Chciałam tylko być szczęśliwa

newsempire24.com 1 dzień temu

Justyna odrzuciła kołdrę, przewróciła poduszkę na suchą stronę i położyła się z powrotem. Zrobiło się trochę chłodniej, ale sen przez cały czas nie nadchodził. Przeszkadzały szeleszczące za oknem opony rzadkich samochodów. I myśli. One przeszkadzały najbardziej. „Dokąd pędzi ten spóźniony kierowca? Do domu? A może ucieka przed kimś w noc? Kto czeka na tego pośpiesznego włóczęgę?.. Przeklęty upał…”.

Justyna westchnęła i wstała. Mieszkanie znała jak własną kieszeń, więc nie zapalała światła. W kuchni podeszła do okna. W bloku napalone były dwa okna. „Ktoś czeka na swojego wędrowca czy opłakuje jego odejście?”

Młode liście na drzewach zasłaniały widok, uniemożliwiając dostrzeżenie, czy ktoś stoi w tamtych oknach. Justyna włączyła nocną lampkę i nalała sobie wody z dzbanka. Zgasła światło i znów spojrzała na blok naprzeciwko. Jedno okno zgasło. Piła małymi łykami, czując, jak wraz z chłodną wodą ochładza się jej ciało. Bosa stopa przyjemnie chłodziła się na linoleum.

Postawiła pustą szklankę na parapecie i wróciła do sypialni. Nie położyła się jednak w zmiętą, wilgotną pościel. Poszła do drugiego pokoju i legła na twardej, wąskiej kanapie, kładąc pod głowę małą, twardą poduszkę wypchaną Bóg wie czym.

I nagle zaczęła zapadać w sen…

***

– Gorzko! Gorzko! – krzyczeli goście, trzymając w rękach kieliszki z szampanem.

Marcin wstał i pociągnął za sobą Justynę. W ślubnych butach na wysokim obcasie była niemal jego wzrostu, mogła patrzeć mu prosto w oczy, a nie z dołu, jak zwykle. Patrzył na nią z zachwytem, miłością i nieukrywanym pożądaniem. Justyna pochyliła się lekko do przodu, odchylając głowę tak, by welon zasłaniał jej profil przed gośćmi.

– Raz, dwa, trzy… – liczyli weseli goście.

Mama uczyła Justynę, iż w rodzinie wszystko zależy od kobiety, iż to ona ma dbać o dom i być oparciem dla męża. Justyna heroicznie wzięła się za budowanie swojego małżeńskiego szczęścia.

Na początku wszystko robili razem z Marcinem: chodzili na zakupy, choćby wspólnie gotowali kolację, śmiejąc się i całując. Aż pewnego dnia, zajęci pocałunkami, zapomnieli o ziemniakach na patelni, które o mało nie spłonęły. Kochali się. Wydawało się, iż tak już zostanie, iż na zawsze będą młodzi i szczęśliwi.

Po dwóch latach Justyna urodziła córeczkę Zosię. Na początku pomagała mama.

– Jestem zmęczona… – skarżyła się Justyna, iż Marcin w ogóle jej nie pomaga.

– Mąż pracuje, męczy się. To los kobiety – dbać o dom i wychowywać dziecko – mówiła mama. – Możesz się zdrzemnąć w ciągu dnia razem z Zosią. A jeżeli on się nie wyśpi, jaki z niego pracownik?

Justyna przywykła spać w krótkich drzemkach, choćby przysypiała na ławce podczas spacerów z wózkiem. Gdy Zosia skończyła dwa lata, Justyna oddała ją do przedszkola i wróciła do pracy.

– Jak ja za pięć lat przejdę na emeryturę, zabierzemy Zosię do nas, a wy urodzicie kolejne dziecko – mówiła mama marząco.

Ale wracając do pracy, Justyna nie chciała choćby myśleć o drugim dziecku. Marcin też nie nalegał. I tak już więcej nie urodziła.

– Dlaczego mężczyźni zdradzają? Bo kochankę widzą zawsze zadbaną i wystrojoną, a żona chodzi po domu rozczochrana i w wytartym szlafroku – uczyła mama.

Justyna starała się więc, by mąż widział ją zawsze elegancką i z makijażem. Wstawała wcześniej, by zdążyć się przygotować przed jego przebudzeniem.

Ale to nie uratowało ich małżeństwa. Córka dorosła, opuściła gniazdo, i Justyna ze zdziwieniem zauważyła, iż mąż coraz częściej wybiera dżinsy i bluzy zamiast garnituru. Zaczął biegać rano, choć i tak był wysportowany.

– Tak teraz modnie – mówił. – Trzeba nadążać za czasem.

Gdy zauważyła ślad szminki na jego koszuli, zapytała wprost o kochankę. Zaskoczony, bąkał coś niewyraźnie, aż w końcu się przyznał i poprosił, by go puściła.

– Czy ja cię trzymam? Idź. Tylko wiedz, iż nie przyjmę cię z powrotem.

Sama spakowała mu rzeczy, nie uroniwszy ani jednej łzy. Marcin powoli ubierał się w przedpokoju, udając, iż sprawdza, czy czegoś nie zapomniał, ale tak naprawdę zerkał na nią, czekając, iż rzuci się na niego, będzie błagać, by został.

Justyna stała w drzwiach, skrzyżowawszy ręce na piersi. „Nie doczekasz się” – mówiła jej cała postawa.

Mąż odszedł, a ona wróciła do pokoju, położyła się na kanapie, wtuliła twarz w tę twardą poduszkę i zawyła jak zraniona wilczyca. Życie straciło dla niej sens. Płakała całą noc. Rano postanowiła połknąć garść tabletek. choćby wyciągnęła blister. Ale na koniec zadzwoniła do przyjaciółki, by się pożegnać.

Ta wyczuła, iż coś jest nie tak, i przyjechała.

– choćby nie myśl o głupotach. Wyobraź sobie, jaki będzie z niego bohater, jak umrzesz przez niego. Wszyscy pomyślą, iż jest wart, by kobiety załamywały się z jego powodu. Nie rób mu tej przysługi.

Justyna nie wzięła tabletek. Powoli zaczęła dochodzić do siebie, uczyć się życia w pojedynkę. Ku swojemu zaskoczeniu odkryła zalety samotności. Można spać do woli, chodzić po mieszkaniu, jak się urodziło, nie malować się w weekendy, nie gotować obiadów. Schudła, wyglądała młodziej. Zaoszczędzone na jedzeniu pieniądze wydawała na nowe ubrania. Zakupy, jak wiadomo, to najlepsze lekarstwo dla kobiety.

A potem córka urodziła wnuka i dała Justynie nowy cel. Pokochała rolę babci. Śpiewała mu kołysanki, czytała książeczki, lepiła z nim babki w piaskownicy.

Justyna bardzo chciała, by Marcin przypadkiem ją zobaczył, zrozumiał, co stracił. Próbowała wyobrazić go sobie z młodą żoną. Czy gotuje mu rano owsiankę czy tylko kanapki? A może to on przynosi jej kawę do łóżka? Wyobraźnia podsuwała obrazy, w których mąż stoi w kwiecistym fartuchu przy kuchni, gotuje obiad,Justyna uśmiechnęła się, patrząc, jak jej wnuczek z euforią przewraca wiaderko, i pomyślała, iż życie – choć pełne niespodzianek – w końcu układa się tak, jak powinno.

Idź do oryginalnego materiału