Dzisiaj w moim pamiętniku zapiszę historię, która dotknęła mnie głęboko. Chciałem córkę, a Bóg dał mi syna. I płakałem na jego ślubie…
Gdy Kacper i Weronika świętowali huczne wesele, a goście wznosili toast za młodych, nikt nie zauważył, jak w kącie sali starsza kobieta ocierała łzy. To była moja żona, Jadwiga. Nie płakała ze szczęścia, ale z samotności, która nagle stała się jej udziałem.
Kiedyś jej matka powiedziała: „Syn to dla żony, córka dla matki. Urodź jeszcze, może będzie dziewczynka”. Jadwiga wtedy tylko machnęła ręką. Młoda była, życie przed nią.
Marzyła o córce. Wyobrażała sobie, jak czesze jej włosy, wiąże kokardy, śmieje się z dziewczęcych sekretów. choćby imię wybrała – Zosia. Kupiła różowe body, prosiła koleżankę, by zachowała ubranka po swoim dziecku – na wszelki wypadek.
Los zadecydował inaczej. Urodził się chłopiec. Kacper. Był taki słodki, z loczkami jak dziewczynka, iż Jadwiga czasem myślała: „Prawie jak Zosia…”
Dopóki był mały, ludzie mylili go z dziewczynką. Potem wyrósł na mężczyznę – silnego, ale o miękkim sercu. Jadwiga była z niego dumna. ale w środku żarło ją: a gdyby nie bała się, nie odeszła od męża, może urodziłaby się ta wymarzona Zosia?
Gdy Kacper przyprowadził Weronikę, Jadwiga od razu zrozumiała. Ich spojrzenia, śmiech, jak trzymali się za ręce – to była prawdziwa miłość. Chciała powiedzieć coś ważnego, ale w końcu tylko szepnęła: „Tylko nie wracaj za późno…”
Kacper skinął głową, ale w jego oczach widać było: to już nie jest chłopiec. To mężczyzna, który sam decyduje.
Gdy pół roku później oznajmił, iż bierze ślub, Jadwiga oniemiała. „Może poczekajcie? Choćby do dyplomu…” – prosiła.
„Mamo, miłość nie czeka” – uśmiechnął się. „Z Weroniką damy radę wszystkiemu.”
Wesele było piękne, głośne, pełne tańca. A Jadwiga stała z boku, patrząc na syna. Jej małego Kacperka, który teraz szedł własną drogą.
Weronika podeszła, kładąc dłoń na ramieniu teściowej. „Pani Jadwigo, coś się stało?”
„Nie, kochanie… To tylko wzruszenie.”
Ale Weronika nie odpuściła. Wtedy Jadwiga opowiedziała jej o marzeniu o córce, o strachu przed samotnością. Weronika słuchała, a potem przytuliła ją.
„Niech ja będę pani córką” – powiedziała. „Bardzo bym chciała.”
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Wynajęli mieszkanie, potem kupili własne. Zapraszali Jadwigę na każdą niedzielę, na święta. Weronika dzwoniła, pytała o radę. A potem… urodziła się wnuczka. Z loczkami jak u Kacpra – ta wymarzona Zosia.
Gdy Jadwiga pierwszy raz wzięła ją na ręce, znów płakała. Tym razem ze szczęścia. Weronika tylko szepnęła: „Jest pani babcią. Kochamy panią.”
Minęły lata. Kacper awansował, Weronika otworzyła firmę, a Jadwiga zamieszkała z nimi. Duże mieszkanie, własny pokój, codzienna troska – więcej niż mogła pragnąć.
Teraz wspomina tamten ślub i tamte łzy z uśmiechem. Siedzi z sąsiadkami w parku – jedna ma córkę w Niemczech, dzwoni raz na miesiąc, druga dwóch synów, którzy odwiedzają ją codziennie.
„Nie ważne, kto się urodzi” – mówi Jadwiga. „Liczy się, jak go wychowasz. Chciałam córkę, a dostałem syna. I córkę w dodatku. Dziękuję Ci, Boże.”
Patrząc, jak Zosia bawi się w piasku, myśli do swojej matki: „Myliłaś się. Syn też może być dla matki. jeżeli go tak kocha.”