Chemia uczuć

twojacena.pl 3 godzin temu

Chemia miłości

Boże, lata lecą, a ja wciąż nie wiem, co to prawdziwa miłość. Tylko niewłaściwi mężczyźni pojawiają się na mojej drodze rozmyślała sama ze sobą Kinga, czterdziestodwuletnia, urodziwa kobieta.

Dwa lata temu, po zwolnieniu z pracy w firmie, gdzie przepracowała prawie dziesięć lat, zatrudniła się w centrum handlowym, w dziale z damską odzieżą. Ubrania tam były drogie, więc klientkami zwykle były zamożne kobiety, które mogły sobie pozwolić na markowe rzeczy.

Mężczyźni zaglądali do działu rzadko, i to prawie zawsze w towarzystwie kobiet. Z wyrazem cierpienia na twarzach wlekli się za partnerkami, obojętnie odpowiadając na pytania:

Kochanie, myślisz, iż to do mnie pasuje? A ta sukienka?

Kobiety spoglądały na metki, czasem przewracały oczami tanich rzeczy tu nie było. A mężczyźni potem posłusznie płacili przy kasie.

Kinga, obserwując klientów, czasem im zazdrościła. Ona sama nie mogła pozwolić sobie na takie zakupy, a i tak nie miała gdzie ich nosić. Praca, dom, czasem wyjście z przyjaciółką do kawiarni lub kina. Córka skończyła szkołę, wyszła za mąż i wyjechała aż do Gdańska z mężem oboje romantycy.

Kinga ubierała się stylowo, ale bez przesady. Unikała jaskrawych kolorów, więc zawsze wyglądała schludnie i elegancko. Smukła, o jasnoblond włosach ściętych na przedłużone kare.

W pierwszym małżeństwie nie miała szczęścia z mężem byli razem cztery lata, aż w końcu się rozstali. To ona podjęła decyzję. On nigdy nie stał się rodzinny wciąż tylko imprezy i kumple. Kiedy córka była mała, Kinga skupiła się na jej ukochanej wychowaniu, potem szkoła… czasu w randki nie było. A może po prostu nikt jej nie zainteresował. Była dobrą, troskliwą matką, całą siebie oddając dziecku.

W wieku trzydziestu dwóch lat spotykała się z Arturem, kolegą z pracy. Byli razem półtora roku, aż w końcu zdjęła różowe okulary i zrozumiała, iż z niego nie będzie dobrego męża. Nie lubił pracy, wszyscy go niedoceniali. Ciągle tylko narzekał. Kinga nie widziała nic złego w kolegach ani szefie. W końcu zmęczyło ją wysłuchiwanie tych narzekań i zerwała z nim.

Artur, ty wszystkich krytykujesz. Co oni ci takiego zrobili?
Kinga, naprawdę nie widzisz, jacy są wredni? Cieszą się, gdy coś ci nie wyjdzie! dziwił się Artur.
Nie, nie widzę. Nasz zespół jest zżyty, pomagamy sobie. A szef jest uczciwy i sprawiedliwy.
Nie znasz się na ludziach warknął Artur. Dla ciebie wszyscy są święci. A tak nie można żyć. Świat to dżungla.

Po takich rozmowach Kinga postanowiła z nim zerwać. Coraz bardziej ją irytował.

Były jeszcze przelotne znajomości, choćby na urlopie poznała jakiegoś mężczyznę, ale to wszystko było tymczasowe.

W ich dziale mieli już stałe klientki żony bogaczy, choćby żona burmistrza miasta tu robiła zakupy, choć zwykle kobiety przychodziły same.

Tego dnia w dziale było pusto. Kinga się nudziła, aż nagle zauważyła przystojnego mężczyznę, który spacerował między półkami, od czasu do czasu spoglądając na nią. Miał około czterdziestki, ciemne, nieco rozczochrane włosy, ręce w kieszeniach. Wyglądał, jakby po prostu zwiedzał wystawę sztuki, a jego wzrok zatrzymywał się nie na ubraniach, ale na Kingi.

Czego on tu szuka? Pewnie sukienkę dla narzeczonej… Ale jaki przystojny pomyślała i zrobiło jej się smutno na myśl, iż zaraz wyjdzie.

Lecz podszedł do kasy i z uśmiechem zapytał:
Proszę mi powiedzieć, gdzie macie sukienki? Pochylił się, czytając jej identyfikator. Kinga, tak?

W milczeniu wyszła zza lady i wskazała dział z sukienkami, czując, jak policzki płoną jej jak maki. Cieszyła się, iż szedł za nią i nie widział rumieńców.

Co się ze mną dzieje? myślała. Czy on naprawdę tak na mnie działa? Nie można przecież tracić głowy dla pierwszego lepszego!

Tutaj powiedziała, wskazując półki, i gwałtownie wróciła za ladę.

W dziale byli tylko oni koleżanka poszła na lunch, a w tygodniu klientów było mało. ale ten mężczyzna ją poruszył. Wyobraziła sobie, jak siedzą w kawiarni, rozmawiając…

Przepraszam jego głos przerwał jej marzenia. Mógłbym prosić o pomoc?
Oczywiście, w czym?
Wybrałem sukienkę dla mojej dziewczyny, ale boję się, iż nie trafiłem z rozmiarem. Ma podobną sylwetkę do pani. Może mogłaby pani ją przymierzyć?

Kinga spojrzała na elegancką sukienkę w jego dłoniach. Wiedziała, która to model nowa kolekcja, droga, z włoskiego jedwabiu i manualnie robionych koronek.

Pewnie bardzo kocha tę swoją dziewczynę, skoro nie żal mu tylu pieniędzy przemknęło jej przez myśl, a serce ścisnęło się na wspomnienie, jak jej były partner wręczał jej bukiety kupowane w przejściu podziemnym od babć.

Dobrze, proszę zaczekać odparła i zniknęła w przymierzalni.

Gdy włożyła sukienkę, nie mogła oderwać wzroku od lustra. Wyglądała olśniewająco materiał idealnie podkreślał jej figurę. Wyszła, chcąc zobaczyć reakcję klienta. Nie przegapiła jego zachwyconego spojrzenia.

Jest pani boska! wyrwało mu się. Cudownie.
Dziękuję. Mam nadzieję, iż będzie pasować pańskiej dziewczynie odpowiedziała i gwałtownie wróciła do przymierzalni, zawstydzona komplementem.

Nie rozumiała, co się z nią dzieje. To było pierwszy raz, gdy na widok obcego mężczyzny poczuła to, co nazywają chemią miłości…

Zdjęła sukienkę, na pożegnanie gładząc jedwab. Tak trudno było się z nią rozstać.

Najpiękniejsze rzeczy na świecie nie są dla mnie pomyślała z goryczą, wychodząc.

Zapłacił, uśmiechnął się pożegnalnie i wyszedł.

Szkoda, już go nie zobaczę pomyślała Kinga.

Dwa dni później wreszcie przestała o nim myśleć. A trzeciego dnia znów wszedł do działu.

Coś nie tak z sukienką? zapytała.
Z sukienką wszystko w porządku, ale teraz potrzebuję butów do niej

Idź do oryginalnego materiału