**Chcę innych rodziców**
Dzisiaj wróciłam ze szkoły w świetnym nastroju. W klasie zbieraliśmy pieniądze na kwiaty i prezent dla naszej wychowawczyni. A Krzysiek powiedział, iż kobiety uwielbiają róże. I patrzył przy tym tak, jakby mówił specjalnie dla mnie.
Serce zabiło mi mocniej. Pomyślałam, iż to podpowiedź, co da mi na ósmego marca. Dziewczyny będą zazdrościć.
Spodobał mi się od razu, gdy tylko przyszedł do naszej klasy w zeszłym roku. Jego ojca przenieśli do jednostki wojskowej w naszym mieście. Krzysiek był pewny siebie, niezależny. Wyglądało na to, iż ma w nosie, co o nim myślą inni. To mnie przyciągało. Ja zawsze się przejmowałam oceną innych, bałam się popełnić gafę, wyjść na głupią.
Reszta klasy też go od razu polubiła, choćby nauczyciele liczyli się z jego zdaniem.
Choć to dopiero luty, już czuło się wiosnę – ptaki śpiewały rano, słońce coraz częściej przebijało się przez chmury, sople topniały, stukając w rynny. Czułam w sercu dziwne mrowienie, jakby coś niezwykłego miało się wydarzyć.
Gdy otworzyłam drzwi do mieszkania, od razu usłyszałam krzyki. Rodzice znów się kłócili. Jak ja to już miałam w nosie. Wcześniej było inaczej – jeździliśmy razem nad morze, spędzaliśmy sylwestra, strzelając petardami. A jeżeli się rozwiodą? Czy to znaczy, iż już nigdy…?
U Kasi z klasy jej mama pocięła sobie żyletkami ręce, gdy odszedł od nich tata. Kasia płakała na lekcjach. A Magda twierdziła, iż jej rodzice na osobności to lepsze rozwiązanie – oboje jej kupują prezenty i dają pieniądze. Ale czy szczęście polega na prezentach?
Krzyki nagle ucichły. Na palcach podeszłam do uchylonych drzwi i zajrzałam do kuchni. Tata stał przy oknie plecami do mnie. Mama siedziała przy stole, zasłaniając twarz dłońmi. Jej ramiona drżały. Płakała.
„Uspokój się, Zosia zaraz wróci ze szkoły”, powiedział tata, nie odwracając się. „Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?” Wtedy spojrzał przez ramię i zauważył mnie w drzwiach.
„Długo już podsłuchujesz?” – warknął.
„Wystarczająco długo, żeby zrozumieć” – odparłam ostro.
„Co zrozumieć?” – Mama odsunęła dłonie od twarzy i spojrzała na mnie.
Nos miała czerwony, oczy opuchnięte, tusz rozmazany po policzkach. *Jak ona nie widzi, iż takim wyglądem tylko odstrasza tatę?* – przemknęło mi przez myśl z irytacją.
„Chcecie się rozwieść” – wyrzuciłam z siebie.
Tata zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.
„A pomyśleliście o mnie? Już zdecydowaliście, z kim zostanę? Jest nas trójka! Moje zdanie was nie interesuje? Nie chcę być z jednym z was, chcę być z wami obojgiem!” – też zaczęłam krzyczeć. – „Jeśli tak bardzo się wkurzacie, to ja też chcę innych rodziców. Nienawidzę was… obojga!” Głos mi drżał, ledwo powstrzymywałam łzy.
Odwróciłam się, wpadłam do przedpokoju, narzuciłam kurtkę i wybiegłam z mieszkania.
„Zosia!” – krzyk mamy urwał się wraz z trzaskiem drzwi.
Nie czekałam na windę, zbiegłam po schodach. Na dworze przystanęłam, by założyć rękawiczki. Zastanawiałam się, do której koleżanki pójść, ale nie miałam ochoty z nikim gadać. Kto by mnie zrozumiał, skoro choćby rodzice nie mają dla mnie czasu?
Szłam ulicą. W dzień sople topniały w słońcu i spadały z dachów, ale wieczorem znów zrobiło się mroźno. Po przejściu dwóch przystanków weszłam do sklepu, by się ogrzać. Na widok wędlin i bułek poczułam głód.
W kieszeni kurtki znalazłam kilka złotych i kupiłam drożdżówkę. Gdy tylko wyszłam, zaczęłam ją jeść. Właśnie wpychałam ostatni kęs, gdy ktoś mnie zawołał.
Obejrzałam się – to był Maciek z równoległej klasy.
„Cześć” – powiedział. – „Spacerujesz?”
Nie mogłam odpowiedzieć, bo miałam pełne usta. Sucha bułka niełatwo przechodziła przez gardło.
Maciek wyjął z torby sportowej butelkę wody i podał mi.
„Popij, jeżeli się nie brzydzisz, bo się udławisz.”
Wdzięcznie spojrzałam na niego i wzięłam butelkę. W końcu przełknęłam.
„Dzięki” – oddałam mu butelkę i już chciałam iść dalej.
„Chyba mieszkasz w drugą stronę” – zauważył.
„Nie twój interes” – burknęłam.
„Już ciemno, samej nie jest bezpiecznie, a sklepy zaraz pozamykają. Chodź, odprowadzę cię.”
Po chwili wahania ruszyłam obok niego w stronę domu. Po drodze opowiadał o nadchodzących zawodach, treningach, nauczycielach. Gdy doszliśmy do mojego bloku, zatrzymałam się.
„Tu mieszkasz? Nie chcesz wracać do domu? Rodzice doprowadzają cię do szału? Znam to” – uśmiechnął się lekko.
„Rozwodzą się” – powiedziałam cicho.
„Rozumiem. Jak mój stary odszedł, też przeżywałem. Kłócili się tak, iż choćby uciekłem z domu. Myślałem, iż jak mnie będą szukać, to może się pogodzą.”
„I?” – zainteresowałam się.
„Pogodzili się, ale tata i tak poszedł. Spędziłem dwie noce w piwnicy, zanim policja mnie znalazła. Ten smród długo we mnie siedział, choć wszystkie ciuchy wyprałem.”
„A tata?” – wpatrywałam się w niego.
„No i co z nim? Ma młodą żonę. Ładną, ale wredną. Mama jest lepsza.”
„A ona… ma kogoś?”
„Znaczy? Faceta? Nie. Ma mnie. Chociaż nie miałbym nic przeciwko, gdyby wyszła za mąż. Ale wciąż kocha tatę.”
„Mówisz o tym tak spokojnie” – zdziwiłam się.
„Po co się zamartwiać? Nic tym nie zmienię. Przynajmniej w domu jest spokój, nikt się nie drze. Wcześniej choćby do rękoczynów dochodziło. Wszystko ma swoje dobre strony. Gdyby ojciec został, i tak by mamę zdradzał, a ona by cierpiała. Lepiej raz przeżyć i mieć z głowy. Chodź do mnie? Napijesz się herbaty, ogrzejesz.”
„A twoja mama?” – zapytałam zaskoczona.
„Ona wieczorami przykleja się do telewizora. Cicho przejdziemy do mojego pokoju. NoZosia spojrzała na niego i nagle zrozumiała, iż czasem wystarczy jedna noc, by wszystko ułożyło się inaczej.