I choć wiadomo było od początku prawie, jak to się skończy, człowiek przez cały czas liczył na cud. Choć z drugiej strony, te dwa lata mogłyby się nie wydarzyć, gdyby nie jej wola walki i rozsądek. Gdyby nie bezgranicznie oddanie jej rodziny. Samotnie nie miałaby szans żyć tak długo.
Tylko kurde, nie wiem jak jest jej małemu synkowi. Nie mógł zostać z Niemężem (potem już mężem), bo miał ojca. Ojca, od którego Joanna odeszła, gdy chłopiec miał niecałe dwa lata. Czytam relacje i mam mętlik w głowie. Dla jednych ojciec Giancarla to przemocowiec, dla innych normalny człowiek. Dla jednych Niemąż to gwałciciel i oszust, który ożenił się z Joanną i opiekował, by odkupić swe winy. Dla innych zaś człowiek niesłusznie oskarżony i prawie święty.
Czy mam się cieszyć czy smucić, iż dzieciak jest z ojcem? I co na to wszystko Babcia B.? Nie muszę tego wiedzieć. Dziecko potrzebuje spokoju. Odreagowania. I miłości, która wszystko wytrzyma. Oby tak właśnie było.
Info dla osób niewidomych: na okładce jest zdjęcie Joanny już w zaawansowanej fazie choroby. Chustka nie patrzy w obiektyw tylko gdzieś w dół. Włosy ma ciemne i przycięte na jeża, powieki umalowane na ciemnoniebiesko. Nosi jasnozieloną koszulkę z krótkim rękawem i wielką pomarańczową chustkę, którą dostała od Niemęża.