Grupa działająca pod nazwą Good Pirates ogłosiła zamiar przywrócenia do regularnej żeglugi trzymasztowego barku Lord Nelson – jednostki, która przez ponad trzy dekady była symbolem żeglarstwa dostępnego dla wszystkich.
Krzysztof Romański, 21.12.2025 r.
Nadbudówki porośnięte mchem, brudny pokład, reje pozbawione żagli, pordzewiałe relingi – widok niegdyś dumnego barku Lord Nelson, który dziś cumuje w peryferyjnym basenie walijskiego portu w Barry, napawa smutkiem każdego miłośnika żaglowców. Ale jest grono zapaleńców, które postanowiło to zmienić. Czy uda im się reaktywować statek odstawiony na sznurek ponad 6 lat temu?
Lord Nelson to trzymasztowy bark o długości całkowitej 54,7 metrów. Zaprojektował go brytyjski inżynier Colin Mudie (konstruktor m.in. indyjskich barków Tarangini i Sudarshini oraz Young Endeavour, przekazanego Australijczykom przez królową Anglii). Żaglowiec zbudowano na zamówienie Jubilee Sailing Trust (JST). Powstawał 2 lata. Stępkę położono w październiku 1984 roku w Wivenhoe w hrabstwie Essex. Wobec kłopotów finansowych stoczni, zdecydowano by dokończyć budowę w Southampton. 4 lipca 1986 roku żaglowiec został uroczyście ochrzczony z udziałem księcia Andrzeja. Jednostka wciąż jednak nie była gotowa. Wobec nieporozumień pomiędzy zleceniodawcą i nowym wykonawcą, ostatni etap prac odbył się w jeszcze innej stoczni – w Cowes. Wreszcie 17 października 1986 roku statek mógł ruszyć w pierwszy rejs.
Lord Nelson „na sznurku” w Barry / fot. Good PiratesLord Nelson był pierwszym na świecie żaglowcem w pełni przystosowanym do wypraw z osobami na wózkach. Wyposażony został w windy, mówiący kompas, koleiny na pokładzie, umożliwiające stabilizację wózków oraz przestronne prysznice i toalety. Szerokie platformy na masztach pozwalały na wciąganie na nie osób na wózkach. Na pokładzie obowiązywał specjalny system polegający na łączeniu załogantów w mieszane pary – osoba niepełnosprawna otrzymywała pełnosprawnego opiekuna. Był to tzw. buddy system. Opieki nie należy rozumieć jako wyręczania kogoś czy ciągłego nadzorowania. Pomagało się tylko wówczas, gdy było się o to poproszonym. W 33-letniej historii żaglowiec wielokrotnie brał udział w regatach The Tall Ships Races. Gościł też w Polsce – zarówno w Gdyni, jak i Szczecinie. Jednostka opłynęła świat w latach 2012-2014, szkoliła kolejne pokolenia żeglarzy i stała się ikoną żeglarstwa wrażliwego społecznie, łączącego edukację morską z ideą integracji i równości.
Po wycofaniu z eksploatacji z powodu kłopotów finansowych armatora (JST ostatecznie zakończyło działalność po bankructwie w 2023 roku), Lord Nelson miał zostać na stałe zacumowany w Southampton lub Ipswich, gdzie miał być atrakcją turystyczną. Gdy to nie doszło do skutku, statek trafił „na sznurek” do Bristolu. Dziś cumuje w Barry, po drugiej stronie Kanału Bristolskiego. Choć zachowany w relatywnie dobrym stanie, wymaga inwestycji i remontu, aby mógł wrócić na morze.
Tę lukę chce wypełnić inicjatywa Good Pirates – grupa wolontariuszy – żeglarzy, ludzi morza i sympatyków żaglowca pieszczotliwie nazywanego Nellie. Jak podkreślają, Lord Nelson ma ponownie stać się statkiem „żywym” – pływającym, szkolącym i obecnym na morskich szlakach oraz zlotach. Przywrócenie jednostki do eksploatacji ma być także wyraźnym sygnałem, iż klasyczne żaglowce mogą pełnić istotną rolę we współczesnym świecie, łącząc tradycję z odpowiedzialnością społeczną i środowiskową. Projekt ma także pokazać, iż morskie wychowanie młodzieży w Wielkiej Brytanii można realizować na dużych żaglowcach, których ten kraj jeszcze kilkanaście lat temu miał kilka (oprócz Lorda Nelsona był jeszcze Tenacious, Prince William i Stavros S. Niarchos). Dziś pozostał praktycznie tylko Pelican of London.
Nie ma chyba nic trudniejszego – i, szczerze mówiąc, tak niepraktycznego – jak zakup opuszczonego żaglowca. Niektórzy pytają, dlaczego wraz z garstką zaufanych profesjonalnych marynarzy, inżynierów i pełnej pasji załogi podjąłem się tego projektu. Krótka odpowiedź brzmi: ponieważ świat potrzebuje odważnych, konkretnych działań, a nie tylko dobrych intencji – tłumaczy kapitan Locky Maclean, współzałożyciel Good Pirates.
I dodaje: Spędziłem życie na morzu. Od rejsów na małych jachtach po dowodzenie 72-metrowymi statkami patrolowymi z załogą liczącą do 45 osób w najbardziej odległych regionach świata. Na własne oczy widziałem, jak ocean kształtuje ludzi – jak buduje odporność, pokorę, umiejętność pracy zespołowej i przywództwo w sposób, którego nie da się osiągnąć w żadnej szkole.
Żaglowiec Lord Nelson reprezentuje wszystko, w co wierzę. Jest dziedzictwem, przygodą, dyscypliną i szansą zawartymi w jednej, żywej platformie zmian. Taki statek nie tylko przemierza oceany – zmienia ludzi, którzy na nim płyną. Może szkolić przyszłych liderów, dostarczać pomoc humanitarną do miejsc, które jej najbardziej potrzebują, i służyć jako pływająca baza dla ochrony środowiska morskiego i ochrony przyrody.
Przed Good Pirates stoi ambitne zadanie, wymagające czasu, środków i szerokiego wsparcia środowiska morskiego. W tym celu uruchomiona została zbiórka. Na razie rozkręca się powoli, ale dobrzy piraci doskonale zdają sobie sprawę, iż droga przed nimi jest długa. I nigdzie im się nie spieszy. Trzymamy kciuki, zachęcamy do wsparcia i oczywiście – będziemy bacznie obserwować.





