CHINY – cuda natury, świątynie w chmurach i miasta przyszłości

pomyslynawyprawy.pl 3 tygodni temu

Chiny są mega ciekawe, piękne przyrodniczo, interesujące historycznie i zmieniają się jakby wleciały w nadprzestrzeń.

Chińczycy zrobili na nas bardzo dobre wrażenie. Są mili, pomocni i pozytywnie nastawieni do turystów.

Stwierdzenie, iż można je zwiedzić w dwa czy trzy tygodnie to kompletny absurd. To jest choćby niewykonalne fizycznie – za duże odległości.

Podróż po Państwie Środka to była wielka przygoda, ale też duże wyzwanie organizacyjne. Chyba jeszcze żadna nasza wyprawa nie wymagała tak dokładnych przygotowań.

Czy mieliśmy obawy przed podróżą? – olbrzymie. Ale na szczęście większość z nich się nie sprawdziła.

Czy wrócimy jeszcze kiedyś do Chin? – bardzo byśmy chcieli

Nasz pomysł na Chiny

(sierpień 2025)

Lecąc po raz pierwszy do Chin postawiliśmy trochę na punkty must see takie jak Chiński Mur czy Zakazane Miasto w Pekinie. Dołączyliśmy do tego kilka nieoczywistości jak chociażby świątynie Fanjing Shan. Niesamowitą przyrodę Gór Avatara, pól ryżowych i krasowych wzgórz wokół Guilin połączyliśmy z miastami przyszłości (Shenzhen) i nutą starych Chin zaklętych w Fenghuang Ancient Town.

Wyszła z tego niesamowita, niezapomniana mieszanka fantastycznej podróży.

Na miejscu byliśmy 16 pełnych dni plus przeloty.

Transport

Geograficznie skoncentrowaliśmy się bardziej na wschodnich i środkowych Chinach jadąc z południa ku północy. Poruszaliśmy się głównie pociągami szybkich prędkości i lokalnymi Uberami, czyli DiDi. Mieliśmy też jeden przelot wewnętrzy Air China.

Przelot transkontynentalny mieliśmy wykupiony z półrocznym wyprzedzeniem w Turkish Airlines. Dolatywaliśmy do Hongkongu, wylatywaliśmy z Pekinu. Dzięki biletom multicity nie musieliśmy wracać do punktu startowego, co było najważniejsze przy układaniu planu podróży, zwłaszcza w tak wielkim kraju. (cena: 2750PLN/os. VIII 2025)

Hongkong

(dzień 1)

Hongkong jest wysoki, gwarny, ruchliwy i tłoczny. W końcu to miejsce o największym zagęszczeniu wieżowców na świecie!

Był on pierwszym punktem naszej chińskiej przygody – jeszcze nie Chiny kontynentalne, a już nie świat zachodu. Taka śluza kulturowa, przystanek na oddech .

Na miejscu wylądowaliśmy o godzinie 08:00 rano, więc cały dzień mieliśmy przed sobą. Po przedostaniu się z lotniska do centrum i zostawieniu bagaży w hotelowej przechowalni ruszyliśmy w miasto.

Co zobaczyliśmy w Hongkongu, gdzie spaliśmy oraz garść informacji praktycznych z nim związanych znajdziecie TUTAJ

Shenzhen

(dzień 2)

Rano jeszcze poszwendaliśmy się po Hongkongu, aby koło południa wsiąść w pociąg i przejechać do Shenzhen (podróż 18 minut). W tym momencie wjechaliśmy na teren Chin kontynentalnych, do ChRL. Była kontrola migracyjna, zniknął język angielski, znaleźliśmy się za Firewall, a to oznaczało koniec zachodniego Internetu bez VPN. Wszystkie szczegóły znajdziecie we wpisie: CHINY – co warto wiedzieć zanim się tam poleci?

Wczesnym popołudniem zajechaliśmy do Shenzhen. I to miasto nas totalnie rozłożyło na łopatki, wręcz onieśmieliło (a mieliśmy przecież już „podkład” z Hongkongu).

Shenzhen to eksperyment urbanistyczny. Miasto innowacji i spektakularnego rozwoju. Miasto przyszłości.

