Cicha Walka: Niewidzialna Batalia

newsempire24.com 3 dni temu

**CICHA BITWA**

Halina przez chwilę stała przy oknie w salonie, wpatrując się w zachód słońca, z zimną już filiżanką herbaty w dłoniach. Ostatnie promienie malowały niebo na pomarańczowo, przeplatając się z fioletem i bladym różem, który powoli znikał w nadchodzącej nocy. To była jedna z tych chwil, gdy świat zdaje się zatrzymywać, a w tej ciszy Halina słyszała własne bicie serca. Każdy dźwięk w domu skrzypienie podłogi, ciche buczenie lodówki, choćby szelest wiatru w gałęziach starego dębu pochylającego się nad oknem wydawał się wyrazistszy. Wszystko było nieruchome, a jednak przepełnione znaczeniem.

Było coś w tym zachodzie, co przypominało jej, iż choćby końce mogą być piękne. Że choć dzień mija i zostawia pustkę, niesie ze sobą odbicie światła, które warto dostrzec. Trzymając filiżankę oburącz, czuła zimno przenikające przez porcelanę. Przypomnienie, pomyślała, iż czas nie czeka na nikogo, choćby na tych, którzy desperacko się go trzymają.

Jej brat Tadeusz wszedł bez pukania, tak jak robił to od dzieciństwa. Zawsze pojawiał się w najmniej spodziewanych momentach. Zauważyła go od razu w półmroku salonu, z kurtką niedbale zarzuconą na jedno ramię, rękami w kieszeniach i wyrazem twarzy, w którym mieszała się ciekawość z troską.

Jeszcze nie śpisz? zapytał cicho, nie nalegając, nie poganiając.

Nie mogę zasnąć odparła, odwracając wzrok w jego stronę. Myślałam o tym, co mówiłeś kilka tygodni temu o tym, co usłyszałeś w wywiadzie Jerzego Stuhra iż jeżeli zrozumiesz, iż puścić nie zawsze znaczy przegrać

Tadeusz podszedł bliżej i usiadł na kanapie, zachowując między nimi ostrożny odstęp. Przez chwilę patrzył w okno, na ciemniejące niebo, zanim odwrócił się do niej. Jego spojrzenie było jednocześnie współczujące i stanowcze.

To prawda powiedział. Wiesz? Ja też to dopiero pojmuję.

Halina spojrzała na niego z wilgotnymi oczami, czując, iż w tych słowach była nić porozumienia, która zdawała się zerwana od lat. Ciężar wszystkich kłótni, milczeń i pretensji skupił się w tej jednej chwili wzajemnego zrozumienia.

Próbowałam utrzymać to przy życiu wyznała ledwo słyszalnym głosem. Choć wiedziałam, iż to mnie rani. Bo myślałam, iż poddać się to znaczy przegrać. Ale każda sprzeczka każde słowo wypowiedziane w gniewie każde ciężkie milczenie zostawiało mnie coraz bardziej pustą.

Tadeusz wziął głęboki oddech. Pochylił się lekko do przodu, opierając łokcie na kolanach. Nie patrzył z osądem, ale z refleksją, jak ktoś, kto również nosił w sobie cichy ból.

A może prawdziwym zwycięstwem jest zachować swoją godność? zaproponował. Może puścić to nie poddać się, ale ocalić to, co nie powinno być złamane?

Zapadła długa, niemal niezręczna cisza. Słyszała tylko tykanie zegara na ścianie i od czasu do czasu przejeżdżający za oknem samochód. Czas zdawał się zwalniać w tym pokoju, jakby cały świat czekał, aż Halina sama znajdzie odpowiedź.

Boli wyznała w końcu. Boli myśl, iż choćbym dawała kolejne szanse, niektórzy nigdy się nie zmienią. Że to, czego potrzebuję, może nie nadejść.

Tadeusz wyciągnął rękę i delikatnie ujął jej dłoń. Ciepło tego gestu przypomniało jej, iż nie jest sama.

Może się nie zmienią. Nikt tego nie wie. Ale ty możesz zmienić sposób, w jaki kochasz, sposób, w jaki odchodzisz. A to to już jest dojrzałość.

Halina oparła czoło o jego ramię. Zapach zimnej herbaty unosił się między nimi, mieszając się z jej ulubionym, lekkim perfumem. To uczucie było gorzko-słodkie: ulga i strach splatały się ze sobą.

A jeżeli stracę coś ważnego? szepnęła.

Może stracisz odparł Tadeusz spokojnie. Ale nie swoje marzenia. Nie miłość do siebie. Nie godność, by powiedzieć: to już mi nie służy.

Tej nocy, po długich godzinach wewnętrznej walki, Halina wykonała telefon, który wiedziała, iż będzie trudny. Nie było łatwo. Nie krzyczała, nie rzucała oskarżeń. Mówiła drżącym, ale wyraźnym głosem, każde słowo starannie dobrane, by przekazać to, co czuła, nie niszcząc resztek wzajemnego szacunku.

Chyba muszę to puścić powiedziała drugiej osobie. Nie zdziwi cię, jeżeli powiem, iż to boli. Wolę skończyć, zanim zapomnę, kim jestem.

Odłożyła słuchawkę i po raz pierwszy od tygodni poczuła, iż może oddychać swobodniej. Płakała, ale to nie był rozpaczliwy szloch to były łzy ulgi. W końcu wolna od ciężaru czegoś, co już do niej nie należało.

Niedługo potem wyszła do ogrodu ze starym, zniszczonym zeszytem, w którym od lat zapisywała swoje myśli. Usiadła na ławce, z nogami skrzyżowanymi i wyprostowanymi plecami, pozwalając, by chłodny wiatr muskał jej twarz. Wyjęła długopis i zaczęła pisać:

Dziś zrozumiałam, iż kurczowe trzymanie się czegoś, co cię niszczy to nie odwaga. To strach w przebraniu. A ja wolę, by nazywano mnie silną, niż złamaną.

Wyszeptała te słowa na wiatr, jakby miała nadzieję, iż słońce, teraz niemal schowane za budynkami, je usłyszy. Każde zdanie było jak kamień, którego upadek uwalniał miejsce w jej piersi.

Następnego ranka Tadeusz znalazł ją ze spokojniejszym, mniej zmęczonym spojrzeniem. Jej oczy błyszczały nową jasnością, jakby ujrzały szerszy horyzont.

Trochę spałaś? zapytał, choć wiedział, iż noc była krótka.

kilka odparła. Ale czuję, iż w środku się obudziłam.

W kolejnych dniach Halina zauważyła, iż coś w niej się zmieniło. Sposób, w jaki oddychała, jak poruszała się po domu, choćby to, jak patrzyła na ludzi wokół wszystko zdradzało nieoczekiwaną ciszę. Nauczyła się stawiać granice bez poczucia winy, mówić nie bez strachu i słuchać własnego głosu jak nigdy wcześniej.

Zrozumiała, iż puścić nie znaczy stracić. Znaczy odnaleźć siebie. Że w decyzjach, które podejmujemy dla siebie, tk

Idź do oryginalnego materiału