Wcale mi się nie chce, ale pakuję rzeczy i jadę z synem Dańkiem do mojej mamy, Ireny Pawłowskiej. A to wszystko dlatego, iż wczoraj, gdy spacerowałam z dzieckiem, mój mąż Szymon postanowił okazać gościnność i wpuścił do naszego pokoju krewnych — kuzynkę Olę z mężem Krzysztofem i ich dwójką dzieci, Hanią i Maćkiem. Najbardziej mnie zadziwiło, iż choćby nie pomyślał, żeby ze mną o tym porozmawiać! Po prostu rzucił: „Ty z Dańkiem możecie zamieszkać u twojej mamy, tam miejsca starczy”. Do teraz nie mogę uwierzyć w jego bezczelność. To nasz dom, nasz pokój, a ja mam się pakować i ustępować miejsca obcym ludziom? Nie, to już przesada.
Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam z Dańkiem z parku. Był zmęczony, marudził, a ja marzyłam tylko o tym, żeby go położyć spać i napić się herbaty w ciszy. Wchodzę do mieszkania, a tam istny cyrk. W naszej sypialni, gdzie śpimy z Szymonem i Dańkiem, już rozłożyli się Ola z Krzysztofem. Ich dzieci, Hania i Maciek, biegają po pokoju, rozrzucając zabawki, a moje rzeczy — książki, kosmetyki, choćby laptop — poukładane w kącie, jakbym tu już nie mieszkała. Stałam jak wryta i pytałam Szymona: „Co to ma znaczyć?” A on, tak spokojnie, jakby mówił o pogodzie: „Ola z rodziną przyjechała, nie mieli gdzie się zatrzymać. Pomyślałem, iż ty z Dańkiem możecie pojechać do Ireny Pawłowskiej, tam jest miejsce”.
Omal nie udusiłam się z wściekłości. Po pierwsze, to nasz dom! Razem z Szymonem płaciliśmy za to mieszkanie, urządzaliśmy je, wybieraliśmy meble. A teraz mam się wynosić, bo jego krewnym zachciało się pobyć w mieście? Po drugie, dlaczego choćby mnie nie zapytał? Może bym się zgodziła pomóc, gdybyśmy to przynajmniej omówili. A tak — postawił mnie przed faktem dokonanym. Ola, nawiasem mówiąc, choćby nie przeprosiła. Tylko się uśmiechnęła i powiedziała: „Aniu, nie martw się, będziemy tylko parę tygodni!” Parę tygodni? Ja choćby paru dni nie chcę, żeby obcy ludzie grzebali w moich rzeczach!
Krzysztof, mąż Oli, milczy jak grób. Siedzi na naszej kanapie, pije kawę z mojego ulubionego kubka i kiwa głową, gdy Ola coś mówi. A ich dzieci — to osobna historia. Hania, sześciolatka, już rozlała sok na nasz dywan, a czteroletni Maciek uznał, iż moje ubrania to idealna kryjówka do chowanego. Próbowałam delikatnie zasugerować, iż to nie hotel, ale Ola tylko machnęła ręką: „Oj, dzieci, co z nich wyciągniesz!” No tak, a sprzątać po nich pewnie będę ja.
Próbowałam porozmawiać na osobności z Szymonem. Powiedziałam, iż mnie to boli, iż podjął taką decyzję za moimi plecami. Wytłumaczyłam, iż Daniek potrzebuje stabilności, swojego kąta, własnego łóżeczka. A wozić trzyletniego dziecko do babci, gdzie ma spać na łóżku polowym — to nie jest rozwiązanie. Ale Szymon tylko wzruszył ramionami: „Anka, nie dramatyzuj. To rodzina, trzeba pomagać”. Rodzina? A my z Dańkiem to już nie rodzina? Byłam tak wściekła, iż o mało nie wybuchnęłam płaczem. Ale zamiast tego poszłam pakować walizki. jeżeli myśli, iż będę siedzieć cicho i się na wszystko zgadzać, to się myli.
Moja mama, Irena Pawłowska, gdy usłyszała, co się stało, mało nie oszalała. „Jak to, Szymon teraz decyduje, kto będzie mieszkał w waszym domu? — krzyczała przez telefon. — Przyjeżdżaj, Aniu, ja was z Dańkiem przygarnę, a z mężem się potem rozliczysz”. Mama to kobieta z charakterem, już szykowała się do nas, żeby wygonić nieproszonych gości. Ale ja nie chcę jeszcze robić awantury. Po prostu chcę, żeby mój syn był w komforcie, a ja — żebym mogła spokojnie przemyśleć, co dalej.
Pakując torby, wciąż myślałam o tym, jak to się stało, iż Szymon tak łatwo wymazał nas z Dańkiem z naszego własnego życia. Zawsze starałam się być dobrą żoną: gotowałam, sprzątałam, wspierałam go. A on choćby nie pomyślał, jak się poczuję, gdy zobaczę obcych ludzi w naszej sypialni. I najgorsze — choćby nie przeprosił. Tylko rzucił: „Nie rób z igły widły”. No przepraszam, Szymon, ale to nie igła, tylko cała wbita widły w moją poduszkę.
Teraz jadę do mamy i, szczerze mówiąc, trochę mi lżej. U Ireny Pawłowskiej jest zawsze przytulnie, pachnie pierogami, a Daniek uwielbia bawić się w jej ogródku. Ale nie zamierzam tak zostawić tej sytuacji. Już postanowiłam: gdy wrócimy, porozmawiam z Szymonem na poważnie. jeżeli chce, żebyśmy byli rodziną, musi szanować mnie i naszego syna. A Ola z Krzysztofem niech szukają sobie wynajmu albo hotelu. Nie mam nic przeciwko pomocy, ale nie kosztem mojego spokoju i bez mojej zgody.
Gdy wkładam zabawki Dańka do torby, on patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami i pyta: „Mamo, u babci będziemy długo?” Przytulam go i mówię: „Nie, krótko, kochanie. Tylko trochę u babci, a potem wrócimy do domu”. Ale w głębi serca wiem — wrócę dopiero wtedy, gdy będę pewna, iż to znów nasz dom, a nie przytułek dla obcych krewnych. A Szymon niech się zastanowi, co jest dla niego ważniejsze — jego „gościnność” czy nasza rodzina.