Więcej o Shenzhen i o tym co tam robiliśmy, co zobaczyliśmy oraz gdzie i za ile spaliśmy TUTAJ

Guilin

(dzień 3)

Tego dnia mieliśmy zaplanowany tylko przejazd z Shenzhen do Guilin: Shenzhen North (Shenzhenbei) – Guilin North (Guilinbei), 3h. Najpierw jednak musieliśmy dostać się z dworca Futian (leżącego stosunkowo blisko hotelu) na dworzec północny, czyli Shenzhenbei (pociąg, ok. 10min). To była nasza pierwsza styczność z chińskimi pociągami, dworcami i zasadami tam panującymi. interesujące doświadczenie .

Temat transportu – biletów, cen i wszelkich procedur z tym związanych znajdziecie we wpisie: CHINY – co warto wiedzieć zanim się tam poleci?

Nasz dzień w Guilin

Guilin (prowincja Guangxi) leży u podnóża Gór Południowochińskich. Jako miasto nie zrobiło na nas dobrego wrażenia. Bloki, bloki, wielkie bloki, w których mieszka ponad 5 milionów ludzi! Natomiast okolica – wybitna. Trzeba było zatem jak najszybciej uciekać w teren. Na szczęście hotel mieliśmy zarezerwowany właśnie poza miastem, na uboczu.

Guilin Peach Blossom Bay Hotel

(rezerwacja booking)

To mały hotelik położony za rzeką Taohua. Obok znajduje się kilka podobnych hotelików, jest kilka knajpek i jeden mały sklepik. Dużo tu roślinności, mało ludzi. A widok z naszego pokoju na ostatnim piętrze – obłędny!

Cena: 145zł/noc., pokój trzyosobowy

Posiliwszy się w lokalnej knajpce genialnie chrupiącymi krewetkami i przepyszną wieprzowiną w jakichś zielonych pędach czegoś , poszliśmy na spacer po okolicy. Zwędrowaliśmy nad małe jeziorko, znad którego wyrastały oblane zachodzącym słońcem krasowe wzgórza. W pobliskich przyosiedlowych ogródkach ludzie pielili grządki, wędkarze moczyli kije w wodzie. Było spokojnie i malowniczo.

Rejs do Yangshuo po rzece Li

(dzień 4)

Rano przejechaliśmy DiDi do portu, gdzie o 10:00 odpływaliśmy w czterogodzinny rejs do Yangshuo.

Z Guilin do Yangshuo można przejechać pociągiem, ale można też przepłynąć statkiem po rzece Li, której przełom to jedno z najpiękniejszych przyrodniczo miejsc w Chinach.

Po drodze mijaliśmy powstałe w wyniku erozji wapiennych skał krasowe wzgórza. Tu i ówdzie znajdowała się jakaś wioska. A wzdłuż brzegu cały czas ciągnęły się bambusowe lasy.

Więcej o rejsie TUTAJ

Yangshuo

(dzień 4 i 5)

Okolice Yangshuo są magiczne. Niesamowite krasowe formacje wyrastają ponad pastwiska, pola ryżowe i owocowe gaje. Po meandrach rzek Li i Yulong pływają niewielkie bambusowe tratwy, wzdłuż brzegów poprowadzone są ścieżki wpadające co i raz do jakiejś małej wioski.

Samo Yangshuo tętni życiem, a wieczorami jeszcze bardziej ożywa. Wypełniają się knajpki, główny deptak, czyli słynna West Street zaczyna pękać w szwach. Ale nie jest to zgiełk męczący, raczej miły dla ucha, lokalny gwar.

Spędziliśmy tutaj w sumie półtora dnia i dwie noce.

O atrakcjach Yangshuo oraz naszej całodniowej wycieczce rowerowej wzdłuż rzeki Yulong przeczytacie TUTAJ.

Tarasy Ryżowe Longji

(dzień 6 i 7)

Z samego rana wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy do Dazhai – jednej z wiosek na terenie ryżowych pół Longji.

Longji Rice Terraces, czyli „Ryżowe Tarasy Grzbietu Smoka” to około 70km² pól i 650 lat historii. Zostały zbudowane w czasach dynastii Ming, a ukończone na początku panowania dynastii Qing i do dziś uprawiane są przez dwie rdzennie zamieszkujące te tereny grupy etniczne – Zhuang oraz Yao.

Znajdują się one w górach prowincji Guangxi, niedaleko Guilin. Leżą na wysokości między 300 a 1100 m n.p.m., a ich nachylenia dochodzą do 50°. Spacer nie jest więc po płaskim

Całość podzielona jest na trzy części: Jinkeng Red Yao Terraced Fields Spot, Ping’an Zhuang Terraced Fields Spot i Longji Old Village Cultural Terraced Fields Spot.

