Dzisiaj znów nie mogłam zasnąć. Odrzuciłam kołdrę, przewróciłam poduszkę na chłodniejszą stronę i położyłam się z powrotem. Za oknem słychać było tylko szelest opóźnionych samochodów, a w głowie – myśli, które plątały się bezładnie. „Dokąd tak pędzą? Czy do domu, czy może uciekają przed czymś? Kto oczekuje na tych nocnych wędrowców?” Przeklęte gorące noce…
Wstałam, nie zapalając światła – mieszkanie znałam jak własną kieszeń. W kuchni nalałam sobie wody z dzbanka i stanęłam przy oknie. Naprzeciwko w bloku świeciły dwa okna. „Czy ktoś tam czeka, czy może opłakuje czyjąś nieobecność?”
Młode liście zasłaniały widok. Wypiłam wodę małymi łykami, czując, jak ochładza mnie od środka. Stopy przyjemnie chłodził linoleum. Wróciłam na kanapę w pokoju gościnnym, wcisnęłam głowę w twardą poduszkę i nagle – sen.
***
– Gorzko! Gorzko! – wołali goście, unosząc kieliszki z szampanem.
Marek wstał i pociągnął za sobą Jadzię. W ślubnych butach na obcasie była niemal jego wzrostu, mogła patrzeć mu prosto w oczy. Jej welonność zakrywała twarz przed spojrzeniami gości.
– Raz, dwa, trzy… – liczyli podchmieleni goście.
Mama zawsze mówiła Jadzi, iż kobieta powinna być filarem rodziny, dbać o dom i męża. Więc i ona wzięła się za budowanie małżeńskiego szczęścia.
Z początku wszystko robili razem: chodzili na zakupy do Biedronki, gotowali, śmiejąc się i całując. Pewnego razu tak się zajęli sobą, iż ziemniaki na patelni prawie się spaliły. Kochali się. Wydawało się, iż tak już zostanie.
Dwa lata później urodziła Maję. Mama pomagała.
– Jestem zmęczona… – skarżyła się Jadzia, iż Marek nie pomaga.
– Mąż pracuje, jest zmęczony. To los kobiety – mówiła mama. – Możesz się zdrzemnąć, gdy dziecko śpi. A jeżeli on się nie wyśpi, to jak będzie pracował?
Jadzia przywykła spać byle jak, choćby przysypiając na ławce, gdy wiozła wózek. Kiedy Maja skończyła dwa lata, posłała ją do żłobka i wróciła do pracy.
– Za pięć lat pójdę na emeryturę, wezmę Maję do siebie, a wy urodzicie kolejne dziecko – marzyła mama.
Ale Jadzia nie chciała już drugiego dziecka. Marek też nie nalegał. I tak zostało.
– Mężczyźni zdradzają, bo widzą kochanki zawsze wystrojone, a żony chodzą w zniszczonych szlafrokach – uczyła mama.
Więc Jadzia starała się zawsze wyglądać nienagannie. Wstawała wcześniej, by mieć czas na makijaż.
Ale to nie uratowało małżeństwa. Córka wyfrunęła z gniazda, a Jadzia zauważyła, iż Marek nagle zaczął biegać, nosić dresy zamiast garniturów.
– Tak teraz jest modne – tłumaczył.
Gdy znalazła ślad szminki na jego koszuli, spytała wprost o kochankę. Przyznał się i poprosiJadzia spojrzała na niego, a potem odwróciła się i wyszła, zostawiając drzwi otwarte, bo w końcu zrozumiała, iż szczęście nie polega na trzymaniu kogoś, kto nie chce zostać.