No dobrze, posłuchaj tej historii…
Tak, wiem, iż nie musicie! Ale to przecież wasza krew! Naprawdę zostawicie chłopca zimą bez ciepłych ubrań? Szymon, czy ja cię tak wychowałam? naciskała teściowa.
Telefon leżał na stole. Po kilku rodzinnych awanturach Szymon zrozumiał: gdy dzwoni jego mama, lepiej od razu włączyć głośnik i rozmawiać z Wandą Stanisławówną razem z żoną. Inaczej rozłoży ich na łopatki po kolei.
Wando Stanisławno, przecież nie odmawiamy pomocy sprzeciwiła się Kinga. Ale skoro tak ciężko ci z Jasiem, to oddaj go nam. Ania nie ma nic przeciwko, rozmawiałam z nią.
Teściowa milczała przez chwilę. Pewnie ważyła, co się bardziej opłaca: zrzucić z siebie niechciane obowiązki czy zachować kontrolę nad córką. Wygrała ta druga opcja.
choćby nie wiecie, na co się pchacie! odparła Wanda z wyższością. Przecież nigdy nie mieliście ani dziecka, ani choćby kota. Oboje pracujecie całe dnie, kto się z nim zajmie? Myślicie, iż dzieci rosną jak chwasty? Dziecko potrzebuje opieki, uwagi, ciepła!
Rozumiem to spokojnie powiedziała Kinga. Ale jakoś byśmy sobie poradzili. Mogłabym rzucić pracę. Traktuj to jak urlop macierzyński w zastępstwie Ani.
Tak? A z czego będziecie żyć, bogacze?
Sam(a) mówiłaś, iż zarabiam grosze. Jakoś byśmy się bez nich obejść.
Teściowa ucichła. Szymon zmęczonym wzrokiem spojrzał na żonę: dla niej to wszystko było nowe, ale on miał już dość tej presji.
No dobrze. Stawiacie mi ultimatum w końcu burknęła Wanda. Młodzi jesteście, głupi, nie wiecie, w co się pakujecie. Ja chcę wam pomóc, biorę wszystko na siebie. Ale róbcie, co chcecie. Tylko pamiętajcie: przez wasze ego dziecko marznie i choruje.
Po tych słowach teściowa się rozłączyła. Kinga przysunęła się do Szymona, objęła go i wspomniała, jak to wszystko się zaczęło…
…A początkowo Wanda Stanisława wydawała się miłą, choć kapryśną kobietą. Przyjmowała Kingę w domu z uśmiechem, zanim jeszcze została jej synową. Stoły uginały się od jedzenia, a gdy młodzi wyjeżdżali, teściowa pakowała im torby pełne zakupów.
Szybko weszła w życie Kingi. Dzwoniła codziennie, pytała, czy wszystko w porządku, czy Szymon jej nie krzywdzi, zapraszała w gości. Pewnego razu choćby pomogła załatwić miejsce w szpitalu dla mamy Kingi przez znajomych lekarzy. Kinga była jej za to wdzięczna.
Ale dostrzegała też coś innego. Wystarczyło nie odebrać telefonu lub przerwać rozmowę, by teściowa zmieniła się nie do poznania. Wtedy przez tygodnie nie dzwoniła pierwsza, mówiła z góry i oczekiwała przeprosin.
No tak, teraz takie ważne osoby, iż już mnie nie potrzebujecie mówiła wtedy urażona.
Kinga śmiała się, próbując rozładować sytuację, ale czuła, iż ta troska ma posmak manipulacji.
Wanda miała nie tylko syna, ale i córkę, Anię. Siostra Szymona też budziła w Kindze mieszane uczucia. Ania prawie się nie uśmiechała, wzdrygała się przy głośnych dźwiękach, uciekała do swojego pokoju. Kinga myślała, iż to przez wiek Ania miała wtedy szesnaście lat.
Czym Ania się interesuje? spytała Kinga teściową przed świętami. Bo nie wiem, co jej kupić.
Niczym machnęła ręką Wanda. Całe dnie w telefonie. Wszystko jej źle, wszystko ciężko. Do niczego się nie nadaje.
Wtedy Kinga zrozumiała, iż coś jest nie tak. Jej własna mama nigdy by tak o niej nie powiedziała.
Z czasem przekonała się, iż Wanda traktuje córkę gorzej niż synową. Mogła uśmiechać się do Kingi, by zaraz krzyczeć na Anię za niedomyte naczynia. Złe koleżanki, złe ubrania, zła muzyka… i to tylko to, co Kinga widziała.
Nic dziwnego, iż w wieku osiemnastu lat Ania wyszła za mąż. Nie z miłości, ale by uciec z domu.
Co za głupia! oburzała się Wanda. Związała się z jakimś niedojdą. Myśli, iż szczęście gdzieś indziej? On ją rzuci w miesiąc!
Gdy Ania uciekła, cała uwaga teściowej skupiła się na Kindze i Szymonie. Niby rady, wizyty, pytania: Kiedy w końcu wnuki?. Pełen zestaw.
Kinga, może rzuć ten swój sklep? Płacą ci grosze mówiła Wanda. Załatwiłabym ci lepszą pracę.
Kinga wiedziała: gdyby się zgodziła, byłaby na wieki dłużna. A Wanda wykorzystałaby to przeciwko niej.
Nie, dziękuję. Lubię swoją pracę odmówiła.
Teściowa się obraziła.
No to, jak chcesz mruknęła. Chciałam dobrze, ale skoro wolisz klepać biedę…
A co do Ani, Wanda miała prawie rację. Małżeństwo nie rozpadło się w miesiąc, ale w półtora roku. W tym czasie Ania urodziła synka.
Pewnego dnia wybuchnęła płaczem przed Kingą:
On prawie nie nocuje w domu. Kłami