My wybraliśmy tę pierwszą. Zamieszkaliśmy w pensjonacie w wiosce Tiantou – jednej z pięciu w regionie. Z balkonu mieliśmy bajeczny widok na ryżowe pola, w knajpce lokalne pyszności, a wokół nieograniczone możliwości spacerów. Cisza i spokój, żadnych tłumów, w ogóle mało ludzi. Tylko cykady.

Więcej o polach ryżowych Longji TUTAJ

Po południu przejechaliśmy DiDi do Guilin, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg w tym samym pensjonacie co poprzednio. Przejazd (110km) trwała mniej więcej 2h i kosztowała nas w przeliczeniu na złotówki około 115zł.

Przejazd w okolice Fanjingshan

(dzień 8)

To był zdecydowanie dzień tranzytowy. Musieliśmy dostać się do położonej trochę poza głównym szlakiem, zarówno tym turystycznym jak i komunikacyjnym, Fanjingshan Scenic Area.

Na początek pociąg Guilinxi (West) – Guiyangbei (North): ok. 420km, lekko ponad 2h. Następnie przesiadka i pociąg Guiyangbei (North) – Tongren: ok. 240km, 1,5h.

Tak jak wspomniałam wyżej, temat chińskich pociągów, biletów i wszelkich procedur z tym związanych znajdziecie we wpisie: CHINY – co warto wiedzieć zanim się tam poleci? Warto zajrzeć, bo jest tego trochę!

Będąc w Tongren mogliśmy albo wsiąść do autobusu jadącego do Jiangkou i stamtąd szukać dalszego transportu, albo od razu zamówić DiDi. Wybraliśmy opcję B. W mniej więcej półtorej godziny (75km) zajechaliśmy na miejsce (cena 110zł).

Kluczem do sukcesu na następny dzień było załatwienie biletów wstępu do Fanjingshan Scenic Area.

Fanjingshan, czyli Świątynie w Chmurach

(dzień 9)

Fanjingshan to masyw górski uznany za rezerwat biosfery, na którym rozsiane są buddyjskie świątynie. Góra ta uważana jest za jedną z pięciu świętych gór w buddyzmie chińskim.

Nie jest łatwo się tam dostać bo Fanjingshan wcale nie leży na głównym turystycznym szlaku. Ponadto trzeba trochę pokombinować z biletami. A jak już to wszystko przebrniemy i dostaniemy się na teren Parku, a potem kolejką linową wespniemy na wysokość 2100 m n.p.m., to czeka nas wcale nie lekka wędrówka po niezliczonej ilości schodów.

Ale warto!

Jest pięknie, ekscytująco i mistycznie. Nie jest lekko, co tylko potęguje wrażenie wyjątkowości.

Więcej o Fanjingshan – opcjach dojazdu, biletach i zwiedzaniu TUTAJ

Przejazd do Fenghuang Ancient Town

(dzień 10)

Tego dnia rano ruszyliśmy w stronę Miasta Feniksa. Z Fenghuang można się tam dostać dojeżdżając autobusem do Tongren Fenguang Airport, a następnie kolejnym autobusem z Tongren North Bus Station do Fenghuang Ancient Town. Trochę to jednak karkołomne przedsięwzięcie, więc my pojechaliśmy po prostu DiDi (220zł z autostardą, 120km).

Po dojeździe na miejsce przejęła nas nasza host, zaprowadziła do pensjonatu gdzie po chwili odpoczynku i relaksu na balkonie z bajecznym widokiem , ruszyliśmy w miasto.

Fenghuang Ancient Town

(dzień 10 i 11)

Tutaj można dosłownie cofnąć się w czasie!

Fenghuang formalnie zostało założone w 1704 roku, za czasów panowania dynastii Qing, ale niektóre domy i fortyfikacje pamiętają jeszcze czasy dynastii Ming. W 2008 zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. I choć płaci się aplikacją w komórce, a w pokoju jest klimatyzacja i kanalizacja, to zdecydowanie można tu poczuć klimat dawnych Chin.

Spędziliśmy tam popołudnie, wieczór, noc i ranek. Spacerowaliśmy wzdłuż rzeki, plątaliśmy się po zaułkach, zaglądaliśmy w uliczki, a wieczorem świetnie bawiliśmy w jednym z barów przy muzyce na żywo.

