziankę — tłumaczyła się Helena, idąc z dworca. — Wiesz, jak u nas na wsi z zasięgiem…
— Może coś się stało? Chcesz coś powiedzieć? Jak tata?
— Wszystko w porządku, trochę przeziębiony, jesień jednak. Ale trzymamy się.

Drzwi mieszkania otworzył Kuba. Boże, jak on wyrósł! Barki szerokie jak u dziadka, i ręce równie silne.
— Witaj, wnuczku! — uradowała się Helena, obejmując go.
— Cześć, babciu — Kuba gwałtownie wysunął się z objęć i uważnie na nią spojrzał.
— Czemu nie wyszliście na dworzec? Ledwo doniosłam torby — powiedziała Helena z wyrzutem, patrząc na córkę.
— Przygotowywaliśmy się na twój przyjazd — odparła Zosia. — Obiad ugotowałam, trzeba cię przecież nakarmić po podróży.

Helena westchnęła — niech będzie. Po chwili krzyczała do telefonu:
— Wszystko gra, Jaszku! Przyjęli, pomogli! Nie martw się, siadamy do stołu, Zosia kolację zrobiła, pyszna. Wszyscy cię ściskają!

Przy stole Zosia nalała zupę i spytała:
— Jeden kotlet czy dwa, mamo?
Helena, głodna po podróży, była gotowa zjeść wszystkie pięć, ale spojrzawszy na córkę, odpowiedziała:
— Postaw na stół, sama wezmę.

Na półmisku leżało pięć małych kotletów. Każdy wziął po jednym. Helena sięgnęła po drugi, ale po trzeci już nie — zrobiło się jej nieswojo. Przypomniała sobie, jak gotowała dzieciom góry jedzenia, zwłaszcza na święta, żeby wszyscy najedli się do syta. A tu… Może w duecieproblemy? Trzeba pomóc finansowo, ona i Janusz mają oszczędności, a plony w tym roku były dobre.

Helena obejrzała mieszkanie. Świeży remont, nowe meble, telewizor na ściana w salonie. Pokój Kuby niewielki, ale przytulny, wszystko, czego potrzebuje.
— Na długo do nas przyjechałaś? — spytała Zosia, zmywając naczynia.
— Co, nie cieszysz się? Ledwo przyjechałam, a ty już pytasz, kiedy wyjadę?
— Nie, no… Po prostu bilety trzeba wcześnie kupić. Jutro mogę pójść na dworzec, załatwić powrotny, żeby nie ciągnąć.

Helena wzruszyła ramionami — skoro tak, to trudno. Wieczór spędziła z Kubą, oglądając zdjęcia i filmiki ze szkolnych akademii. Cieszyła się, jaki mądry rośnie wnuk. Szkoda, iż Janusz tego nie widzi. Poprosi Kubę, żeby podpisał kartkę dla dziadka.

Minęło kilka dni. Z każdym wieczorem rozmowy stawały się chłodniejsze. Kuba coraz częściej zamykał się w pokoju, uczył się albo biegał do sąsiadów grać w gry. Zosia zostawała w pracy albo spotykała się z przyjaciółkami, wracała późno, ściągała buty i od razu szła spać. Helena tęskniła za zwykłym ludzkim ciepłem. Nie tak wyobrażała sobie spotkanie z córką.

Zadzwoniła do Janusza i zaczęła pakować rzeczy. Przechodząc koło pokoju wnuka, niechcący usłyszała rozmowę Zosi z Kubą:
— Mamo, a kiedy wujek Tomek przyjdzie? Obiecał zabrać mnie na mecz.
— Niedługo, synku, jak tylko babcia wyjedzie… — odpowiedziała Zosia.
— A kiedy babcia wyjedzie?

Helena zastygła. Łzy polały się jak grad. Trzymając się ściany i ściskając serce, doszła do pokoju, gwałtownie spakowała torby, narzuciła płaszcz i stała już w drzwiach, gdy wyszła Zosia.
— Gdzie się wybierasz w środku nocy? Pociąg dopiero jutro wieczorem!
— Nic, zmieniam bilet. Ech, córko, nie tego cie uczyliśmy z ojcem. Ojcu nic nie powiem, będzie się martwił. Za zdjęcia dziękuję, tak bardzo chciał zobaczyć wnuka. ŻegnajHelena wszedła do pociągu, a gdy drzwi się zamknęły, poczuła, iż tak naprawdę zostawiła za sobą coś więcej niż tylko dom córki — zostawiła nadzieję.

Idź do oryginalnego materiału