Dzisiaj znów o tym myślałam. W moim życiu jest rozdział, z którym nie potrafię sobie poradzić od lat. Może gdy to napiszę, będzie mi lżej.
Nazywam się Katarzyna Kowalska, a moja rodzina nigdy nie była przykładem harmonii. Dorastałam w Łodzi, gdzie od dziecka widziałam, jak między dorosłymi ciągną się urazy, plotki, alkohol i upokorzenia. Mama miała siostrę, Beatę. Jej syn, mój kuzyn Marcin, ożenił się z dziewczyną, która – delikatnie mówiąc – nie słynęła z wierności. Zdrady, awantury, krótkie rozwody i powroty – jakby nie mogli się uwolnić. Mieli dwoje dzieci, ale miłości tam nie przybywało. A ciocia Beata? Ciężko uzależniona, bez stałej pracy, wieczne ciągi alkoholowe – reszta rodziny dawno machnęła na nią ręką.
Pewnego dnia żona Marcina zachorowała – poważne problemy z nerkami. Gdy z mamą odwiedziłyśmy babcię, Wandę Nowak, ta opowiedziała nam o chorobie. Mama wtedy powiedziała: „Trzeba było myśleć głową, a nie tylko tym, co poniżej pasa”. Nie przywiązywałyśmy do tego wagi, ale babcia, zawsze szczera do bólu, powtórzyła te słowa chorej. I rozpętało się piekło.
Cała ulica słyszała tę awanturę. Ciocia, wstawiona w trupa, rzuciła się na mamę, broniąc swojej synowej, jakby była jej własną córką. Nie było sensu się kłócić – wyszłyśmy. Ale najboleśniejsze przyszło później. Babcia stanęła po stronie Beaty i jej rodziny. Przestała do nas dzwonić, zapraszać. Dla niej przestaliśmy istnieć. Mama próbowała utrzymywać kontakt, ale ja? Wtedy podjęłam decyzję: koniec z tą pijaną rodziną i z tymi, którzy potrafią cię tak łatwo wymazać z życia.
Minęło osiem lat. Babcia ma już prawie osiemdziesiąt. Niedawno zadzwoniła do mamy, płacząc, i błagała o wybaczenie. Mama, oczywiście, wybaczyła – to jej matka. Zawsze miała miękkie serce. Ale ja… ja nie potrafię.
Teraz mam małą córeczkę, moją Zosię, światło moich dni. Mama powiedziała babci o niej, a ta, łamiącym się głosem, zaczęła prosić choć o zdjęcie. Mówiła, iż marzy, by zobaczyć prawnuczkę, iż co noc modli się o tę szansę. Ale ja odmówiłam. Stanowczo.
Nie z zemsty. Po prostu w sercu wciąż noszę tę ranę. Pamiętam, jak nas zdradziła, jak mama płakała, nie rozumiejąc, czemu zasłużyła na takie odrzucenie. Babcia pokazała mi wtedy, iż rodzina to nie zawsze miłość – to wybór. A ona wybrała nie nas.
Nie wiem, czy postępuję słusznie. Mama mówi: „Nie chowaj urazy, Kasia, ona jest stara, zmęczona, chce odejść w spokoju”. Ale coś we mnie się buntuje. Może jutro będzie za późno, ale ja… nie jestem gotowa.
Zastanawiam się… wy byście wybaczyli?