Więcej o Miście Feniksa TUTAJ

Przejazd w Góry Avatara

(dzień 11)

Wczesnym popołudniem mieliśmy pociąg do Zhangjiajie. Fenghuanggucheng Railway Station – Zhangjiajiexi (West): 200km, 1h jazdy.

Następnie czekał nas przejazd do Wulingyuan. Można tam pojechać autobusem (co 10 minut, 06:30 – 18:30, 50min jazdy). Pociąg jednak przyjeżdża na leżący na północ od miasta dworzec kolejowy Zhangjiajiexi (West), natomiast autobusy ruszają z położnego centralnie Zhangjiajie Central Bus Station (张家界中心汽车站). Trzeba się więc cofnąć z dworca North na dworzec autobusowy. Opcją B jest pojechanie bezpośrednio DiDi, co też zrobiliśmy (30zł).

Wulingyuan

Tutaj wreszcie monsun upomniał się o swoje prawa (w końcu był sierpień, czyli szczyt pory monsunowej). Jak dojeżdżaliśmy do naszego hostelu ulice spływały wodą, a z nieba hektolitrami lał się deszcz. Było ciepło, więc nie przeszkadzało nam to jakoś specjalnie, baliśmy się tylko o pułap chmur następnego dnia.

Wulingyuan leży bezpośrednio przy Wujiayu East Gate, czyli wschodniej bramie wejściowej do Parku Narodowego Zhangjiajie. Miasteczko jest niewielkie i bardzo przyjemne. W zasadzie jest ono całkowiecie podporządkowane obsłudze ruchu turystycznego do Parku – hotele, hostele, restauracje, sklepy z pamiątkami.

Absolutnie najważniejsze dla komfortowego zwiedzania Zhangjiajie National Forest Park jest wejście w pierszym, maksymalnie drugim bloku wejściowym (07:00-08:00 ; 08:00-09:00), dlatego nocleg w Wulingyuan jest po prostu wygodniejszy niż nocleg w oddalonym o godzinę drogi Zhangjiajie. Ta sama zasada dotyczy Szklanego Mostu Glass Brigde: 40min od Wulingyuan, 1,5h od Zhangjiajie. Jedynie na Tianmen Mountain startuje się z centrum Zhangjiajie.

Góry Avatara

(dzień 12)

Park Narodowy Zhangjiajie to jeden z najbardziej niezwykłych parków przyrodniczych świata.

Ponad 3000 kolumn z kwarcytowego piaskowca sięgających 200-400 metrów robi niesamowite wrażenie. Często spowite mgłą były inspiracją dla „lewitujących gór” na Pandorze w filmie AVATAR.

Park jest przeogromny. Dużo jest do przejścia ale też dużo jeździ się busami, kolejkami linowymi i najwyższą windą widokową świata – Bailong Elevator, czyli „Windą Stu Smoków”.

Szczegóły (trasy, bilety, dojazd, nocleg) TUTAJ

Glass Bridge

(dzień 13)

Szklany Most w Wielkim Kanionie Zhangijajie – najdłuższy i najwyższy szklany most na świecie.

Ma on długość 430 metrów i jest zawieszony 300-360 metrów nad dnem kanionu. Przejście nim choćby w tak deszczowy dzień jak nasz, to prawdziwa gratka! Na koniec zaś czeka 3,5km spacer dnem kanionu wzdłuż rzeki Nizhu – pod wodospadami… i w jaskiniach…

O przejściu mostem i kanionem TUTAJ

W Wulingyuan spędziliśmy dwa dni, mieliśmy tam dwa noclegi. Po przyjeździe z kanionu i szklanego mostu odebraliśmy z hostelu nasze plecaki i DiDi pojechaliśmy do Zhangjiajie (30zł).

Zhangjiajie

(dzień 13 i 14)

Samo miasto Zhangjiajie jest duże, około 1,5 mln mieszkańców. Jest ono trochę ładne i brzydkie zarazem, takie raczej ciekawe. Szerokie arterie i wielkie hotele bezpośrednio sąsiadują z wąskimi uliczkami i małymi lokalnymi domkami, gdzie tradycyjny golibroda czy zakład rzemieślniczy nie sa rzadkością. Do tego niejedną fancy restaurację można znaleźć obok zapyziałej lokalnej knajpki, czy straganu na kółkach. Jest głośno i ruchliwie. Jedynie wczesnym rankiem całe Zhangjiajie śpi i tylko gdzieniegdzie słychać rozsuwane rolety czy pianie koguta.

