Dzisiaj znowu ogarnęła mnie nostalgia. W tym małym miasteczku nad Wisłą, gdzie życie toczy się leniwie, a rodzinne dramaty rozgrywają się za zamkniętymi drzwiami, moja historia z dawną żoną i nową partnerką rozrywa mnie na strzępy. Nazywam się Krzysztof Kowalski i myślałem, iż podjąłem słuszną decyzję, odchodząc od niekończących się kłótni. Ale teraz tęsknota za przeszłością nie daje mi spokoju.
Moja była żona, Kinga, zawsze znajdowała powód do awantury. Nie jestem święty, sam mam wady, ale jej ciągłe czepianie się wyprowadzało mnie z równowagi. Miała pretensje o wszystko – o zmęczenie po pracy, iż za mało czasu spędzam z naszym synem, Maćkiem, który miał już 10 lat. Nie podobało jej się, gdy zabierałem go na mecze piłkarskie czy do wesołego miasteczka – dla mnie to była nie tylko troska o syna, ale też chwila radości. A Kinga tylko narzekała, iż ja się bawię, a ona musi być tym złym policjantem. Zmęczyła mnie jej kontrola i wieczne pretensje.
Pewnego dnia pękłem. Po kolejnej kłótni spakowałem rzeczy i wyszedłem. Wynająłem mieszkanie niedaleko, żeby Maciek mógł mnie odwiedzać, kiedy tylko zechce. Wydawało mi się, iż to jedyne wyjście – Kinga i ja przestaliśmy się rozumieć, a wspólne życie stało się udręką. Po trzech miesiącach ona sama wniosła pozew o rozwód. Próbowałem ogarnąć swoje życie, ciesząc się ciszą, wolnością od krzyków i oskarżeń. To było jak pierwszy oddech po długim nurkowaniu.
Minęło pół roku. Maciek wspomniał kiedyś, iż do mamy przychodzi „jakiś pan”. Zignorowałem to, ale gdzieś w środku zacząłem się niepokoić. Zrozumiałem, iż czas ruszyć dalej. Umawiałem się z kobietami, ale nic poważnego z tego nie wynikało. Chciałem stabilizacji, rodziny. I wtedy pojawiła się Weronika – młoda, piękna, bez dzieci i bagażu przeszłości. Nie mówiła mi, co mam robić, nie urządzała scen. Myślałem, iż z nią będzie inaczej, łatwiej.
Wzięliśmy ślub bez wielkiego wesela – jako człowiek po przejściach nie potrzebowałem pokazów. Życie z Weroniką wydawało się sprawnie ułożone, zacząłem choćby myśleć o kolejnym dziecku. Czasem, przyznam, chciałem udowodnić Kindze, iż mogę być szczęśliwy bez niej, iż znalazłem kogoś lepszego, kto nie zamienia moich dni w koszmar.
Ale wszystko się zmieniło, gdy Kinga zadzwoniła – Maciek na treningu dostał piłką w nos. Pognałem do szpitala i po raz pierwszy od dawna zobaczyłem ją. Wyglądała niesamowicie – taka, jaką pamiętałem z początków naszego związku. Spokojna, rozmawiała ze mną bez dawnej goryczy. W samochodzie został zapach jej perfum i nagle coś ścisnęło mnie w piersi.
Okazało się, iż z nosem Maćka nie jest tak łatwo – potrzebna była operacja przegrody. Zaczęliśmy się częściej widywać, omawiając stan syna. Pewnego dnia, z przyzwyczajenia, wszedłem do ich mieszkania, zdjąłem buty, nastawiłem czajnik. Dopiero gdy nie znalazłem swojego kubka, uświadomiłem sobie, iż to już nie mój dom. Tylko ich podwiózł.
Weronika była przeciwieństwem Kingi. Spokojna, uporządkowana, gotowała pyszne obiady. Nigdy się nie kłóciliśmy, a w łóżku wszystko było idealne. Ale jej chłód mnie zabijał. Nie śmiała się z moich żartów, nie podzielała euforii z ulubionych filmów. Jej emocje były jak za szybą – nie potrafiłem ich rozgryźć. Życie z nią przypominało wystawne mieszkanie z katalogu – wszystko idealne, ale puste, bez duszy.
Zacząłem łapać się na tym, iż nonstop piszę do Kingi, tłumacząc to troską o syna. Ale prawda była inna – tęskniłem. Tęskniłem za naszym domem, za jej głośnym śmiechem, za tym, jak łapała mój sarkazm i kłóciła się ze mną do upadłego. Zapomniałem o awanturach, pamiętając tylko dobre chwile.
Pewnego dnia, przyjeżdżając do Maćka, natknąłem się na jej nowego faceta. Był starszy ode mnie, niski, z lekką siwizną. Skinąłem głową na jego „dzień dobry”, ale w środku kipiała we mnie złość. Ten obcy był w moim domu, spał w moim łóżku! Nie wytrzymałem i urządziłem Kindze scenę, żądając, żeby ten typ nie kręcił się tam, gdzie mieszka mój syn.
„A co, ja mam z Maćkiem do niego jeździć?” – odpowiedziała zimno. „A może mam wysyłać syna do ciebie, żeby spał między tobą a Weroniką? Kup mu łóżko, a potem decyduj, z kim mam być!”
Wrzeszczeliśmy na siebie jak za dawnych czasów. Maciek nie wytrzymał i zamknął się w swoim pokoju. Kinga poszła do kuchni, mrucząc coś pod nosem. Ruszyłem za nią i, sam nie wiem dlaczego, objąłem ją. Moje usta dotknęły jej szyi. Westchnęła, ale natychmiast mnie odepchnęła.
„Co ty wyprawiasz? Wynoś się! Wracaj do swojej żony!” – krzyknęła, a jej oczy błyszczały gniewem.
Wyszedłem, czując, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. W domu czekała Weronika – perfekcyjna, nienaganna, ale obca. Nie zrobiła mi nic złego, ale nie potrafiłem udawać. Tęskniłem za Kingą, za jej temperamentem, który kiedyś doprowadzał mnie do szału, za porankami, gdy zakładała moją koszulę, za wieczorami, gdy razem czekaliśmy na nowy sezon ulubionego serialu.
Odszedłem od Kingi świadomie, myśląc, iż tak będzie lepiej. Ale teraz zrozumiałem – mój dom jest tam, gdzie ona i Maciek. Chcę wrócić, ale jak? Mam nową żonę, która nie zasługuje na zdradę, i dawną, której ogień wciąż mnie wypala. Pogubiłem się, ale serce ciągnie mnie tam – do prawdziwego życia, do mojego prawdziwego domu.