Cicha Myszka

polregion.pl 1 tydzień temu

Szara myszka

Alicja wyjrzała przez okno. Na placu zabaw bawiły się dzieci, a ich matki stały niedaleko, pogadując i pilnując maluchów. Ławka pod blokiem była przyprószona śniegiem.

Szybko włożyła czarne buty, brązowy płaszcz, dopasowaną czapkę w tym samym kolorze, chwyciła skórzaną torebkę i wyszła z mieszkania. Chwilę stała, nasłuchując, czy na klatce nie słychać czyichś kroków, po czym zamknęła drzwi na klucz i zeszła na dół.

Z daleka można ją było wziąć za staruszkę. Dopiero z bliska widać było, iż ma nie więcej niż pięćdziesiąt lat. Twarz miała niewyrazistą, z małymi oczkami i wąskimi ustami. Spojrzałeś – i za chwilę zapominałeś.

Do tego bloku wprowadziła się dwadzieścia pięć lat temu. Nie utrzymywała kontaktów z nikim, unikała wszystkich. Na początku, jak to bywa, sąsiedzi zaglądali – pożyczyć cebulę, szklankę mąki, gdy nie było czasu biec do sklepu. Alicja otwierała drzwi na długość łańcucha, jeżeli w ogóle otwierała, mówiła, iż nic nie ma, i natychmiast zamykała się na klucz. niedługo sąsiedzi przestali do niej zaglądać.

Nikt nie widział, żeby odwiedzali ją goście. Wydawało się, iż jest zupełnie sama na tym świecie, dlatego taka zalękniona i zamknięta.

Oczywiście, miała rodzinę. W małym prowincjonalnym miasteczku mieszkała jej młodsza siostra z rodziną. Ale Alicja nie utrzymywała z nią kontaktów. Może dlatego, iż cała uroda przypadła właśnie siostrze. Kto wie?

Rzadko kiedy obca noga postała w jej mieszkaniu. Chyba iż hydraulik albo gazownik na kontrolę. Alicja zawsze prosiła o okazanie legitymacji, skrupulatnie ją sprawdzała, a czasem choćby dzwoniła do urzędu, by zweryfikować tożsamość kontrolującego.

Nikomu nie robiła krzywdy. Nikomu nie powiedziała złego słowa, nie plotkowała, bo i z nikim nie rozmawiała. Przywitała się i szła dalej, ze spuszczoną głową.

Za plecami nazywano ją „niebieską pończochą”, szarą myszką albo starą panną. Pracowała całe życie w jednym miejscu – w jakimś biurze, jako księgowa. Siedziała za biurkiem z surowym, skupionym wyrazem twarzy, ale pracę wykonywała solidnie i na czas, za co szefostwo ją szanowało i tolerowało. Zawsze chodziła w ciemnej, skromnej sukience, z włosami gładko zaczesanymi do tyłu i spiętymi w ciasny koczek.

Gdy miała trzydzieści lat, zapragnęła dziecka. Dla siebie. Wtedy właśnie pojawił się w jej życiu jedyny mężczyzna – kierowca Wojtek. Zaglądał do niej czasem. Kupowała mu koszule, które zostawiał u niej. Był żonaty.

Może żona zwęszyła, iż Wojtek kręci się koło księgowej, a może któryś z życzliwych kolegów Alicji mu podpowiedział – dość, iż po dwóch miesiącach Wojtek zwolnił się z pracy i zniknął. A Alicja nie zaszła w ciążę. To była jej jedyna miłość.

Szybko się uspokoiła, stwierdzając, iż tak choćby lepiej. Samotnie trudno wychować dziecko, a poza tym – kto wie, jaki wyrośnie syn? Dziewczynki w ogóle nie chciała. Po co sprowadzać na świat kolejną samotną, nieładną duszę, taką jak ona?

Pewnego dnia w sklepie narobiła zakupów. Podszedł do niej mężczyzna i zaproponował pomoc w doniesieniu torby do domu.

— Dam radę sama — odparła Alicja i spojrzała na niego takim wzrokiem, iż natychmiast się oddalił.

„Patrzcie go, jaki życzliwy.

Idź do oryginalnego materiału