W Zhangjiajie mieliśmy jeden nocleg, po dojechaniu po południu z Wulingyuan i Glass Bridge. Następnego dnia z samego rana wspięliśmy się na Tianmen Mountain i już przed 15:00 ruszyliśmy na lotnisko.

Nocowaliśmy w Hotel California Zhangjiajie – bardzo przyjemny hotelik, centralnie położony, przejście do kolejki na Górę Tianmen zajmowało nam około 15 minut. (cena: 135zł/pokój trzyosobowy)

Tianmen Mountain

(dzień 14)

Góra Tianmen – kolejna odsłona niesamowitych okolic Zhangjiajie, która zrobiła na nas ogromne wrażenie. Wznosząca się na wysokość 1519 metrów n.p.m. Tianmen Mountain to miejsce, gdzie niebo łączy się z ziemią.

W roku 263 n.e. potężna część góry zawaliła się, tworząc ogromny łuk, który od tego czasu nazywany jest „Bramą do Nieba”. Według tradycji przez tę właśnie bramę bogowie spoglądali na świat ludzi.

Choć sama góra i wszystko wokół miejscami tonęło w chmurach i tak było pięknie!

Szczegóły dotyczące zwiedzania Tianmen Mountain (trasy i bilety, itp.) TUTAJ

Po zjechaniu kolejką do centrum Zhangjiajie sprawnie przeszliśmy do hotelu po bagaże i przejechaliśmy DiDi na lotnisko. Lot do Pekinu mieliśmy o godzinie 17:00.

Przelot do Pekinu

Do stolicy Chin lecieliśmy Air China. Narzekać nie możemy – wszystko odbyło się na czas, obsługa na pokładzie bardzo miła, catering smaczny. Lot trwał 2,5h. O 19:45 wylądowaliśmy na lotnisku Pekin-Daxing oddalonym o około 60km od centrum miasta. Pekin ma bowiem dwa lotniska: Beijing Daxing (PKX) i Beijing Capital International Airport (PEK). To drugie znacznie bliżej, bo ok. 30km od centrum.

Do hotelu – Beijing Pudi Hotel zlokalizowanego pomiędzy Zakazanym Miastem, a dzielnicą biznesową – dojechaliśmy DiDi (83CNY, plus bramka lotniskowa 16CNY i autostrada 11CNY = 110CNY, czyli ok. 55zł).

Wielki Mur Chiński

(dzień 15)

Wieki Mur Chiński – jeden z siedmiu nowych cudów świata. Wije się przez pustynie, stepy, góry i wyżyny, rozciągając się na około 21.000 kilometrów z zachodu na wschód Chin. Jest on rozpoznawalnym na całym świecie, niezaprzeczalnym symbolem Chin, konstrukcją jedyną w swoim rodzaju, a chodzenie po nim to bezpośrednie obcowanie z inżynierią i historią oraz otaczającą go niesamowitą przyrodą.

My wybraliśmy odcinek Mutianyu. Po pierwsze leży w rozsądnej odległości od Pekinu (jakieś 1,5 – 2h jazdy). Po drugie uznawany jest za mniej zatłoczony niż popularny Badaling. Niemniej jednak i tak, jeżeli chce się zwiedzać go spokojnie i bez tłoku, to trzeba być wcześnie rano (zresztą jak wszędzie w Chinach).

Wyjechaliśmy więc DiDi o dzikiej 6:00 rano, aby przed 8:00 wsiadać już do wagonika kolejki wwożącej na koronę muru. Opłacało się – w wagoniku byliśmy sami, a na Murze prawie sami.

Więcej o Wielkim Murze Chińskim, udostępnionych odcinkach oraz naszym zwiedzaniu TUTAJ

Wczesnym popołudniem wróciliśmy do Pekinu. Tym razem przejazd już nie był tak bezproblemowy, gdyż utknęliśmy w niebotycznych korkach. Tak, korki w Pekinie dobiły nas całkowicie. Są gigantyczne, stałe i wszechobecne! To prawdziwa zmora tego miasta. Centrum było zapchane do tego stopnia, iż chcąc dojechać pod Zakazane Miasto wysiedliśmy z DiDi ponad 2km wcześniej, bo czasowo lepiej opłacało się przejść niż stać i podjeżdżać w robaczkowym tempie.

