Cicha kobieta powiedziała głośno

newsempire24.com 2 miesięcy temu

Cicho mówiąca kobieta powiedziała głośno

**Marian Kowalski! Ile można to wytrzymać?!** Drugi raz w tym tygodniu zalewasz mi mieszkanie! krzyczała sąsiadka z dołu, wymachując mokrą ścierką tuż przed nosem **Aliny Nowakowskiej**.

Przecież już przeprosiłem! Kaloryfer mi przecieka, hydraulika wezwałem! tłumaczył się mąż, stojąc w drzwiach w samych bokserkach i podkoszulku.

Przeprosił! A co ja mam zrobić z sufitem? Tapety świeżo nakleiłam! Wy tam w ogóle nic nie kontrolujecie?

Alina stała za plecami męża, zaciskając pięści. Sąsiadka **Bożena Wiśniewska** miała rację, ale Marian, jak zawsze, nie chciał słuchać. Kaloryfer faktycznie przeciekał od miesiąca, a on ciągle odkładał naprawę.

No co pani tak wrzeszczy jak przekupka na targowisku! nie wytrzymał Marian. Naprawię, mówiłem przecież!

Kiedy naprawisz? Jak mi całe mieszkanie zaleje? Bożena była wściekła, jej siwe włosy rozczochrane, policzki płonęły.

Alina cicho podeszła do męża, dotknęła jego ramienia.

Marian, może jutro rano znajdę hydraulika, dobrego. Mam numer do jednego fachowca szepnęła.

Daj spokój! Sam się tym zajmę! odburknął mąż, choćby się nie odwracając.

Bożena spojrzała na Alinę ze współczuciem. Znały się już osiem lat, odkąd Nowakowscy wprowadzili się do tej kamienicy, ale przez cały ten czas sąsiadka nigdy nie słyszała, żeby Alina Nowakowska podniosła głos. Zawsze cicha, zawsze uległa, zawsze przepraszająca za męża.

Dobrze, Alino, rozumiem, iż to nie twoja wina. Ale rozwiążcie to wreszcie! Bożena odwróciła się i poszła w kierunku schodów.

Marian trzasnął drzwiami i poszedł do kuchni, gdzie na kuchence bulgotał żurek. Alina szła za nim, jak zwykle w milczeniu.

Czego taka naburmuszona? warknął mąż, siadając do stołu. Nalej żurku.

Alina sięgnęła po chochlę, ale ręce jej drżały. Krople żółtego żurku spadły na czysty obrus, który rano wyprasowała.

Niezdara! mruknął Marian. Normalnie nalać nie potrafisz!

Przepraszam szepnęła Alina i gwałtownie wytarła plamę serwetką.

Przy obiedzie mąż opowiadał o pracy, narzekał na szefa, na kolegów, na wszystkich po kolei. Alina kiwała głową, od czasu do czasu wtrącając: Tak, oczywiście lub Masz rację. Tak było zawsze, przez dwadzieścia trzy lata ich małżeństwa.

Po obiedzie Marian rozłożył się na kanapie przed meczem, a Alina poszła zmywać naczynia. Przez kuchenne okno widać było, jak sąsiadka wiesza pranie na balkonie. Bożena zauważyła jej wzrok i pomachała ręką. Alina nieśmiało odpowiedziała tym samym.

Wieczorem, gdy mąż zasnął przed telewizorem, Alina cicho ubrała się i zeszła do sąsiadki. Bożena otworzyła drzwi w szlafroku, z kubkiem herbaty w ręce.

Alina! Wchodź, wchodź! Herbaty się napijesz?

Dziękuję, nie trzeba. Tylko na chwilę. Chciałam zobaczyć, jak u ciebie z sufitem.

W łazience rzeczywiście było kiepsko. Na suficie rozlewała się spora żółta plama, a w rogu już odchodziła taśma od tapety.

O Boże! westchnęła Alina. Bożeno, wybacz nam, proszę! Jutro sama znajdę hydraulika, sama zapłacę!

Ależ, Alino! Nie w pieniądzach rzecz. Po prostu mam już dość. Wiesz przecież, jaki twój mąż ma charakter… Zawsze wszystkich wini, a sam nic nie załatwi.

Alina spuściła wzrok. Sąsiadka miała rację, ale nie potrafiła się do tego głośno przyznać.

On się męczy w pracy, stresuje cicho tłumaczyła.

Alina, a ty jak żyjesz? niespodziewanie spytała Bożena. Znam cię tyle lat i nigdy nie widziałam, żebyś się uśmiechnęła. Zawsze taka smutna chodzisz.

Normalnie żyję. Co ty… Alina zmieszała się z powodu bezpośredniego pytania.

Dzieci macie?

Nie. Nie wyszło jakoś.

A chcieliście?

Alina długo milczała, w końcu skinęła głową.

Chciałam. Bardzo. Ale Marian mówił, iż jeszcze za wcześnie, potem iż pieniędzy brak, potem iż nie jest gotowy. A teraz już za późno.

Bożena postawiła kubek na stole, podeszła do Aliny.

A czego ty chcesz? Nie Marian, tylko ty?

Nie wiem szczerze odpowiedziała Alina. Już choćby nie pamiętam, czego chcę. Tak długo myślałam tylko o tym, co jemu potrzeba…

Alina, a przecież jesteś piękną kobietą. I nie taka stara, czterdzieści pięć lat to nie wiek! Dlacząj się tak… umniejszasz?

Alina spojrzała na swoje odbicie w lustrze w przedpokoju. Rzeczywiście, twarz jeszcze nie starzejąca się, oczy pełne życia, figura wciąż zgrabna. Ale wyraz twarzy… zmęczony, jakby wypalony.

Nie umniejszam. Po prostu… tak wyszło. Nie potrafię krzyczeć, kłócić się. Mama mówiła, iż dobra żona ma mężowi ustępować.

A twoja mama była szczęśliwa?

Alina zamyśliła się. Mama… zawsze cicha, zawsze w cieniu ojca. Tata rozkazywał, decydował, a mama kiwała głową. Ale szczęśliwą jej nie pamiętała.

Chyba nie cicho przyznała.

No widzisz. A ty powtarzasz jej drogę.

Gdy Alina wróciła do domu, w mieszkaniu panowała cisza. Marian chrapał na kanapie, w pokoju śmierdziało alkoholem widocznie po jej wyjściu sięgnął po wódkę. W kuchni w zlewie stał brudny talerz, na stole leżały okruchy.

Zaczęła sprzątać automatycznie, ale nagle się zatrzymała. Spojrzała na śpiącego męża, na bałagan, który zrobił w pół godziny jej nieobecności. Coś w niej zadrżało, jak napięta struna.

Rano Marian obudził się z kacem, zły i poirytowany.

Gdzie śniadanie? warknął, wchodząc do kuchni.

Zrób sobie sam odpowiedziała Alina, nie odrywając wzroku od kubka kawy.

Co?

Zrób sobie śniadanie. Nie jestem twoją służącą.

Marian wy

Idź do oryginalnego materiału