Tego dnia nie planowaliśmy już w zasadzie nic konkretnego. Nie mieliśmy jednak biletów do Zakazanego Miasta, podeszliśmy więc do kasy w nadziei, iż pani wyskrobie jakieś trzy małe wejściówki na jutro. Ku naszemu zaskoczeniu mogliśmy wchodzić od razu. Nie zastanawialiśmy się dwa razy.

Pekin

(dzień 15, 16)

Pekin – stolica Chin, miasto liczące 21 mln mieszkańców, którego historia sięga 3 tysiące lat wstecz.

Ze względu na rozmiary i tłok, zwiedzanie Pekinu nie jest proste. Odległości pomiędzy kluczowymi punktami są znaczne, poza tym do większości obiektów (gmachów, placów, parków) obowiązują bilety wstępu. Warto ustalić sobie mniej więcej plan działania.

My poprzestaliśmy na zwiedzeniu Zakazanego Miasta – rezydencji chińskich cesarzy przez ponad 500 lat. Po przejściu tzw. osią centralną (z południa na północ – bo to jedyny możliwy kierunek zwiedzania) udaliśmy się z powrotem do hotelu. Wieczorem zaś poszliśmy hutongami do dzielnicy biznesowej. Zadziwiające, jak w chińskich miastach stare miesza się z nowym, jak niesamowicie kontrastujące ze sobą światy leżą dosłownie kilkadziesiąt metrów od siebie.

Następnego dnia zjedliśmy śniadanie w jednej z lokalnych jadłodajni zlokalizowanej w części hutongów, a następnie podjechaliśmy na Plac Tian’anmen (Plac Niebiańskiego Spokoju). Tutaj zmitrężyliśmy sporo czasu próbując dostać się na plac. Bezskutecznie zresztą. Postanowiliśmy zatem po prostu pójść na zakupy pamiątek na pobliską Qianmen – tłoczna ale przyjemna ulica handlowa pełna sklepików i knajpek. Na koniec zaś pojechaliśmy do Parku Jingshan, z którego rozciągają się fantastyczne panoramiczne widoki na Pekin, zwłaszcza na dachy Zakazanego Miasta.

O atrakcjach Pekinu więcej TUTAJ

Wieczorem odebraliśmy bagaże z hotelu i pojechaliśmy DiDi na lotnisko (70CNY = 35zł w tym 20CNY = 10zł za wjazd w strefę lotniskową). Nasz samolot startował o 00:05, mieliśmy więc przed sobą najdłuższą sobotę w życiu .


KOSZTY ( 3pax, sierpień 2025)

Przelot transkontynentalny: Warszawa – Hongkong ; Pekin – Warszawa liniami Turkish Airlines (przez Stambuł): 2750zł od osoby z bagażem rejestrowanym. Lot kupowany z półrocznym wyprzedzeniem.

Transport wewnętrzny:

  • Najwygodniejsze są koleje szybkich prędkości: koszt na trasie ok. 600km to 160zł/os., na trasie ok. 700km to 200zł/os.
  • Na odległościach do 200km najlepszą formą transportu (przy 3-4 osobach) jeżeli chodzi o stosunek cena-czas-wygoda jest DiDi. Koszt to około 1zł/km
  • Na przelot wewnętrzny Zhangjijajie – Pekin wydaliśmy 720zł od osoby.

Za nocleg w hotelu płaciliśmy średnio 200zł ; Wyjątkiem jest Pekin: 450zł/noc i Hongkong: 430zł

Wyżywienie: Śniadanie to średnio koszt 10zł/os. Obiad/kolacja: średnio 40zł/os. W Hongkongu jest drożej.

Ceny biletów do atrakcji turystycznych nie są niskie. Średnio za pakiet (bilet wstępu, kolejka linowa, prowizja dla agencji) płaciliśmy 90zł od osoby. Łącznie koszt wszystkich naszych biletów to 3500zł dla trzech osób (część ulgowych).

Doliczywszy do tego dodatki, jakieś lody, soki, owoce i pamiątki budżet naszej wyprawy wyniósł 26.000 zł (3 osoby, 16 dni na miejscu, 18 z przelotami)


Wszystkie wpisy o Chinach znajdziecie tutaj: Państwo Środka

Podobał Ci się wpis? Będzie mi bardzo miło, o ile podzielisz się nim ze znajomymi i zostaniesz moim stałym czytelnikiem na blogu, Facebooku i

Idź do oryginalnego materiału